Sobota-Niedziela, 31 maja - 1 czerwca 2008, Nr 126 (3143)
Nowicki Wacław
Żywe Echa. Chorał Zaniemeński, Boję Się Świtu, Nie Wzięto Nam Wiary - Prawda o rzezi na Polakach w NALIBOKACH!
Wydawca:
Wydawnictwo ANTYK Marcin Dybowski
Wydanie:
Wyd. 1
Rok wydania:
1993
Opis fizyczny:
A5, stron 464
Czy "partyzanci" Tewje Bielskiego pacyfikowali Naliboki? Czego nie pokaze Hollywood?
Trwają prace nad ukończeniem kolejnej wielkiej hollywoodzkiej
superprodukcji, ktora juz jesienia trafi na ekrany kin w USA, a pozniej
z pewnoscia i w innych czesciach swiata, w tym takze w Polsce. Ma to
byc epicka opowiesc o dokonaniach zydowskich "partyzantow", dowodzonych
przez Tewje Bielskiego i jego braci, na polskich Kresach Wschodnich.
Warto zatem wiedziec zawczasu, ze historia braci Bielskich ma liczne
watki polskie (i antypolskie), ktorych w filmie oczywiscie nie bedzie.
"Defiance" ("Opor") pochlonie dziesiatki milionow dolarow. Rezyserem
jest Edward Zwick (tworca widowiskowego "Ostatniego samuraja"), a glowna
role - Tewjego Bielskiego - gra Daniel Craig (znany jako James Bond
"Agent 007"). Film wiec juz chocby z tej racji bedzie wielkim
wydarzeniem, a koniunkture niewatpliwie dodatkowo nakreca swiatowe
media.
Film oparty jest na ksiazce Nechamy Tec "Defiance. The Bielski
Partisans" ("Opor. Partyzanci Bielskiego"). Ma to byc historia
czarno-biala, pokazujaca "dobrych partyzantow" w morzu zla. Aby to
osiagnac, nalezy ja oczyscic ze wszystkich sladow, ktore moglyby rzucic
cien na ich dzialalnosc.
W filmie nie zobaczymy rzeczy najwazniejszej. "Partyzanci" Tewje
Bielskiego i Simchy Zorina sa bowiem oskarzani o wspoludzial w
pacyfikacji Nalibokow, dokonanej 8 maja 1943 r. przez zgrupowania
sowieckie. Na ten temat dysponujemy juz dosc spora literatura
(dokumentami, wspomnieniami, relacjami). Od lat toczy sie tez sledztwo w
Instytucie Pamieci Narodowej. Tworcy filmu nie sa tym jednak
zainteresowani, wiec najwiekszej "operacji wojskowej" nie zobaczymy, a
szkoda, poniewaz przestaje to byc historia, a jest tworzeniem
szkodliwych mitow.
Od 2001 r. Instytut Pamieci Narodowej - Oddzialowa Komisja Scigania
Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lodzi prowadzi (na wniosek
Kongresu Polonii Kanadyjskiej) sledztwo w sprawie zbrodni popelnionej
przez partyzantke sowiecka w Nalibokach. Pomimo ze KPK zalaczyl
obszerna, bogata dokumentacje zrodlowa, sledztwo toczy sie bardzo
niemrawo. Wedlug komunikatu IPN z 15 maja 2003 r., zbrodnie te, jak tez
inne, popelnione na tym terenie "zakwalifikowano jako zbrodnie
komunistyczne, bedace jednoczesnie zbrodniami przeciwko ludzkosci,
ktorych karalnosc nie ulega przedawnieniu. Wskazac przy tym nalezy, iz
sa to jedynie najbardziej tragicznie przyklady. Wiele bowiem innych wsi i
osad na terenie woj. nowogrodzkiego bylo atakowanych przez partyzantow
radzieckich".
Warto zwrocic uwage, ze w corocznym sprawozdaniu prezesa IPN dla Sejmu
(byl nim wowczas prof. Leon Kieres) usunieto wszelkie informacje o
udziale w tej zbrodni osob pochodzenia zydowskiego (zob. "Informacja o
dzialalnosci Instytutu Pamieci Narodowej Komisji Scigania Zbrodni
przeciwko Narodowi Polskiemu w okresie 1 lipca 2001 r. - 30 czerwca 2002
r. Warszawa, wrzesien 2002" - www.ipn.gov.pl).
