czwartek, 10 stycznia 2013

Ekshumacja, do której nie doszło…

No i znowu się okazało, że „nie ma tego złego…”. Oto paskudny film Pasikowskiego pt. „Pokłosie” wywołał własne pokłosie i „Warszawska Gazeta” z dn. 14-20 grudnia 2012 r. opublikowała relację ks. Józefa Kęblińskiego, duszpasterza w Jedwabnem w czasie wojny, spisaną przez Ks. Edwarda Orłowskiego, Dziekana i Proboszcza Parafii Jedwabne po wojnie.
Ponieważ Ks. Kębliński znał język niemiecki, z konieczności, niekiedy występował w charakterze tłumacza. Otóż kapłan ten zaświadcza, że  mord, który miał miejsce w Jedwabnem 10 lipca 41 r. przeprowadziło rezydujące w Białymstoku komando liczące 240 Niemców, lub część tego komanda. Według ks. Kęblińskiego wraz z żydowskimi sąsiadami zostało zamordowanych także trzech Polaków. Autor nie wyjaśnia dlaczego, chyba jednak nie za pomoc oprawcom.
Kolejne pokłosie „Pokłosia” to tekst pt. „Kończcie już, bo szabas” autorstwa Magdaleny Rigamonti i Piotra Śmiłowicza zamieszczony we „Wprost” z dn. 27 grudnia 2012 – 06 stycznia 2013. Jak się dowiadujemy z artykułu, w archiwach IPN znajduje się raport prof. Andrzeja Koli z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika  w Toruniu, szefa zespołu archeologów, który to zespół miał wiosną 2001 r. przeprowadzić prace ekshumacyjne na terenie miejsca mordu i zarazem żydowskiej mogiły w Jedwabnem.

Z raportu prof. Koli, wg „Wprost”, wynika, że działania archeologów w dniach 30 maja – 4 czerwca 2001 r. nie były rzetelnymi badaniami a „[…] raczej parodią ekshumacji.” Narzucona zespołowi technika odkrywki w połączeniu z nieprofesjonalnie krótkim czasem przyznanym na badania uczyniła z prac, jak pisze „Wprost”, „farsę”.
Mimo to znaleziono liczne artefakty świadczące, że ofiary przed śmiercią nie były obrabowane, oraz, i to jest najważniejsze, „46 sztuk łusek niemieckiej broni typu mauser.” (we „Wprost” „mauser” jest napisane z małej litery).  Prof. Wiktor Kulesza, który wówczas reprezentował IPN i ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego, wg Raportu prof. Koli, taką a nie inną organizację prac nazwał „polską racją stanu”. Tenże sam prof. Kulesza zapytany przez „Wprost”  wyjaśnia także kwestię łusek: „Okazało się, że łuski pochodzą z karabinu MG42. Zostały zatem wystrzelone z broni, która nie była jeszcze używana w czasie, gdy rozegrała się zbrodnia w Jedwabnem.” To stwierdzenie jest zdumiewające. Skąd Pan Profesor wie z jakiego konkretnie typu broni wystrzelono amunicje typu Mauser?


Nie ma chyba archeologa, który nie natknął się na łuskę od Mausera. No i identyfikacja tego znaleziska jest banalnie prosta: długość – 56,8 mm (w zaokrągleniu 57 mm), średnica szyjki – 8,76/8,89 mm, średnica maksymalna łuski (łuska nie jest idealnym walcem) – 11,9 mm. Natomiast określenie z  jakiej  broni wystrzelono „znalezisko”, to już sprawa bardzo skomplikowana. Amunicja ta pasowała bowiem do bardzo wielu typów broni: karabinów, np. wz. 98, karabinków, np. wz. 98k, cekaemów, np. MG08, uniwersalnych karabinów maszynowych, np. MG34 i MG42. Nie podejmuję się wymienić wszystkich typów broni do jakiej pasował nabój, którego elementem była opisany wyżej rodzaj łuski, ale też w dostępnej literaturze, nie spotkałem się z informacją o amunicji produkowanej specjalnie dla MG42. Po prostu ten karabin maszynowy strzelał amunicją 7,92 x 57, standardową dla Wehrmachtu. I nie tylko dla Wehrmachtu, ale to już inne zagadnienie. Ponawiam więc pytanie: skąd Pan Profesor wie, że odnalezione w mogile w Jedwabnem łuski pochodziły z amunicji wystrzelonej z MG42?

To prawda, iglica każdej broni zostawia na zbijanej spłonce swój indywidualny, czasem identyfikowalny przy badaniach mikroskopowych ślad. Iglice jednak się zużywają, tępią i upodobniają. Chylę czoła przed ekspertem, który bez posiadania egzemplarza broni, tego jedynego, z którego właśnie był oddany strzał, bezspornie określił z czego strzelano przed 60. laty, ale dlatego, pełen uznania, pytam: jaką zastosowano metodologię badań i kto autoryzował ekspertyzę? Pracownia przy Muzeum Wojska Polskiego, laboratorium Wojskowej Akademii Technicznej, specjaliści z Komendy Głównej Policji? Czy w ekspertyzie są zawarte opisy denek łusek – to ważne, na denkach powinny być wybite swoiste „metryczki”. I czy ta ekspertyza jest gdzieś dostępna – np. na stronie internetowej IPN?

Ciśnie się dalej kolejne pytanie: czy w IPN są jeszcze inne dokumenty, nie przywoływane w wynikach badań, ze względu na jakąś „rację stanu”?  Niestety, w tej sytuacji, jako konserwatywny badacz historii, widzę wielkie luki w ustaleniach Pana prokuratora Radosława Ignatiewa zawartych w raporcie z lipca 2002 r. I dopóki wszelkie niejasności nie zostaną rzetelnie wyjaśnione, dopóty o sprawstwo mordu będę podejrzewał tego, kto strzelał na miejscu zdarzenia.
A swoją drogą IPN za drogo kosztuje, żeby działać aż tak mało profesjonalnie.

Paweł Milczarek  

Za: http://sol.myslpolska.pl/

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz