czwartek, 29 listopada 2012

Oczyścić nacjonalizm z neokonserwatyzmu i syjonizmu

Propozycje programowe dla nacjonalistów

Pour une critique positive
Ogłoszenie niedawno powstania nowej formacji (partii? ruchu społecznego?) pod nazwą Ruch Narodowy nie jest z pewnością pierwszoplanowym wydarzeniem politycznym, tym niemniej tworzy pewien nowy polityczny fakt. Nawet gdyby nowa inicjatywa miała okazać się politycznym niewypałem, warto na chwilę nad nią się pochylić, to bowiem da nam pretekst do wskazania przynajmniej kilku kierunków działania, ku jakim współczesny polski nacjonalizm powinien się naszym zdaniem zwrócić.
Komentując określony nurt polityczny na przykładzie konkretnej organizacji – na dodatek jeszcze dość mgławicowej – łatwo jest dać się ponieść pokusie jałowego krytykanctwa. Chciałbym tu pułapki tej uniknąć, dlatego zamiast opisu tego, jak jest, skupię się na tym, jak być moim zdaniem powinno. Posłużę się więc metodą zastosowaną przez ideologia francuskiego narodowego rewolucjonizmu Dominika Vennera (ur. 1935 r.), który w swoim opublikowanym w 1962 r. słynnym eseju, którego tytułem posłużyłem się dla oznaczenia tego akapitu, zastosował właśnie metodę „krytyki pozytywnej”, tak więc inaczej ujmując, „krytyki konstruktywnej”. Nie zgłaszam oczywiście pretensji do podobnej francuskiemu myślicielowi przenikliwości, ani do napisania tekstu o takim znaczeniu jak jego. Choćby z tego powodu, że skupić się chciałem nie tyle na całokształcie swojego wyobrażenia polskiego nacjonalizmu, co na jednym wybranym jego aspekcie – mianowicie populistycznej ideologii, którą ruch nacjonalistyczny mógłby się posługiwać.
 
O przydatności populizmu 
Powtarzany często przez komentatorów zarzut jakoby nowo założony Ruch Narodowy „nie miał programu” a wyżywał się w mało subtelnych i oderwanych przy tym zupełnie od rzeczywistości pokrzykiwaniach („Polski Lwów, Polskie Wilno – odzyskane być powinno!”), uważam za niesłuszny. Krytycy mają pretensję, że ideologia Ruchu Narodowego nie posiada spójności właściwej doktrynom, szczegółowości cechującej programy i intelektualnej głębi charakteryzującej filozofię polityczną. Warto jednak pamiętać, czym jest ideologia polityczna. A jest tą formą myśli politycznej, która dla dostosowania jej do możliwości percepcyjnych mas, została skrajnie sprymitywizowana i zwulgaryzowana, do poziomu często właśnie tylko wiecowych pokrzykiwań i powtarzanych w telewizyjnym studio w różnych deklinacjach komunałów. Dzięki takim swoim cechom, ideologia może spełniać między innymi funkcję mobilizującą, w kontekście której pozostałe formy myśli politycznej są zupełnie nieprzydatne. Zamiast więc potępiać Ruch Narodowy za populizm, warto odwołując się do jego przykładu postawić pytanie o zagadnienia, którymi traktowany już bardziej ogólnie nacjonalistyczny populizm w pożądanej przez nas postaci mógłby się karmić, a także które środowiska powinno się na jego gruncie wskazywać jako właściwe do wykluczenia ze wspólnoty politycznej.