Wobec szybkiego wymierania bezposrednich swiadkow (a takze uczestnikow
pacyfikacji) mozna zalozyc, ze sprawa nigdy nie zakonczy sie
wyjasnieniem najwazniejszych okolicznosci, ustaleniem sprawcow, a juz z
pewnoscia ich ukaraniem, chocby symbolicznym. Zostanie nam tylko film,
ktorego bohater - jak James Bond - bedzie dokonywac cudow w ekranowej
walce z Niemcami.
Nieustanne pasmo zbrodni
Kresy Północno-Wschodnie, a szczególnie tereny, gdzie podczas okupacji
niemieckiej operowała grupa braci Bielskich, czyli Puszcza Nalibocka,
znajdowały się pod faktyczną okupacją partyzantki sowieckiej. Ludność
polska tych ziem przechodziła niewyobrażalną gehennę. We wrześniu 1939
r. tereny te zajęli Sowieci w wyniku porozumienia z hitlerowskimi
Niemcami. Pierwsze represje i pacyfikacje ludności miały miejsce już od
17 września 1939 r., gdy komunistyczne bojówki (złożone głównie z
mniejszości narodowych) atakowały i mordowały grupki polskich żołnierzy,
ziemian, księży i urzędników. Był to proceder, który ogarnął cale
Kresy. Zamordowano wówczas około 10 tys. ludzi, często w niezwykle
okrutny sposób. Następnie była okupacja sowiecka. Do czerwca 1941 r.
sowieccy komuniści (przy pomocy miejscowych kolaborantów, wśród których
wymienia się także komunistów żydowskich) w kilku operacjach
"deportowali" setki tysięcy ludzi na Sybir. Niezwykle dramatyczny był
też początek wojny niemiecko-sowieckiej. NKWD pospiesznie ewakuowało swe
przeludnione więzienia i areszty, zabijając przy tym dziesiątki tysięcy
więżniów.
Niemcy, jako nowy okupant, niejednokrotnie witani byli jako wybawcy,
albowiem wydawało się, że już gorzej być nie może. A jednak było. Lata
1941-1944 to nie tylko okupacja niemiecka, z krwawymi pacyfikacjami,
wywożeniem ludzi "na roboty" i rozstrzeliwaniem za każde
nieposłuszeństwo wobec nowej władzy. Na to przecież nakładała się
jeszcze "druga okupacja", czyli działalność partyzantki sowieckiej oraz
licznych, szczególnie w pierwszym okresie, pospolitych band rabunkowych.
Miedzy Niemcami a Sowietami
W niezwykle trudnych warunkach rozwijała się na tych terenach polska
konspiracja, glównie ZWZ-AK. W Puszczy Nalibockiej stacjonowało do 10
tys. sowieckich "partyzantów" (byli to glownie zolnierze sowieccy,
ktorzy zostali za frontem w rozbitych jednostkach i nie poszli do
niewoli). Sowieci szybko opanowali te masy, tworzac odgornie struktury
dowodcze i partyjne, zasilane politrukami zrzucanymi z samolotow. Ich
celem glownym miala byc partyzancka walka z Niemcami na zapleczu frontu.
Jednostki te pozbawione byly jednak wiekszej wartosci bojowej i w
bezposrednich starciach z doborowymi oddzialami niemieckimi nie mialy
szans. Stanowily jednak smiertelne zagrozenie dla partyzantki polskiej,
ktora zwalczaly wszelkimi srodkami (rowniez droga denuncjacji do
Niemcow). Tereny te bowiem traktowano juz jako terytorium Zwiazku
Sowieckiego, na ktorych "bandy bialopolskie" byly wrogiem numer jeden.
Na to wszystko nakladaly sie jeszcze grupy i grupki ludnosci zydowskiej,
zbieglej do lasow i puszcz, ukrywajace sie przed Niemcami. Nastawione
byly przede wszystkim na przetrwanie, tworzac tzw. obozy siemiejnyje,
czyli rodzinne. I wlasnie jedna z takich grup (zwana "Jerozolima")
zorganizowali w Puszczy Nalibockiej i dowodzili nia bracia Bielscy. Jej
fenomen - liczebnosc i przetrwanie calej okupacji niemieckiej - opisala
Nechama Tec i stalo sie to kanwa wspomnianego filmu.
Naliboki byly w II RP uroczym kresowym miasteczkiem o wielowiekowej
historii. Polozone w powiecie stolpeckim, na skraju wielkiej i dzikiej
Puszczy Nalibockiej, w poblizu granicy II RP z Sowietami, zylo z dala od
glownych wydarzen. W 1939 r. liczylo ok. 3 tys. mieszkancow, wsrod
ktorych ponad 90 procent bylo katolikami. W miasteczku zylo tez 25
rodzin zydowskich. Okupacja sowiecka w latach 1939-1941 byla wielkim
dramatem. W ramach rugowania polskosci Sowieci wywiezli z terenu powiatu
stolpeckiego ponad 2 tys. ludzi, w tym czesc mieszkancow Nalibokow.
Na terenie pobliskiej puszczy gromadzili sie rozbitkowie z Czerwonej
Armii, tam tez chronila sie ludnosc zydowska. Zydzi utworzyli dwa duze
"obozy rodzinne". Pierwszym zawiadywali bracia Bielscy (Tewje, Asael,
Zus i Aron). Schronili sie w nim uciekinierzy z Nalibokow i pobliskich
miejscowosci. W 1944 r. liczyl on 941 osob, w tym sporo kobiet i dzieci.
Tylko 162 osoby byly uzbrojone. Oboz drugi, pod dowodztwem Simchy
Zorina, gromadzil uciekinierow z gett. Liczyl 562 osoby (w tym 73
uzbrojone).
"Życie ludzkie straciło wszelką cenę"
Ich celu nie stanowiła bezpośrednia walka z Niemcami, najważniejsze było
bowiem przeżycie wojny. Obozy były jednak podporządkowane sowieckiemu
dowodztwu i na jego zadanie musialy kazdorazowo wydzielac kontyngent
uzbrojonych mezczyzn "na akcje". Sowieci nie tolerowali na tym
terytorium zadnych "obcych" sil, o czym swiadczy bezwzgledne zwalczanie
polskiej partyzantki. Zydom pozostawili jednak ogromna autonomie,
pozwalajac im utrzymywac w obozie nawet synagoge.
Dla polskiego podziemia sprawa najwazniejsza bylo zapewnienie wzglednego
bezpieczenstwa w terenie i ochrona ludnosci stale gnebionej przez
pacyfikacje niemieckie, sowieckie oraz najazdy zydowskich i sowieckich
"grup zaopatrzeniowych". Raporty Delegatury Rzadu z tego okresu sa
wstrzasajace:
"Zagadnienie bezpieczenstwa w ogole nie istnieje a teren objety
partyzantka robi wrazenie 'dzikich pol'. Zycie ludzkie stracilo wszelka
cene a dorazne egzekucje sa powszechne na calym terenie. (...)
Teren, gdzie Niemcy nie docieraja, a zwlaszcza Puszcza Nalibocka, jest
siedliskiem przewaznie sowieckich oddzialow dywersyjnych. Sa one dobrze
uzbrojone w bron reczna i maszynowa, dowodzone przez oficerow sowieckich
specjalnie wyszkolonych do walki partyzanckiej i podobno licza ok.
10.000 ludzi. (...) Ludnosc miejscowa jest zmeczona i znekana ciaglymi
rekwizycjami a czesto i rabunkiem odziezy, zywnosci i inwentarza.
Najbardziej daja sie we znaki, zwlaszcza w odniesieniu do ludnosci
polskiej tzw. oddzialy rodzinne (siemiejnyje), skladajace sie wylacznie z
Zydow i Zydowek w sile 2-ch batalionow" (Raport Delegatury Rzadu, AAN,
202/III-193, k. 131, 160).
Konflikty rodzily sie przede wszystkim na tle oslawionych "akcji
zaopatrzeniowych". Strona polska uznawala istniejace status quo,
usilujac doprowadzic do jakichs porozumien z Sowietami, aby uniknac
gehenny ludnosci cywilnej. Stawiala jednak zdecydowane warunki, wsrod
nich podkreslala zas wybitnie negatywna role grup zydowskich,
dzialajacych z niezwyklym okrucienstwem. Odbylo sie wiec kilka spotkan
oficerow Okregu Nowogrodzkiego AK z dowodcami sowieckimi. Juz podczas
pierwszego z nich, 8 czerwca 1943 r., strona polska zazadala, aby na
akcje rekwizycyjne Sowieci nie wysylali grup zydowskich: "(...) nie
wysylanie Zydow na rekwizycje (ludnosc sie skarzy) samorzutnie chwyta za
bron w swej obronie, bo ci sie znecaja, gwalca kobiety i male dzieci
(...), obrazaja ludnosc, strasza pozniejsza zemsta sowietow, nie maja
miary w swej nieuzasadnionej zlosci i w rabunku" ("Protokol spisany dn. 8
czerwca 43 r. przez Delegata Sztabu Glownego partyzantow polskich -
Wschod - oraz Komendy Leninskiej partyzanckiej brygady sowieckiej".
Archiwum WIH, III/32/10, k. 1).
Jedli, pili, gwalcili
Grupy zydowskie przeprowadzaly bowiem te rekwizycje (zwane operacjami
gospodarczymi) najbardziej bezwzglednie. Wedlug jednego z raportow, oboz
Bielskiego "zgromadzil" "200 t ziemniakow, 3 t kapusty, 5 t burakow, 5 t
zboza, 3 t miesa i 1 t kielbasy". Z raportow sowieckiej partyzantki
wynika, ze nie bylo problemu z wyzywieniem, co wiecej, rabunki
prowadzono na tak wielka skale, ze istnial wprost nadmiar zywnosci, a
"partyzanci" mogli dowolnie wybierac rodzaj jadla: "Wyzywienie
partyzantow jest bardzo dobre (...). Zawsze maja tluszcze, mieso, mleko,
jajka, kury itd. Odzywiaja sie jak zadne wojsko w czasie pokoju.
Zapasow nie robia, ale jedza caly czas bez konca". Z kroniki jednej z
brygad wynika, ze "we wszelkich warunkach partyzant jadl bez ograniczen.
Duze spozycie miesa zle odbijalo sie na zdrowiu niektorych
partyzantow". Jeszcze dlugo po wojnie sowieccy partyzanci wspominali te
czasy jak raj na ziemi: "Po partyzancku mowilismy, jedz, ile sie
zmiesci. To samo dotyczy miesa. Do 1944 roku miesem pogardzalismy. U nas
byla wylacznie wieprzowina, cielecina, baranina. (...) Wiele osob
wzdycha teraz do tamtej kuchni".
W powojennych wspomnieniach zydowscy "partyzanci" z tych obozow
podkreslali mestwo i niezwykle zaslugi obozu Bielskiego. Na przyklad
Anatol Wertheim pisal: "Na jego czele stalo czterech braci Bielskich,
synow mlynarza spod Nowogrodka. (...) Z czasem znalazlo sie w ich
szeregach trzystu bojownikow, ktorych brawura stala sie legendarna w
calej Puszczy. Partyzanci z podziwem powtarzali opowiesci o ich
pomyslowych zasadzkach na Niemcow, odwaznych akcjach i o karach, jakie
bracia Bielscy wymierzali kolaborantom".
Niestety, zaden z nich nie podaje konkretow, nie mozna wiec zweryfikowac owej poteznej akcji antyniemieckiej...
O codziennym zyciu i obyczajach panujacych w tym obozie wiemy nie tylko z
opowiesci Nechamy Tec. Opisal je rowniez czasowy zastepca Tewje
Bielskiego, polski przedwojenny komunista Jozef Marchwinski (ktory byl
zonaty z Zydowka o imieniu Ester i z tej racji zostal dolaczony do obozu
przez dowodztwo sowieckie). "Bielskich bylo czterech braci, chlopow
roslych i dorodnych i nic tez dziwnego, ze mieli powodzenie u niewiast w
obozie. Byli to molojcy do wypitki i milosci, nie mieli jednak ciagotek
do wojaczki. Najstarszy z nich (dowodca obozu) Tewie Bielski zarzadzal
nie tylko wszystkimi Zydami w obozie, lecz dowodzil rowniez dosc licznym
i slicznym 'haremem' - niby krol Saud w Arabii Saudyjskiej. W obozie,
gdzie rodziny zydowskie kladly sie czesto na spoczynek z pustymi
zoladkami, gdzie matki przytulaly do wyschnietych piersi glodne swoje
dzieci, gdzie blagaly o dodatkowa lyzke cieplej strawy dla swoich
malenstw - w tymze obozie kwitlo inne zycie, byl tez inny, bogaty swiat!
Bielski i jego swita nie narzekali na zle warunki, na okupacje.
Posiadajac zloto i kosztownosci swoich ziomkow, mogli prowadzic wystawny
tryb zycia. W ziemiankach braci Bielskich i najblizszego ich otoczenia,
stoly uginaly sie od wytrawnych potraw i napojow, a liczne grono
pieknych kobiet stale otaczalo Tewie Bielskiego i jego trzech budrysow.
Pieknosci te nie znaly glodu i niedostatku. Byly zawsze slicznie ubrane a
na ich rekach i szyjach lsnily blaskiem drogie klejnoty i kamienie, nie
zbrukaly tez zbozna praca swych bialych raczek".Z racji zgromadzonych na prywatny uzytek bogactw Tewje byl surowo
oceniany w raportach sowieckich: "Bielski nie zajmowal sie praca bojowa,
a spekulowal w oddzialach. Bral od swoich partyzantow zloto na zakup
broni i przywlaszczal je, a broni nie dawal". On sam w swych powojennych
wspomnieniach (wydanych w Palestynie w 1947 r.) podkreslal, ze jego
"Jerozolima" - "nigdy nie weszla do akcji z okupantem".