Niedobrane małżeństwo
Na przykładzie tegorocznego „marszu niepodległości”, stwierdzić przede wszystkim wypada, że romans nacjonalizmu z liberalną lub konserwatywno-liberalną prawicą okazał się nie tylko ideowym mezaliansem, ale też politycznym nieporozumieniem. Chociaż więc sam pomysł obchodzenia najważniejszego dla zbiorowej tożsamości narodu święta państwowego w postaci organizowanego w aurze niby-to rewolucji ludowego pochodu oceniam jako szkodliwy (a czemu dałem wyraz w tekście Refleksje wokół święta niepodległości), to jednak nie mogę nie przyznać, że wykluczenie z udziału w nim w tym roku pewnego libertariańskiego clowna kompromitującego i politycznie zatapiającego każdą inicjatywę której się dotknie, piszę organizatorom na plus. Szkoda jedynie że nie sięgnęli po tą samą metodę w odniesieniu do innego libertarianina, tyle że tym razem oportunisty i karierowicza, który najpierw zobaczywszy wokół siebie trochę gazu łzawiącego „narobił w portki” ze strachu i pobiegł do policji „rozwiązywać zgromadzenie”którego nie był koordynatorem, a później w wywiadzie dla demoliberalnej gazety „odcinał się” jako „wolnościowiec” od „korporatywistów”(sic!).
Czy małżeństwo jest dobrane, poznaje się po tym, jak bardzo małżonkowie są wobec siebie lojalni w sytuacjach kryzysowych. Tegoroczne wydarzenia ukazały, że pomiędzy nacjonalistami a liberałami i libertarianami o zaufaniu ani lojalności nie może być mowy. Należałoby zatem ten toksyczny związek jak najszybciej zerwać.