U Simchy Zorina bylo bardzo... wesolo
Podobnie bylo w sasiednim obozie Simchy Zorina. Wspomniany Wertheim
opisywal to z wyrazna nostalgia: "jedzenia bylo pod dostatkiem, a nawet
gromadzily sie zapasy. Jeszcze w dniu polaczenia sie z Armia Czerwona
wyciagnelismy z jeziora kilkaset zatopionych workow z maka (...).
Nadwyzki jedzenia posylalismy nawet do Moskwy. Raz w tygodniu ladowal na
polowym lotnisku w puszczy samolot: przywozil gazety i materialy
propagandowe, a zabieral z powrotem samogon, slonine i kielbasy naszego
wlasnego wyrobu".
Wystawne uczty i alkoholowe libacje zajmowaly czas "partyzantom". W
ocenie Wertheima - "Z powodu pijanstwa wydarzaly sie w oddzialach
nieodwracalne tragedie - zbrojne konflikty, strzelaniny...". Jednak to
bylo dla nich nieistotne: "Najweselsze wizyty spedzalem z Zorinem. Nasz
komendant byl bardzo kochliwy, za moich czasow mial juz druga czy
trzecia zone w oddziale, ale uwazal, ze to wcale nie dosyc. Codziennie
rano zasiadal do stolu w towarzystwie aktualnej zony Geni. Pod stolem
stala przygotowana zawczasu kadz z samogonem, ktory Zorin czerpal
filizanka: wtedy pojawiala sie kucharka sztabu Ethel i, gleboko patrzac
szefowi w oczy, pytala go z przejeciem, czego sobie zyczy na sniadanie.
Zorin przesuwal czapke w tyl, drapal sie przez chwile w glowe i zamawial
zawsze takie samo 'menu': twarozek ze smietanka na zakaske, kawaleczek
sledzia i kielbase naszego wlasnego wyrobu".
Bron sluzyla tym "partyzantom" nie tylko do przeprowadzania "operacji
gospodarczych". Gdy juz dobrze pojedli i popili, korzystali jeszcze z
innych uciech. Bron potrzebna im byla przede wszystkim do terroryzowania
okolicy, w poszukiwaniu nowych kobiet. To tez bezwiednie ujawnil
wspomniany Wertheim: "[Zorin] po sniadaniu, jezeli byl w dobrym humorze i
nie mial akurat nic lepszego do roboty, wzywal mnie do siebie i
proponowal: 'Nu dawaj, naczalnik sztaba, pajedziom zenitsia!'.
Na 'ozenek' jechalismy zazwyczaj do jakiejs odleglej wsi, gdzie Zorin
mial z gory upatrzona dziewuche. Zajezdzalismy z fasonem - pod eskorta
przynajmniej trzydziestu konnych. Nasz watazka zwracal sie wprost do
ojca wybranki, oznajmiajac mu, ze wlasnie ma zamiar ozenic sie z jego
corka. Partyzantom w ogole trudno bylo odmowic, a co dopiero takiemu
komendantowi jak Zorin! Dla wiekszego efektu wyciagal z kieszeni
skorzany woreczek, wysypywal z niego na stol 'swinki', czyli zlote
carskie ruble, i bawil sie nimi niby od niechcenia, dajac do
zrozumienia, ze nie tylko z niego potezny komendant, ale tez nie byle
jaki bogacz! Slub ciagnal sie przez dwa, trzy dni, az Zorin decydowal,
ze pora wracac do oddzialu i Geni - przynajmniej do czasu nastepnego
ozenku".
Podobne "normy moralne" obowiazywaly tez w "Jerozolimie" Bielskiego, ktory przeciez tez mial swoj harem.Trudno wiec wymagac, aby taka "partyzantka" cieszyla sie jakimkolwiek
szacunkiem okolicznej ludnosci. Czy to zobaczymy w hollywoodzkim filmie?
Alez skad, zarowno Bielscy, jak i Zorin sa wielkimi bohaterami, ktorzy w
ten sposob - dodatkowo uwiecznieni przez X muze - wejda do komiksowego
panteonu II wojny swiatowej.
Pacyfikacja Naliboków 8 maja 1943 r.
Jak doszlo do ludobojczej pacyfikacji? Kto bral w tym udzial? Niemcy
nakazywali tworzenie w miasteczkach i wsiach, nekanych przez grupy
sowiecko-zydowskie, tzw. samoochowy (samoobrony). To ona miala
odpowiadac za bezpieczenstwo mieszkancow i bezproblemowe oddawanie
kontyngentow zywnosci. W Nalibokach samoobrona powstala w polowie 1942
r. i byla faktycznie przykrywka dla miejscowej placowki Armii Krajowej.
Dla Sowietow "samoochowa" byla sola w oku, traktowano ja jak jednostke
kolaboracyjna i starano sie ja podporzadkowac swoim interesom. W koncu
doszlo do bezposredniego spotkania dowodcow polskiej samoobrony z
przedstawicielami sowieckich partyzantow. W kwietniu 1943 r. Sowieci
postawili ostre warunki: wyrazenie zgody na "rozbicie" samoobrony (ktora
miala na stanie zaledwie 2 rkm i 26 starych kb), wcielenie jej do
szeregow partyzantki sowieckiej i zlozenie przysiegi na wiernosc
Stalinowi. Polacy, ze zrozumialych wzgledow, przyjeli jednak tylko
pierwszy warunek, uzgadniajac date przeprowadzenia pozorowanej akcji na 3
maja 1943 roku. Tego terminu Sowieci jednak nie dotrzymali. Ale rankiem
8 maja Naliboki zostaly otoczone przez kolumny sowieckich i zydowskich
"partyzantow" z Puszczy Nalibockiej.
Pech chcial, ze w miasteczku (w ktorym nigdy nie bylo zadnej placowki
niemieckiej) akurat tego dnia nocowal u swej ciotki policjant bialoruski
z Iwienca, ktory na widok Sowietow wystrzelil i zabil jednego z ich
dowodcow. Dalej wypadki potoczyly sie bardzo szybko i drastycznie.
Waclaw Nowicki, ktory byl naocznym swiadkiem, tak to opisal: "Godzina 5
rano, 8 maja 1943 roku. Dluga seria z kaemu rozprula ponizej okien
frontowa sciane naszego domu, stojaca pod nia kanape, przeleciala przez
pokoj i ugrzezla w przeciwleglej scianie zaledwie kilka centymetrow nad
naszymi glowami. (...) Mama dopadla okna.
- Wies plonie! - krzyczy. (...)
O godzinie 7.00 strzaly i jeki ucichly. Zewszad wialo groza smierci i
zniszczenia. Ocaleni od pogromu mogli teraz zobaczyc tragedie swego
miasteczka i dokonanego w nim ludobojstwa. W niespelna 2 godziny zginelo
128 niewinnych ludzi. Wiekszosc z nich, jak stwierdzili potem naoczni
swiadkowie, z rak siepaczy Bielskiego i 'Pobiedy'. Mordercy obojga plci
wpadali do mieszkan i seriami z automatow unicestwiali we snie cale
rodziny, a obrabowane w pospiechu (nawet z zegarkow) domostwa palili i
pijani od krwi, z okrzykiem 'hura!' szli dalej mordowac. Wielu
zbudzonych nagla strzelanina i jekiem sasiadow wylatywalo na podworko.
Tych rozstrzeliwano z dziecmi pod scianami chat. Jedni i drudzy wraz z
domostwem obracali sie w popiol. Daleko slychac bylo ryk bydla i rzenie
zagrabianych koni. Podczas dantejskiego pogrzebu trudno bylo
zidentyfikowac pozostale czasem tylko konczyny dzieci, rodzicow,
dziadkow z rodow Karniewiczow, Lojkow, Chmarow i wielu innych" (W.
Nowicki, Zywe echa, Warszawa 1993, s. 99-100).
Wedlug wspolczesnych ustalen, ofiar bylo 128-132, w tym kobiety i
dzieci. Z niektorych rodzin zginelo nawet po 7-8 osob. Wsrod napastnikow
mieszkancy rozpoznali niektorych (znanych im juz wczesniej)
"partyzantow" sowieckich oraz tych Zydow, ktorzy byli mieszkancami
Nalibokow.
Grupa Keslera
Sasiadow z Nalibokow w obozie Bielskiego nie bylo wielu, ale ta grupa
byla akurat bardzo charakterystyczna. Przewodzil jej Izrael Kesler,
przedwojenny zawodowy zlodziej (za ten proceder mial byc nawet karany
wiezieniem). Do grupy nalezeli rowniez bracia Borys i Icek Rubiezewscy.
Po wejsciu Niemcow Kesler dowodzil kilkunastoosobowa banda rabunkowa,
ktora szybko powiekszala swe szeregi, przyjmujac grupy Zydow
ukrywajacych sie w okolicznych lasach. Wedlug roznych danych,
powiekszyla sie do kilkudziesieciu (a nawet do ponad stu) osob i z
czasem weszla w sklad obozu Bielskiego. Keslerowcy uzyskali w zamian
pewna autonomie w ramach "Jerozolimy", ale nawet tam uchodzili za grupe
bezwzglednych rabusiow.
W 1980 r. ukazala sie w Izraelu ksiazka Sulii Wolozhinski Rubin - zony
Borysa Rubiezewskiego ("Against the Tide. The Story of an Unknown
Partisan", Jerusalem 1980). Opisala ona napad na Naliboki (w ramach
grupy Izraela Keslera), choc nie wymienila tej nazwy: "Nieopodal
[dworzeckiego] getta znajdowala sie wioska. Zydzi musieli przez nia
przechodzic po drodze do lasu, a partyzanci [sowieccy] w drodze z lasu.
Ci wiesniacy ostrzegali biciem w dzwony i waleniem w miedziane garnki o
przemarszu takich osob, aby ostrzec pobliskie wioski. Chlopi wybiegali z
siekierami, sierpami - czymkolwiek, co moze sluzyc do zabijania - i
rzneli kazdego, a potem rozdzielali miedzy siebie cokolwiek ci
nieszczesliwi mieli. Grupa Borysa [Rubiezewskiego] zdecydowala, aby
polozyc raz na zawsze kres takiej dzialalnosci. Wyslali kilku ludzi do
tej wioski, a sami zaczaili sie w zasadzce. Wkrotce rozlegly sie sygnaly
alarmowe i uzbrojeni chlopi wybiegli, aby zabic 'przekletych Zydow'.
No, ale rozlegly sie salwy i skoszono ich ze wszystkich stron. Trzy dni
zajelo, aby zbic trumny [dla poleglych chlopow] i ponad 130 osob
pochowano. Nigdy juz wiecej zaden Zyd czy partyzant nie zginal na tych
drogach" (S. Wolozhinski Rubin, Against the Tide. The Story of an
Unknown Partisan, Jerusalem 1980, s. 126-127).
Jest to oczywiscie opis skrajnie falszywy, dokonany zostal niewatpliwie
na uzytek czytelnika anglojezycznego, nieznajacego w ogole wojennych i
okupacyjnych realiow w Polsce.
Jest już jeden film
Na podstawie ksiazki Sulii Wolozhinski Rubin powstal w 1993 r. film
dokumentalny "The Bielsky Brothers: The Unkown Partisans" (Soma
Productions, 1993) wykorzystywany jako material pomocniczy w nauczaniu o
holokauscie. W filmie Sulia dodala nowe, drastyczne szczegoly o ojcu
swego meza, ktorego Polacy mieli jakoby zameczyc w okrutny sposob, co
mialo jeszcze mocniej uzasadniac pacyfikacje Nalibokow: "Jego ojca
Szlomka (...) ukrzyzowano na drzewie. (...) Borys sie o tym dowiedzial.
Wioska juz nie istnieje. (...) Tego dnia pochowano 130 osob". Zapomniala
juz natomiast o tym, co napisala we wczesniejszych wspomnieniach,
opublikowanych w 1980 r., ze rok przed tymi wydarzeniami Szlomo
Rubiezewski zginal w getcie zabity przez Niemcow.
W tym samym filmie przyznano jednak, ze grupy zydowskie dokonywaly
rabunkow okolicznej ludnosci: "Najwiekszym klopotem bylo (...)
wyzywienie tylu ludzi. Grupy 10 do 12 partyzantow wymaszerowywaly na
odleglosc 80 do 90 kilometrow, aby rabowac wioski i przyniesc zywnosc
dla partyzantow". Sulia chwalila tez spryt przyszlego meza, ktory po tej
pacyfikacji obdarowal ja futrem, ubraniami i butami. Brat Borysa -
Icek, wymieniany byl nawet w raportach sowieckich jako notoryczny rabus,
za co grozilo mu rozstrzelanie.
Dalsze losy Keslera potoczyly sie zgodnie z owczesnymi regulami.
Usilowal on jakoby przejac kontrole nad cala "Jerozolima" Tewje
Bielskiego, wiec zostal przez niego zamordowany.
Naliboki nie byly jedyna polska miejscowoscia, okrutnie spacyfikowana
przez sowieckich "partyzantow". Kilka miesiecy pozniej, 26 sierpnia 1943
r., inna grupa Sowietow podstepnie wymordowala ok. 50 partyzantow AK
wraz z ich dowodca por. Antonim Burzynskim "Kmicicem". Wedlug ustalen
Nechamy Tec, w tym rowniez brala udzial wydzielona grupa pomocnikow z
obozu Bielskiego.
Kolejne rocznice haniebnej pacyfikacji Nalibokow sa calkowicie
przemilczane i ignorowane przez polskie wladze. Czy mozna jeszcze
ustalic chocby niektorych sprawcow? Niewatpliwie tak. Praktycznie
wszyscy "partyzanci" Bielskiego, ktorzy przezyli wojne, pozostawili swe
relacje w Zwiazku Sowieckim. Pokazne zbiory takiej dokumentacji
zgromadzil rowniez Izrael. Czy ktos pokusil sie o takie badania?
Piec lat temu powstala w USA ksiazka Petera Duffy'ego pt. "The Bielski
Brothers. The True Story of Three Men Who Defied the Nazis, Saved 1,200
Jews, and Built a Village in the Forest" (New York 2003). O Nalibokach
nie ma w niej w ogole mowy.
Bielscy sa jednak naglasniani i w Polsce. W 2003 r. napisal o nich w
"Polityce" Marian Turski, podkreslajac, ze bylo to zgrupowanie o...
wysokiej etyce, w ktorym wszelkie konfiskaty (poza zywnoscia), byly
jakoby surowo karane smiercia: "Nieformalny kodeks etyczny, narzucony
przez Bielskiego i jego braci, najsurowiej tego zakazywal... A
konfiskata zywnosci i bydla? Trzeba powiedziec otwarcie, ze ludzie ze
zgrupowania Bielskiego - podobnie jak wszystkie inne oddzialy
partyzanckie! - czynili to bez zahamowan" (M. Turski, Republika braci
Bielskich, "Polityka" nr 30, 26 VII 2003).
Turski sprawe Nalibokow calkowicie zbagatelizowal: "Przed dwoma laty IPN
zwrocil sie do organow scigania Bialorusi o wszczecie wlasnego sledztwa
w sprawie zbrodni w Nalibokach, dokonanej przez partyzantow radzieckich
w 1943 r. Sledztwo w tej sprawie prowadzi oddzial IPN w Lodzi. Jak
mozna bylo przeczytac w komunikacie PAP, 'Informacji o udziale Zydow w
zbrodni w Nalibokach polskie organa scigania na razie nie
zweryfikowaly'. (...) Za zycia Tewje Bielski nie zaznal zbyt wiele
glorii. Ale po smierci jego cialo zostalo sprowadzone do Izraela i
pochowane na Cmentarzu Bohaterow".
Po uplywie trzech miesiecy od pacyfikacji sowiecko-zydowskiej, Naliboki
przezyly kolejna tragedie. Tym razem Niemcy, w ramach operacji
"Hermann", 6 sierpnia 1943 r. zrownali miasteczko z ziemia, a ludnosc
czesciowo wymordowali, czesciowo wywiezli na roboty. Odbudowano je juz
po wojnie, ale pozostalo w nim niewielu dawnych mieszkancow. Dzis
nieliczni juz nalibocczanie i ich potomkowie mieszkaja w USA, Kanadzie,
Australii, sa rowniez rozproszeni po Polsce.
Jest jeszcze jeden polski wątek, ktory wiaze sie z historia braci
Bielskich, calkiem wspolczesny. Oto kilka miesiecy temu media doniosly,
ze amerykanskie malzenstwo - Aron i Henryka Bell - porwalo 93-letnia
Janine Zaniewska z Florydy i umiescilo ja w domu opieki Hospes Hospiti w
Pobiedziskach pod Poznaniem. Mialy to byc jej "wakacje" w dawno
niewidzianej Polsce. Przy okazji malzonkowie wyludzili od niej
pelnomocnictwo i ogolocili jej konto z sumy 250 tys. dolarow zyciowych
oszczednosci. Sprawa wyszla na jaw i Aron oraz Henryka Bell zostali w
USA aresztowani pod zarzutem porwania i oszustwa.
Aron Bell do 1951 r. nazywal sie... Bielski. Jest najmlodszym bratem
Tewjego. Wyludzenie 250 tys. dolarow od Janiny Zaniewskiej bylo zapewne
jego ostatnia juz "operacja gospodarcza", ktorych tyle przeprowadzil w
latach okupacji wraz ze swymi bracmi.
Dziekuje za ta obszerna relacje. Historie trzeba znac, aby umiec oddzielic przyjaciol od wrogow.
OdpowiedzUsuńA aj,a jaj, a jake to przyjacioly?
OdpowiedzUsuń