Przeciwko neokonserwatyzmowi i syjonizmowi
Formułą, na gruncie której możliwe okazało się zbliżenie nacjonalistów (albo przynajmniej tych, którzy za nacjonalistów się uważają...) z liberalną prawicą był neokonserwatyzm. Poprzedzony przygotowującym dlań grunt jeszcze w latach 80-tych i 90-tych, importowanym z UK i z USA „konserwatywnym liberalizmem”, od początku lat 2000-nych skorodował i obrócił w amerykańską agenturę wpływu znaczną część zarówno środowisk nacjonalistycznych, jak też katolickich i konserwatywnych. Wystarczy wspomnieć na ekspansję w ostatnich latach proamerykańskiego i demoliberalnego TFP kosztem polskiego ruchu monarchistycznego i integralnie konserwatywnego. Wrzód neokonserwatyzmu, jako ideologia lansowana w swojej oryginalnej postaci przez środowiska amerykańskich Żydów, oznacza też skażenie polskiego nacjonalizmu i polskiej prawicy syjonizmem. Powstrzymamy się tutaj od bardziej szczegółowych opisów syjonistycznej penetracji w tych kręgach, dość jednak zauważyć, że niekiedy bardzo ścisłe zazębianie się środowisk żydowskich i żydofilskich, szczególnie ze środowiskami nacjonalistycznymi i katolickimi, stało się w ostatnich kilku latach smutnym faktem. Na gruncie wspólnej obydwu tym kategoriom matrycy neokonserwatywnej nie szokują już u tych drugich hasła takie jak „judeochrześcijaństwo”, czy postulaty bezkrytycznego poparcia dla Izraela i nienawiści do tych, którzy przez USA, Izrael i środowiska syjonistyczne naznaczeni zostali jako wrogowie.
Nie wchodząc w bardziej szczegółowe rozważania geopolityczne i ideologiczne, należy zatem powiedzieć: głównym przeciwnikiem nacjonalistów stać się powinien neokonserwatyzm i to przeciw neokonserwatyzmowi powinien zostać zwrócony nacjonalistyczny populizm. Jeśli nacjonaliści chcą dziś pokonać PiS i odebrać mu elektorat, to zamiast ścigać się z nim w rusożerstwie i w smoleńskiej paranoi, powinni uderzyć w najbardziej wrażliwy punkt tej partii – w jej wasalny stosunek wobec Izraela i USA. Jeśli nacjonaliści chcą zasługiwać na swe miano i być godnymi swoich historycznych antenatów, powinni przestać słuchać syreniego śpiewu różnych Ziemkiewiczów, każących im wstydzić się nieliberalnych formuł działalności przedwojennego ruchu narodowego. Jeśli nacjonaliści chcą wzorować się na węgierskim Jobbiku, to niech przyjrzą się bliżej stanowisku tej partii wobec problematu neokonserwatywno-syjonistycznego. Jeśli nacjonaliści chcą uwolnić się wreszcie od odium antykomunistycznych paranoików, za największego wroga uznających stojącego nad grobem emeryta z dawnej MO, to niech wyraźnie przeciwstawią się takiej interpretacji historii Polski Ludowej, która za jeden z najważniejszych epizodów, będących podstawą wartościowania tego okresu, uznaje „wydarzenia marcowe”1968 roku, oraz stanowczo odetną się od celebrowania ówczesnej „studenckiej opozycji demokratycznej”.
Jedynie garść chaotycznie tu przywołanych działań i haseł współczesnego nacjonalistycznego populizmu mogłaby zawierać w sobie: bojkot neokonserwatywnej i syjonistycznej prasy (jak np.: „Gazeta Wyborcza”, czy „Gazeta Polska”); bojkot najnowszego antypolskiego filmowego paszkwilu Pasikowskiego („Tylko świnie siedzą w kinie!”); bojkot neokonserwatywnych i syjonistycznych portali jak fronda.pl oraz neokonserwatywnych i syjonistycznych partii politycznych jak PiS („Wildsteiny i Michniki – won do Ameryki!”); obrona palestyńskich chrześcijan – szczególnie gdy dziś mordowani są przez izraelskiego agresora za pieniądze jankeskich sponsorów Tel Awiwu („Gaza-Warszawa – wspólna sprawa!”); organizowanie wsparcia dla będącego gwarantem pokoju i bezpieczeństwa chrześcijan w Syrii rządu Baszara Al-Assada, którego obalenia domagają się polscy i nie tylko polscy neokonserwatyści i syjoniści; organizowanie propalestyńskich i antysyjonistycznych demonstracji pod ambasadą Izraela („Studenci do nauki, syjoniści do USA!”); domaganie się wyjaśnienia morderstwa na Bohdanie Piaseckim, na temat której to zbrodni neokonserwatywna centroprawica woli udawać, że się nie wydarzyła.
Dojrzały ruch nacjonalistyczny nie może prowadzić jednak wyłącznie działalności ulicznej i odwoływać do ogólnikowych haseł. Potrzebne są też konkretne postulaty programowe. Obok tych odnoszących się do sfery zorganizowania i praktycznego kierowania wspólnotą polityczną, warto w tym miejscu wymienić kilka, które również dotykają egzystencjalnych niekiedy dla narodu kwestii, ale są celowo przemilczane lub pomijane przez dzisiejszą neokonserwatywną centroprawicę. Nacjonaliści powinni zatem stanowczo wystąpić przeciwko postulatom oddania polskiego majątku narodowego – niekiedy historycznych kamienic o wartości zabytkowej wraz z wyrzucanymi z nich przy tej okazji mieszkańcami – żydowskim fundacjom z USA zgłaszającym roszczenia do spadkobrania po zmarłych w czasie II wojny światowej dawnych właścicielach tego majątku („Nasze ulice i nasze kamienice!”). Nacjonaliści powinni też dążyć do zniesienia paragrafu o tzw. „kłamstwie oświęcimskim” („Tylko prawda jest ciekawa!”) i rewizji polityki historycznej państwa polskiego, pod kątem zmarginalizowania w niej wątków, jako najważniejszy epizod polskiej historii prezentujących „Holocaust”.
Na płaszczyźnie międzynarodowej można by przykładowo wspierać na forum ONZ stanowisko państw przeciwnych USA i ich demoliberalnemu imperializmowi, przeciwstawiać się uznaniu i przeciwdziałać międzynarodowemu poparciu dla szowinistycznych poczynań Izraela wobec Palestyńczyków, dążyć do przywrócenia rezolucji ONZ z 1975 r. uznającej syjonizm za ideologię zbrodniczą, sprzeciwiać się rozmieszczeniu w Polsce wojsk amerykańskich i strategicznemu uzależnieniu polskiej armii od Stanów Zjednoczonych i pochodzących z tego państwa dostaw sprzętu wojskowego itd.
To oczywiście dość subiektywnie dobrane postulaty. Wskazałem właśnie takie, bo w najbardziej jaskrawy sposób odróżniałyby one środowiska nacjonalistycznego „radykalnego centrum”, od środowisk neokonserwatywnej centroprawicy. W przeciwieństwie do nierozpalających aż takich emocji sporów ekonomicznych lub prawnych, kwestie tu wymienione – rozstrzygnięcia w obszarze których muszą mieć naturę czysto polityczną – nadają się doskonale do zagospodarowania przez nacjonalistyczny populizm.

Nie wylać dziecka z kąpielą
Posługując się populizmem i ideologią, nietrudno jest dać się porwać rozbudzanym przez nie emocjom i stracić kontrole nad tym, co się mówi. Wydanie wojny neokonserwatyzmowi i syjonizmowi nie powinno bowiem wyrodzić się w antysemityzm, to jest wydanie wojny Żydom jako narodowi. I nie chodzi tu o jakieś filisterskie przestrzeganie przed „drażnieniem USA i wpływowych środowisk żydowskich”, bo oczywiście mam świadomość, że najbardziej aktywna część Żydów owładnięta jest dziś wskazanymi wyżej jako wrogie ideologiami, zatem zwrócenie się przeciw zwolennikom tych ideologii, będzie równoznaczne ze zwróceniem się przeciwko większości aktywnych środowisk żydowskich. Chodzi o to, że żaden naród nie jest światopoglądowym ani politycznym monolitem i również wśród Żydów spotkać się można z przeciwnikami syjonizmu i neokonserwatyzmu. Sprzeciw ten powinno się wśród Żydów podsycać i zachęcać do niego, przyjmując bez uprzedzeń do własnego grona tych wszystkich Żydów, którzy zdecydowaliby włączyć się do antyliberalnego, antyamerykańskiego i antyneokonserwatywnego zwrotu na polskiej prawicy. Czynnik narodowy odgrywa oczywiście niebagatelną rolę w określaniu charakteru konfliktów politycznych, ale natura tych konfliktów wciąż mimo tego pozostaje przede wszystkim polityczna. Ostateczną instancją przy osądzie powinna zatem być polityka, nie zaś przynależność narodowa. Ruch nacjonalistyczny występować powinien przeciwko neokonserwatyzmowi i syjonizmowi, gdyż te przez swój globalizm lub narodowy szowinizm grożą unicestwieniem tradycyjnych tożsamości narodowych. Nacjonalizm który jest doktryną przywiązania do tej kategorii tożsamości, obok pielęgnowania tożsamości wspólnoty własnej, powinien życzliwie patrzeć na wszystkie te ruchy, które w sposób nieszowinistyczny bronią tożsamości innych wspólnot. Również tożsamości wspólnot żydowskich. Nie może być więc ze strony nacjonalistów przyzwolenia na niszczenie tradycyjnych tożsamości i dziedzictwa także żydowskiego – czy będą to robić odnoszący się do niego wrogo syjoniści, czy antysemici.
Z tego punktu widzenia nacjonalistom potrzebna jest też historyczna reinterpretacja antysemityzmu przedwojennego ruchu narodowego. Przede wszystkim zdanie sobie sprawy, że antysemityzm ten pojawił się w kontekście załamania się struktury społeczeństwa agrarnego i związanej z tym marginalizacji tradycyjnych elit i chłopstwa, oraz równoczesnej emancypacji mieszczaństwa pod hasłami politycznego i ekonomicznego liberalizmu lub socjalizmu, w tym również emancypacji mieszczaństwa żydowskiego, stanowiącego zresztą w Polsce znaczną część mieszczaństwa w ogóle. Antysemityzm był więc do pewnego stopnia konserwatywnym w istocie odruchem samoobronnym zagrożonego w swym istnieniu społeczeństwa agrarnego i właśnie dlatego najsilniej wystąpił na przełomie XIX i XX wieku w krajach rolniczych, w tym także w Polsce. Po drugie, przedwojenny antysemityzm rozwijał się w sytuacji pojawienia się na ziemiach polskich od lat 1860-tych dużej liczby niezasymilowanych imigrantów żydowskich z innych krajów Cesarstwa Rosyjskiego. W latach 20-tych XX wieku, tak więc po upływie niespełna sześćdziesięciu lat, sytuacja wobec której stanął polski ruch narodowy przypominała tą, wobec której stoją dziś nacjonaliści zachodnioeuropejscy zmuszeni do odpowiedzi na wyzwanie stworzone przez przybyłych od lat 60-tych XX wieku do tych krajów i do dziś niezasymilowanych mas imigrantów z Maghrebu lub innych dawnych kolonii. Zgłaszane wtedy przez polskich narodowców i dziś przez nacjonalistów w Europie Zachodniej postulaty usunięcia działających odśrodkowo na wspólnotę imigrantów, są więc całkowicie zrozumiałe.
Można zatem antysemityzm przedwojenny zrozumieć, ale nie w pełni da się go przecież usprawiedliwić, podobnie jak nie ma sensu dziś – wobec gruntownie odmiennej struktury demograficznej – do niego wracać. W Polsce międzywojennej mieszkali też Żydzi obecni na naszych ziemiach od wieluset lat, dla których była ona ojczyzną w nie mniejszym stopniu niż dla Polaków. Zwrócenie antysemityzmu przeciwko tej właśnie kategorii ludności było zatem zupełnie nieuzasadnione. Należało jej bowiem zapewnić warunki życia i rozwoju w zgodzie z ich własnymi tradycjami i kulturą, zaś chętnym możliwość kulturowej i narodowej asymilacji we wspólnocie polskiej, lub ewentualnie emigracji. Imigrantów XIX-wiecznych, podobnie jak współczesnych imigrantów maghrebskich w Europie Zachodniej, należało jednak postawić przed ewentualnością pełnej asymilacji lub emigracji (ze wskazaniem na emigrację). Błędem przedwojennego ruchu narodowego było, że do emigracji chciał zmusić wszystkich Żydów, oraz że posługiwał się dla osiągnięcia tego celu niekiedy metodami niemoralnymi (np. pogromy, niszczenie mienia, pobicia i przemoc). Nacjonalizm polski nie powinien zatem wstydzić się swojego przedwojennego antysemityzmu, choć również powinien być świadom jego błędów. Choćby po to, by nie pozostać psychicznie bezbronnym w wypadku napływu do Polski większej imigracji pozaeuropejskiej, z drugiej zaś strony, by ewentualnie się jej przeciwstawiając, niejako „z rozpędu” nie posunąć się na przykład od tak haniebnych postępków jak choćby niszczenie świątyń, cmentarzy lub zabytków kultury autochtonicznych lub od wieków osiadłych w Polsce grup etnicznie i kulturowo niepolskich.

Nacjonalizm, czy neokonserwatyzm?
Przed Ruchem Narodowym stoi zatem dylemat fundamentalnej rangi, dotyczący bowiem jego ideowej tożsamości. Może starać się przystosować do obecnie przeważających wśród prawicowo zorientowanych mas i wśród intelektualistów mód ideologicznych, starając się przelicytować PiS w neokonserwatyzmie (rusożerstwo, proamerykanizm, smoleńska spiskologia, postulaty zawłaszczenia państwa przez partię, zabieganie o względy środowisk syjonistycznych). Może też przyjąć tożsamość nacjonalistyczną, starając się pokonać PiS poprzez stworzenie ideowej alternatywy dla neokonserwatyzmu i pozyskanie dla niej poparcia. Tylko w takich warunkach zasłuży na nazwę „ruchu”, tak więc podmiotu wychowującego i formującego w określony sposób społeczeństwo.
Nie zamierzam dociekać tu, jak ostatecznie pozycjonował się będzie Ruch Narodowy. Nawet jeśli jednak będzie formacją neokonserwatywną i przychylną syjonizmowi, nie zaś nacjonalistyczną, nie wpłynie to przecież na słuszność samych postulatów nacjonalizmu, które wówczas będzie musiał podjąć ktoś inny.

Ronald Lasecki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz