Koncepcja nowego antysemityzmu w jej obecnej postaci jest propagowana na trzy sposoby: 1) poprzez przesadę i świadome zniekształcanie faktów; 2) poprzez błędne klasyfikowanie czegoś, co w gruncie rzeczy jest uzasadnioną krytyką polityki Izraela; oraz 3) poprzez nieuzasadnione uogólnianie krytyki państwa Izrael na Żydów jako takich.
PRZESADA I ZNIEKSZTAŁCANIE FAKTÓW
Dowodów na występowanie nowego antysemityzmu dostarczają głównie organizacje bezpośrednio bądź pośrednio powiązane z Izraelem lub mające po prostu interes w mnożeniu takich dowodów. Przykładowo raport Przejawy antysemityzmu w Unii Europejskiej jako główne źródło danych na temat Danii wymienia „Izraelską Ambasadę w Kopenhadze”, na temat Irlandii – „Ambasadę Izraela”, jak również „Irlandzko-Izraelską Ligę Przyjaźni” itd. Coroczne raporty Instytutu Stephena Rotha ds. Badań nad Współczesnym Antysemityzmem i Rasizmem, działającego przy Uniwersytecie w Tel Awiwie, służą za główne źródło danych i analiz. Ich sondaż z lat 2000-2001 Antysemityzm na świecie zwrócił uwagę na jakże niepokojący rozwój sytuacji: „Książka prof. Normana Finkelsteina, Przedsiębiorstwo Holokaust [została] entuzjastycznie przyjęta, zwłaszcza w Niemczech, i w szczególności przez skrajną prawicę (…). Jego argumenty, choć zostały całkowicie zdezawuowane przez poważnych badaczy i publicystów, na nowo ożywiły wizerunek snującego intrygi, chciwego i żądnego władzy Żyda”. Żadna z owych dezawuujących wypowiedzi nie została zacytowana – być może dlatego, że żadna nie istnieje; Raul Hilberg z uznaniem określił główne tezy mojej książki jako „przełom”. Autorzy Przejawów opierają się także na danych nt. antysemityzmu dostarczanych przez amerykańskie organizacje żydowskie, takie jak Liga przeciw Zniesławieniu (ADL) czy Centrum Szymona Wiesenthala oraz ich europejskie odpowiedniki. Organizacje te pozostają mniej więcej w takim samym stosunku do swych krajów-gospodarzy, jak niegdyś partie komunistyczne – z tą różnicą, że swą ojczyznę widzą raczej w Izraelu niż w stalinowskiej Rosji. I gdyby nie udało im się wyczarować jakiegoś antysemityzmu, Abraham Foxman i rabin Hier z Centrum Wiesenthala musieliby w końcu wziąć się za jakąś uczciwą robotę. Dla obydwóch byłaby to prawdziwa tragedia: wszak czerpią ze swych organizacji „charytatywnych” wpływy w wysokości prawie pół miliona dolarów rocznie[1].
Przy bliższej analizie wiele przypadków rzekomego antysemityzmu okazuje się być wyolbrzymionych, bądź wręcz sfabrykowanych. Główny artykuł we wpływowym amerykańskim piśmie Foreign Policy, zatytułowany „Antyglobalizm i problem żydowski” zawiera informację, że „protestujący podczas Światowego Forum Społecznego w 2003 roku w brazylijskim Porto Alegre nieśli swastykę”, zaś „maszerujący (…) trzymali transparenty z napisami «Naziści, Jankesi i Żydzi: Nigdy więcej Ludów Wybranych!»” Obecność tej falangi oddziałów szturmowych jakoś jednak umknęła osobom rzeczywiście obecnym na tej demonstracji. Postępowy amerykański miesięcznik żydowski Tikkun opublikował przydługi artykuł Miriam Greenspan pt. „Co nowego z antysemityzmem?”, w którym wychwala ona dzieło Phyllis Chesler jako „fundamentalny przyczynek do zrozumienia przybierającej na sile, nowej jadowitej tendencji w antysemityzmie”. Dowód tej „nowej jadowitej tendencji” wytłuszczony jest w pierwszym akapicie: „Żydowski student mający na głowie jarmułkę został zaatakowany przez Palestyńczyka w akademiku”. Jednak o takiej napaści nie słyszano ani w Centrum Życia Żydowskiego na Uniwersytecie Yale, ani w administracji uniwersyteckiej. Źródłem Greenspan był Klub 700 Pata Robertsona [program nadawany na żywo przez Christian Broadcasting Networks (CBN), składający się z wiadomości, komentarzy, reportaży i wywiadów - przyp. tłum.]. W Jewish World zamieszczono artykuł o antysemickiej napaści na Uniwersytecie w Michigan; redakcja podkreśliła następujący fragment: „Myślałem, że mój kampus jest bezpieczny. Latające butelki i przekleństwa wyprowadziły mnie z błędu”. Tymczasem według Michaela Brooksa, kierownika uniwersyteckiej filii Hillela [największa żydowska organizacja studencka, nazwana imieniem żydowskiego mędrca z I wieku - przyp. tłum.] incydent nie miał miejsca na kampusie, zaś napastnicy nie byli w żaden sposób związani z uniwersytetem[2].
W artykule zamieszczonym w Mother Jones, pt. „Bezlitosna bestia powraca”, Todd Gitlin oznajmia, że „parszywy antysemityzm wraca (…), a jakby tego było mało, bełkot ten rozsiewają studenci. Studenci!” Aby udokumentować swój zarzut, cytuje on „krążący po świecie e-mail” od Laurie Zoloth, ówczesnej kierowniczki studiów żydowskich w Stanowym Uniwersytecie San Francisco. Według Zoloth SUSF „to Republika Weimarska z brunatnymi koszulami, zupełnie wymykającymi się spod kontroli” – w tym przypadku naziści to „banda gniewnych Palestyńczyków”. Pewnego wiosennego dnia mieli oni utworzyć „niekontrolowany tłum”, który dopuścił się „brutalnej fizycznej napaści” na „modlących się studentów oraz starsze, uczestniczące w naszych spotkaniach kobiety, ocalałe z Holokaustu”; całemu zajściu bezczynnie przyglądała się policja. Dziwi tylko, że Gitlin (aktualnie wykładający dziennikarstwo na Uniwersytecie Columbia) nie pofatygował się chyba nawet, żeby sprawdzić swoje źródło informacji. Gdyby to uczynił, mógłby odkryć, że w powszechnej opinii osób reprezentujących środowisko żydowskie w Rejonie Zatoki – w tym także dr. Freda Astrena, obecnego kierownika studiów żydowskich na SUSF (będącego naocznym świadkiem rzeczonego incydentu) – Zoloth ma skłonność do „dzikiej przesady”, właściwą mentalności ukształtowanej na polityce „marksistowsko-leninowskiej”. Z tą różnicą, że nie jest ona oddana, jak w przeszłości, Związkowi Sowieckiemu, ale „Żydowskiemu Państwu Izrael: państwu, które miłuję”. Policja nie interweniowała, ponieważ nie wydarzyło się nic, co wymagałoby jej interwencji. Oddźwięk na rozesłanego przez Zoloth e-maila, jak oschle zauważa Astren, był nie tyle potwierdzeniem prawdziwości jej słów, co raczej dowodem na „potęgę Internetu”. Poza pogromem, którego nigdy nie było w stanie San Francisco, jedynym dowodem na „oczywiste i aktualne zagrożenie” antysemickie na kampusach uniwersyteckich, jaki przytacza Gitlin, jest fakt, że „dwóch moich studentów” zastanawiało się, czy 11 września Żydzi rzeczywiście nie przyszli do pracy w wieżach World Trade Center. Zaprawdę „bezlitosna bestia powraca”[3].
Na Uniwersytecie w Chicago, jak relacjonuje Gabriel Shoenfeld, „wyznaczony przez uczelnię nauczyciel odmówił żydowskiej studentce przeczytania jej pracy licencjackiej, ponieważ skupiała się ona na tematach związanych z judaizmem i syjonizmem”. Tymczasem nikt nigdy nie złożył takiej skargi w Centrum Życia Żydowskiego na Uniwersytecie w Chicago, zaś administracja uniwersytecka, dowiedziawszy się o rzeczonym incydencie (który najpierw nagłośniony został przez prawicową stronę internetową Campus Watch), przeprowadziła drobiazgowe dochodzenie – bez żadnego rezultatu.
Na początku 2004 roku w ogniu krytyki znalazł się nowojorski Uniwersytet Columbia. W filmie nakręconym przez bliżej niesprecyzowaną organizację i pokazywanym prywatnie wybranym osobom, „pro”-izraelscy studenci, używając żargonu politycznej poprawności, żalili się, że ich „głosy” w obronie Izraela są „uciszane” przez kadrę naukową. Wkrótce nagłówki lokalnych gazet krzyczały o zalewającej Columbię fali antysemityzmu i do spółki z lokalnymi politykami domagały się wyrzucenia profesorów z pracy. Histeria wokół Columbii była częścią szerszej kampanii, wyreżyserowanej przez towarzystwo nadzianych „pro”- izraelskich organizacji i fundacji, które postanowiły „odzyskać” kampusy uniwersyteckie, gdzie w ciągu ostatnich lat garstka dysydentów w końcu przełamała całkowitą dominację apologetów Izraela w dyskursie publicznym. W grudniu 2004 roku rektor Columbii, Lee Bollinger, powołał doraźną komisję do zbadania skarg studentów, a w marcu 2005 roku komisja ogłosiła wyniki swojej pracy. Mimo szczegółowego dochodzenia i potężnych nacisków na spektakularny werdykt skazujący, komisja była w stanie udokumentować zaledwie jeden incydent, kiedy to palestyński profesor podczas izraelskiej inwazji na Dżenin „zirytował się pytaniem, odebranym przezeń jako wyraz aprobaty dla działań izraelskich, które sam potępiał i (…) zareagował gorączkowo”. Co do posądzenia o antysemityzm raport bez ogródek stwierdzał: „Nie znaleźliśmy dowodu na jakąkolwiek wypowiedź, którą można by sensownie uznać za antysemicką”. Co charakterystyczne, najbardziej rażące zachowania, jakie odkryła komisja, dotyczyły nie krytyków, lecz stronników Izraela. W raporcie zauważono, że niezarejestrowani „studenci” zakłócali i potajemnie filmowali zajęcia wykładowców krytycznie nastawionych do polityki izraelskiej. W jednym przypadku robili to najwyraźniej na polecenie pewnego profesora, który zwerbował studentów, aby pomogli mu „w kampanii przeciwko” jednemu z wykładowców. Komisja użyła w tym miejscu najmocniejszych słów: „Głęboko zaniepokoił nas fakt, że niektórzy członkowie kadry najwyraźniej gotowi byli zachęcać studentów do donoszenia na innych profesorów”, zamieniając tym samym studentów „w donosicieli”. Jakkolwiek oskarżenia o antysemityzm zostały oficjalnie odrzucone, histeryczne reakcje wymusiły na Columbii, jak również na innych uniwersytetach, utworzenie specjalnych katedr studiów izraelskich, czytaj: nowych placówek indoktrynacji, obok już istniejących katedr studiów nad Holokaustem. W gruncie rzeczy najbardziej uderzające w casusie Columbii jest nie to, że zarzut antysemityzmu okazał się oszustwem, ale to, w jaki sposób osoby będące de facto agentami obcego rządu sprzysięgły się, by w służbie swego Świętego Państwa zdławić wolność akademicką w Stanach Zjednoczonych. Każda z licznych moich prób potwierdzenia konkretnych incydentów związanych z rzekomo powszechnym na amerykańskich uczelniach antysemityzmem dawała podobne rezultaty[4].
Mowa rektora Harvardu, Lawrence’a Summersa, w której podniósł on kwestię rozszerzającego się na kampusach uniwersyteckich antysemityzmu, przyciągnęła powszechną uwagę i przyniosła mu szereg wyrazów uznania. Główne zadanie rektora uniwersytetu to zdobywanie funduszy. Profesor Wydziału Prawa na Harvardzie, Alan Dershowitz, wspomina wypowiedź osoby odpowiedzialnej na Harvardzie za zbiórkę pieniędzy, że w ostatnich latach uczelnia „w rzeczywistości utrzymywana była przez Żydów”. Nie trzeba być ekonomistą o sławie Summersa, aby zmiarkować, że zagranie kartą nowego antysemityzmu nie osłabi bynajmniej strumienia wpłat od absolwentów. Tego rodzaju chwyty to na Harvardzie chleb powszedni. Z pewnością nie pogorszył swej pozycji na uczelni przedsiębiorczy czarny prof. Henry Louis Gates junior, kiedy w 1992 roku potępił murzyński „nowy antysemityzm” (jakże często mamy do czynienia z tym sloganem) w całostronicowym artykule, zamieszczonym w dziale komentarzy New York Timesa. Pomiatanie bezsilnymi ludźmi, zwłaszcza własnymi „ziomkami”, by podlizać się możnym tego świata, uchodzi w elitarnych kręgach za akt odwagi moralnej[5].
Stwierdzając, że „coś się zmieniło”, na dowód podnoszącego głowę antysemityzmu Paul Berman przytacza przypadek pewnej egipskiej uczestniczki dyskusji panelowej, która „wyraziła swą aprobatę dla samobójczych zamachów bombowych” oraz jednej osoby z publiczności, która „wystąpiła nawet w obronie mówczyni”. Poparcie dla zamachowców-samobójców samo w sobie nie jest jeszcze oznaką antysemityzmu, a nawet gdyby było, to czego niby ten przykład ma dowodzić? Berman odnotowuje, że liczba uczestników konferencji wynosiła parę tysięcy, obejmując m.in. „śmieszne lewicowe sekty wszelkiego rodzaju”. Mimo to w opinii Bermana ta jedna dyskutantka i jeden przedstawiciel audytorium świadczą o tym, że „bez wątpienia zaczął wiać nowy wiatr”. Jeśli nawet, to wiatr ten jest tak słabiutki, że nie odnotowano by go nawet w szczegółowej prognozie pogody[6].
Pomijając błędne utożsamianie z antysemityzmem krytyki Izraela, oraz fabrykowanie i wyolbrzymianie danych, oznaki nowego antysemityzmu przy bliższych oględzinach często okazują się… w ogóle nie być żadnymi oznakami. Jedno z głównych oskarżeń zawartych w Przejawach dotyczy „antysemickiego” plakatu, przygotowanego na demonstrację sprzeciwu wobec zbliżającej się wizyty Busha w Berlinie (patrz Rys. 1). Analizę plakatu podsumowano następująco: „Dobrze znany obrazek «Wuja Sama» cechuje «typowo żydowski nos». Także plakat jako całość sugeruje domniemany spisek żydowski, ponieważ na palcu wskazującym «Wuja Sama» wisi na nitce kula ziemska. Nadanie «Wujowi Samowi» żydowskich rysów twarzy odnosi się do rzekomego żydowskiego wpływu na politykę Stanów Zjednoczonych, łącząc w ten sposób resentymenty antyżydowskie z antyamerykańskimi”. Żadna z osób, którym piszący te słowa zademonstrował ów plakat, nie dopatrzyła się na nim żydowskiego nosa, nie mówiąc już o żydowskim spisku, choć kilka osób dostrzegło coś na kształt nochala afroamerykańskiego. Najwyraźniej autorzy Przejawów przejawiali potrzebę dłuższych wakacji.
Z kolei „klasyczny” antysemityzm wykrywa Schoenfeld w ogłoszeniu z pisma Tikkun, sprzeciwiającym się okupacji (zob. Rys. 2). Czyż transparent „Żydzi to nie zbiry i wyzyskiwacze”, ozdobiony tzw. pacyfką, nie jest jasnym dowodem antysemickich intencji?[7]
Na podobnej zasadzie antysemityzm wszędzie wietrzy Foxman. Antysemickie jest przekonanie, że „Żydzi są bardziej lojalni względem Izraela niż względem tego kraju”, choć jak wszyscy wiemy, może to w zupełności odpowiadać prawdzie – co więcej: według wielu syjonistów powinno to odpowiadać prawdzie. W istocie rzeczy sam Foxman utrzymuje, że odmawianie Żydom prawa „do własnej ojczyzny” oraz „niepodległości i suwerenności” w państwie izraelskim jest także antysemickie – ale czyż nie oznacza to, że niezależnie od aktualnego miejsca pobytu, ich państwem jest Izrael? I kto zaprzeczy, że postępuje on jak izraelski lojalista, a przynajmniej płatny agent? „Czystym antysemityzmem było”, gdy „Belgia, siedziba Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, (…) usiłowała oskarżyć premiera Izraela o zbrodnie przeciwko ludzkości”, jak również gdy Duńczycy sprzeciwili się mianowaniu przez Izrael znanego oprawcy na ambasadora w Danii. Foxman uzasadnia zarzut antysemityzmu tym, że przecież przestępcom podobnego kalibru sprawy takie uchodziły na sucho. Już mniejsza o to, że Haga nie leży w Belgii, a w Holandii – czyż wszyscy kryminaliści (i ich poplecznicy) nie skarżą się, że to właśnie na nich zawziął się wymiar sprawiedliwości? Lecz tylko osoby pokroju Foxmana mogą utrzymywać, że pociąganie do odpowiedzialności morderców i oprawców jest objawem antysemityzmu. Z kolei stwierdzenie, że Amerykańsko-Żydowski Komitet Spraw Publicznych (AIPAC) zwalcza kandydatów krytycznych względem Izraela, „jest – jak stwierdza Foxman – echem antysemickich potwarzy” – mimo, że AIPAC sam z dumą się do tego przyznaje. Foxman uspokaja jednak czytelnika, że jeśli idzie o termin antysemicki, „jesteśmy bardzo ostrożni, kiedy i jak go stosujemy”, zaś ADL „wiele uwagi poświęcił nakreśleniu właściwych granic pomiędzy różnymi stopniami i poziomami antysemickiej mowy i działań”. Owa rozwaga i przykładanie wagi do niuansów szczególnie widoczne były w licznych przypadkach, kiedy ADL oczerniała mnie jako „znanego rewizjonistę Holokaustu” [Holocaust denier]. „Gdybym lekkomyślnie rzucał oskarżenia o antysemityzm – ciągnie Foxman – szybko straciłbym wiarygodność, a wraz z nią jakąkolwiek skuteczność w realizowaniu mojej misji”. Foxman stanął w obronie Ronalda Reagana, gdy ten, udając się na niemiecki cmentarz w Bitburgu, stwierdził, że pogrzebani tam niemieccy żołnierze (włączając w to członków Waffen SS) byli „ofiarami nazistów na równi z ofiarami obozów koncentracyjnych”; następnie uhonorował Reagana przyznawaną przez ADL „Pochodnią Wolności”; nie zauważył zakrojonej na szeroką skalę amerykańskiej akcji szpiegowskiej, realizowanej we współpracy z wywiadem izraelskim i południowoafrykańskim reżimem apartheidu; wziąwszy pieniądze od Marka Richa – miliardera, który uciekł do Szwajcarii przed oskarżeniem o 51 przypadków uchylania się od podatków, oszustw i łamania sankcji handlowych przeciwko Iranowi – Foxman pomógł mu załatwić prezydencki akt łaski w ostatnich godzinach urzędowania Clintona. Że ten człowiek wciąż cieszy się wiarygodnością, to doprawdy porażające świadectwo współczesnej amerykańskiej kultury politycznej[8].
Na potwierdzenie europejskiego antysemityzmu w Przejawach przytoczono sondaż ADL, przeprowadzony wśród obywateli Unii Europejskiej, w którym blisko połowa respondentów zgodziła się ze stwierdzeniem, że „Żydzi wciąż zbyt wiele mówią o Holokauście”. Tak naprawdę to cud, że odsetek Europejczyków nie mogących już znieść politycznej instrumentalizacji holokaustu nie jest wyższy. Dalej raport wymienia szereg „antysemickich” incydentów, mających miejsce w poszczególnych krajach: Dania – „Osoba związana z Postępowym Forum Żydowskim opisuje, jak (…) wchodząc do jej gabinetu, kolega rzucił: «widzę, że wciąż okupujesz to stanowisko, cha, cha»”; Grecja – „W dwóch artykułach (…) wysunięto tezę, jakoby Żydzi w nieuprawniony sposób wykorzystywali cierpienia wynikłe z okrucieństw Holokaustu”; Włochy – w przejściu podziemnym w Prato pojawił się wielki napis sprayem „Żydzi mordercy” (nie zadali sobie trudu, żeby sprawdzić kanały w Abruzzi?); Holandia – w żydowskiego sprzedawcę w centrum Amsterdamu wycelowano pistolet ze słowami «zabiję cię»” (a co z reguły mówią w takich sytuacjach bandyci?). Bez wątpienia mając świadomość, jak liche, by nie rzec śmieszne, są to dowody, autorzy Przejawów snują hipotezy na temat „głęboko skrywanych uprzedzeń antysemickich i antysyjonistycznych w społeczeństwie niemieckim”, „duchowego (bądź psychologicznego) antysemityzmu” wśród Włochów, „ukrytych struktur” antysemickich wśród Greków oraz o zjawiskach, które „trącą antysemityzmem” w Wielkiej Brytanii[9].
Wkrótce po publikacji Przejawów, Europejskie Centrum Monitorowania Rasizmu i Ksenofobii wydało kolejne, obszerniejsze studium pt. Przejawy antysemityzmu w Unii Europejskiej 2002-2003 (dalej będę się posługiwał nazwą Przejawy II), gdzie analizowano pełny okres dwuletni (w przeciwieństwie do pierwotnego opracowania, skupiającego się na kilku miesiącach)[10]. Jakkolwiek nowy raport wciąż cechowała pewna jednostronność Przejawów I, tym niemniej był on znacznie bardziej rygorystyczny i wyważony[11]. I zapewne właśnie dlatego, że treść Przejawów II nie była wypełniona sensacyjnymi, histerycznymi doniesieniami o szalejącym nowym antysemityzmie, opracowanie to zostało praktycznie zlekceważone przez media. Jednoznacznym świadectwem względnej rzetelności raportu było „rozczarowanie”, jakie po zapoznaniu się z nim wyraził Foxman[12]. Przez całe dwa lata w piętnastu badanych krajach Unii Europejskiej łącznie nie odnotowano żadnego zabójstwa na tle antysemickim i tylko kilka antysemickich napaści, zakończonych poważnymi obrażeniami cielesnymi[13].
Jakkolwiek miało miejsce szereg ataków na żydowską własność, w tym niektóre dość poważne, przemożną większość antysemickich incydentów stanowiły różnego rodzaju groźby i obelgi słowne. Oto kilka przykładów: „antysemicki list, napisany we Francji, został wysłany do pewnej osoby w Belgii”; „w Paryżu mężczyzna w towarzystwie trojga dzieci został obrzucony wyzwiskami i oskarżony o «zabijanie palestyńskich dzieci»”; wreszcie „kwerenda Internetu pozwoliła odkryć przypadek rolnika z północnej Austrii, który przed swoją farmą umieścił tablicę z napisem «Żydzi szantażują cały świat» oraz «Ariel Szaron to państwowy terrorysta»”[14]. Nawet we Francji, w której odnotowano największą liczbę antysemickich incydentów spośród wszystkich badanych krajów (np. trzy podpalenia żydowskiej własności komunalnej w 2002 roku[15]), dowody na wszechobecność antysemityzmu były zgoła żadne. Wręcz przeciwnie: „według sondaży postawy antysemickie wśród ogółu Francuzów słabną”; w jednym z badań opinii 89% respondentów pozytywnie odpowiedziało na pytanie, „czy osoba żydowskiego pochodzenia jest «takim samym Francuzem, jak inni»?” I mimo że w przypadku Francji za większość antysemickich incydentów odpowiadała młodzież muzułmańska, badanie wykazało, że „statycznie młody człowiek z Afryki Północnej jest nastawiony do antysemityzmu nawet bardziej negatywnie niż przeciętny Francuz”. Warto wreszcie odnotować, że „liczba ofiar antysemityzmu” we Francji była „niższa od liczby ofiar napaści na imigrantów”[16].
Mniej więcej w czasie ukazania się Przejawów II cieszący się dużym uznaniem Pew Research Center opublikował wyniki swego najnowszego międzynarodowego sondażu, przeprowadzonego na przełomie lutego i marca 2004 roku w Stanach Zjednoczonych i sześciu innych krajach. „Mimo obaw co do nasilającego się w Europie antysemityzmu – stwierdzono w raporcie – nie ma żadnych dowodów na to, by w ciągu ostatniego dziesięciolecia wzrosły nastroje antyżydowskie. W gruncie rzeczy notowania Żydów we Francji, Niemczech i Rosji są obecnie lepsze niż w roku 1991″. Mówiąc prosto z mostu: doniesienia o szalejącym nowym antysemityzmie to zwykła blaga. Jeśli odłożyć na bok ideologię, większym niepokojem powinna napawać wrogość do muzułmanów, bowiem „Europejczycy są znacznie gorzej nastawieni do muzułmanów niż do Żydów”[17]. Histeria wokół nowego antysemityzmu nie ma wszelako nic wspólnego ze zwalczaniem nietolerancji – jej celem jest zduszenie krytyki Izraela.
PRZEINACZANIE UPRAWNIONEJ KRYTYKI POLITYKI IZRAELSKIEJ
Wśród osób zajmujących się tą tematyką panuje powszechna zgoda co do tego, że wystąpienie nowego antysemityzmu zeszło się w czasie z ostatnim zaostrzeniem konfliktu izraelsko-palestyńskiego, osiągając swój szczyt podczas operacji „Tarcza Obronna” oraz w trakcie oblężenia Dżeninu wiosną 2002 roku. „Odkąd we wrześniu 2000 roku rozpoczęła się kolejna intifada, w krajach na całym świecie wzmogły się niepomiernie przypadki antysemickiej retoryki i fizycznej przemocy, podsycane resentymentami antyizraelskimi” (Foxman); „Obecny wybuch niechęci w Europie i (w znacznie mniejszym stopniu) w Stanach Zjednoczonych jawi się jako epifenomen konfliktu arabsko-izraelskiego. Wraz z wybuchem drugiej intifady, na obydwóch kontynentach bezspornie nasilił się antysemityzm” (Schoenfeld); „Fakt, że od początku tzw. Intifady al-Aksa w krajach UE obserwujemy wyraźny wzrost liczby czynów antysemickich (…), dowodzi związku między wydarzeniami na Środkowym Wschodzie i krytyką polityki izraelskiej z jednej strony, a mobilizacją antysemityzmu z drugiej” (Przejawy), „O związku między liczbą zgłoszonych incydentów antysemickich a sytuacją polityczną na Środkowym Wschodzie (…) świadczy to, że w kilku krajach liczba takich przypadków miała swoje apogeum w kwietniu 2002 roku, kiedy to armia izraelska dokonała kontrowersyjnej akcji zajęcia kilku palestyńskich miejscowości” (Przejawy II). Wydawałoby się zatem, że związek przyczynowy jest taki, że brutalne represje izraelskie na Palestyńczykach wzbudziły wrogie reakcje w stosunku do „państwa żydowskiego” i jego głośnych stronników za granicą. Potwierdził to pośrednio sondaż ADL, w którym blisko dwie trzecie respondentów wyraziło przekonanie, że „niedawny wybuch przemocy względem Żydów w Europie jest wynikiem uczuć antyizraelskich, a nie tradycyjnie antysemickich czy antyżydowskich”; we Włoszech „komentatorzy oceniają, że wzrost antysemityzmu wypływa z polityki, jaką Izrael prowadzi względem Arabów od początku intifady”. Podobnie w Przejawach dowodzono, iż poza marginesem „prawicowych ekstremistów”, dla których antysemityzm zawsze był hasłem wywoławczym, niechęć i przemoc skierowane przeciwko Żydom w Europie cechowały przede wszystkim „młodych muzułmanów, w szczególności arabskiego pochodzenia”, ściśle utożsamiających się z walką Palestyńczyków (w Przejawach II zastrzeżono, że „na podstawie dostępnych danych, patrząc na Unię Europejską jako całość, trudno jest formułować jakieś uogólnienia” na temat tego, która z tych dwóch grup ponosi większą odpowiedzialność za akty antysemickie)[18].
To wyjaśnienie dobrze tłumaczyłoby także zjawisko odwrotne, bowiem niechęć do Izraela i Żydów znacznie osłabła wówczas, gdy w okresie negocjacji pokojowych w Oslo pojawiła się nadzieja na sprawiedliwe rozwiązanie konfliktu, co skłoniło nawet zawodowych żydowskich histeryków pokroju Dershowitza do przyznania, że nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale w ogóle na całym świecie, antysemityzm znajduje się w odwrocie[19].
Jednakowoż to właśnie tej relacji przyczynowej za żadne skarby nie chcą uznać apologeci Izraela. Skoro bowiem polityka izraelska i powszechne żydowskie poparcie dla niej wzbudzają wrogość względem Żydów, to oznacza to ni mniej ni więcej, tylko tyle, że do ekspansji antysemityzmu przyczyniać się może sam Izrael i jego żydowscy poplecznicy – po prostu dlatego, że wina leży po ich stronie. Oczywiście dogmatyka Przedsiębiorstwa Holokaust a priori odrzuca taką hipotezę: wrogie nastawienie do Żydów po prostu nie może wypływać z popełnionych przez nich przewinień. Argumentacja jest mniej więcej taka: Ostateczne Rozwiązanie było irracjonalne – Ostateczne Rozwiązanie stanowiło kulminację tysiącletniego antysemityzmu gojów – ergo: jakikolwiek przejaw antysemityzmu jest irracjonalny[20].
A ponieważ antysemityzm jest synonimem wrogości względem Żydów, przeto wszelka wrogość względem Żydów, indywidualna czy zbiorowa, musi być irracjonalna. „W swej absolutnej irracjonalności antysemityzm (…) przypomina chorobę”, jak ujmuje to Foxman. „Ci, którzy nienawidzą Żydów, nienawidzą ich nie z powodu jakichś konkretnych faktów, ale właśnie wbrew wszelkim faktom”. W ujęciu Schoenfelda Palestyńczycy decydują się na samobójcze zamachy bombowe nie dlatego, że Izrael zrobił to czy tamto, ale dlatego, że państwo żydowskie zostało zredukowane do „diabolicznej abstrakcji”. Według Rosenbauma antysemityzm jest irracjonalną, niewytłumaczalną i nieuniknioną przypadłością gojów: „Wyjaśnieniem odradzającego się antysemityzmu jest antysemityzm: jego nieusuwalna historyczna preegzystencja – i jego efektywność. Stał się on swoim własnym początkiem”. Nic dziwnego, że finansista, miliarder George Soros, będący wszak Żydem, ściągnął na siebie gniew audytorium, kiedy zasugerował grupie żydowskich osobistości, że „nawrót antysemityzmu w Europie” jest w znacznej mierze spowodowany polityką Szarona i zachowaniem Żydów. Popełniając ten sam grzech, były przewodniczący izraelskiego Knesetu, Abraham Burg, zauważył: „Niechętne postawy względem Izraela, z jakimi mamy dziś do czynienia w społeczności międzynarodowej, są po części konsekwencją polityki izraelskiego rządu”. „Postawmy sprawę jasno”, replikował Elan Steinberg ze Światowego Kongresu Żydów po przemówieniu Sorosa, „Antysemityzmu nie wywołują Żydzi, tylko antysemici”. Foxman określił uwagi Sorosa jako „wręcz obrzydliwe”. O ile stwierdzenie, że Żydzi mogą wywoływać antysemityzm, jest „obrzydliwością” w ustach Żyda, o tyle w ustach nie-Żyda staje się to już – uwaga, uwaga – oznaką antysemityzmu. W Przejawach napiętnowano artykuł z prasy holenderskiej zatytułowany „Izrael wykorzystuje tabu antysemityzmu”, ponieważ „autor użył klasycznego antysemickiego stereotypu, że za antysemityzm odpowiadają sami Żydzi”. Podobnie potępiono list do jednej z austriackich gazet, gdyż „oskarżał on Izraelczyków o to, że sami są odpowiedzialni za rozwój antysemityzmu”[21].
Dopuszczalne są dwa wyjątki od dogmatu o antysemityzmie jako infekującej gojów patologii, która – by zacytować guru Przedsiębiorstwa Holokaust, Daniela Goldhagena – „rozwiodła się z Żydami”, „nie będąc reakcją na jakiekolwiek obiektywnie postrzegane działania żydowskie” oraz pozostaje „niezależna od natury i poczynań Żydów” (jego podkreślenia). Pierwszy wyjątek jest taki, że antysemityzm może zostać wywołany słusznym postępowaniem Żydów: mimo że otwarte żydowskie poparcie dla ruchu praw obywatelskich bez dwóch zdań wzmogło antysemityzm wśród białych na Południu Stanów, Żydzi nigdy nie wyrzekliby się odpowiedzialności za wywołanie tego rodzaju antysemityzmu; wręcz przeciwnie – był to raczej tytuł do chwały. Po drugie, choć irracjonalna, patologia gojów wypływa z aż nazbyt ludzkiego uczucia: resentymentu. O ile, jak utrzymywał Nietzsche, „moralność niewolników” wypływała z zazdrości, jaką Żydzi żywili w stosunku do swej autentycznej arystokracji, o tyle w myśl dogmatu Przedsiębiorstwa Holokaust „antysemityzm” wypływa z zazdrości gojów o arystokrację żydowską. Mówiąc krótko: nienawidzą nas, bo jesteśmy od nich tak bardzo lepsi. „Nowy antysemityzm przekracza bariery, narodowości, orientacje polityczne i systemy społeczne”, wyjaśnia Mortimer Zuckerman. „Izrael stał się obiektem zawiści i resentymentu prawie tak samo, jak obiektem nienawiści i resentymentu był niegdyś pojedynczy Żyd”. Trudno nie zauważyć, że dogmat Przedsiębiorstwa Holokaust jest uderzająco podobny do politycznie poprawnej interpretacji amerykańskiej „wojny z terroryzmem”. Arabowie nienawidzą nas albo dlatego, że są po prostu irracjonalnymi fanatykami, albo też dlatego, że zazdroszczą nam naszego stylu życia: wykluczone, żeby przyczyną mogło być niewłaściwe postępowanie z naszej strony – taka insynuacja to nic innego, jak wybielanie „islamo-faszyzmu”. Aby wyjaśnić „przyczyny ataków na Amerykę”, Jerry Goldberg z The New Yorkera wynajduje gdzieś egipskiego intelektualistę, który stwierdza: „Ci ludzie są po prostu zawistni (…). Talent rodzi zawiść w sercach pozbawionych talentu”. „Naturalne” wyrazy współczucia, jakim obdarzyły się nawzajem Izrael i Stany Zjednoczone po 11 września – „Teraz wiecie, co czujemy” (Izrael) i „Teraz wiemy, co czujecie” (Stany Zjednoczone) – mają swą podstawę właśnie w tej ideologii szowinizmu i samousprawiedliwienia. Oto udręczone westchnienia wzajemnego współczucia ze strony tych, którzy mają przekonanie nie tyle nawet o własnej niewinności, ile o tym, że na swoje nieszczęście są zbyt doskonali[22].
Nawiasem mówiąc, doktryna zasadniczej żydowskiej niewinności wyjaśnia także popularność, jaką wśród wielu Żydów cieszyła się książeczka Sartre’a pt. Antysemita i Żyd [w Polsce wydane jako Rozważania o kwestii żydowskiej, Łódź 1992 - przyp. tłum.]. „Jego praca była niezwykle doniosła – rozwodzili się Perlmutterowie – ze względu na przeprowadzony w niej z chirurgiczną precyzją rozbiór klasycznego antysemityzmu”. Z pozoru wydawało się, że książka ta jest ostatnią, jaką mogliby polecać Perlmutterowie – tym bardziej, że Sartre był człowiekiem lewicy. Jakby nie było, punktem wyjścia Sartre’a było przekonanie, że pojęcie żydowskości jest zupełnie pozbawione jakiejkolwiek treści – poza tą, jaką nadał jej antysemityzm. „Antysemita stwarza Żyda”, jak głosi jego słynne sformułowanie. Jednak wychodząc z tej przesłanki, Sartre zaczyna argumentować, iż stereotypowe przywary żydowskie są albo wymyślone, albo też zawinione przez antysemitę – co oznacza (przynajmniej tak to możemy rozumieć), że Żydzi nie mają żadnych przywar, a nawet jeśli mają, to nie z własnej winy. Przeto jeśli występuje wrogość względem Żydów, nie może ona być spowodowana popełnionym przez nich złem. „To nie doświadczenia kształtują jego [tzn. antysemity] wyobrażenie o Żydach, lecz wręcz przeciwnie: w świetle tego wyobrażenia interpretuje on swoje doświadczenia”, i dalej: antysemityzm „poprzedza fakty, które mają go uzasadnić”. Ta filosemicka doktryna z pewnością sformułowana została z przyzwoitych pobudek, jednak jej skutki są opłakane: do czegóż bowiem innego prowadzi, jeśli nie do całkowitego zaniku odpowiedzialności moralnej? „Żydów nie można winić za antysemityzm”, powtarza za Sartrem Dershowitz. „Antysemityzm to problem fanatyków (…). My nie możemy zrobić nic, co wpłynęłoby na chory umysł antysemity” (jego podkreślenie). Reasumując: Żydzi nigdy nie są odpowiedzialni za niechęć, jaką żywią do nich inni – to zawsze wina tamtych, a nie nasza[23].
FAŁSZYWE UOGÓLNIENIA
W pewnych miejscach gniew wywołany brutalną okupacją izraelską bez wątpienia przeszedł we wrogość względem Żydów jako takich. Jakkolwiek jest to godne ubolewania, trudno się temu specjalnie dziwić. Brutalna agresja Stanów Zjednoczonych na Wietnam oraz agresja administracji Busha na Irak wzbudziły uogólnioną niechęć do Amerykanów, na tej samej zasadzie, na jakiej ludobójcza agresja nazistów podczas II wojny światowej wywołała uogólnioną awersję do ludzi mówiących po niemiecku. Czy naprawdę powinno nas dziwić, że okrutna polityka okupacyjna państwa, które samo określa się mianem żydowskiego, uogólnia się na niechęć do Żydów? „Gdy Żydów obarcza się zbiorową odpowiedzialnością za politykę rządu izraelskiego”, jednoznacznie stwierdzają autorzy Przejawów, „zawsze jest to formą antysemityzmu”. Na tej zasadzie antysemityzm panuje w Hiszpanii, ponieważ „mass media często mieszają Izrael ze społecznością żydowską”. Ale skoro wielu spośród samych Żydów odrzuca rozróżnienie między Izraelem i światowym żydostwem, co więcej – rozróżnienie takie potępiają jako antysemickie; skoro główne organizacje żydowskie udzielają bezkrytycznego poparcia każdej polityce izraelskiej, choćby i miała ona charakter przestępczy, a wręcz podsycają najbardziej nieprzejednane tendencje wewnątrz Izraela, tłumiąc równocześnie wszelkie zagraniczne głosy uzasadnionej krytyki; skoro Izrael prawnie definiuje się jako suwerenne państwo ludu żydowskiego, zaś Żydzi pozostający w diasporze jakąkolwiek krytykę Izraela postponują jako antyżydowską – to trzeba się dziwić, że uogólnienie antypatii do Izraela na Żydów jako takich nie przybrało znacznie większych rozmiarów. „Każdy, kto nie rozróżnia Żydów i państwa żydowskiego jest antysemitą”, oznajmia w jednym miejscu Chesler, lecz w tej samej książce stwierdza także, iż „Żydzi amerykańscy i inni pozostający w diasporze” muszą zrozumieć, że „Izrael jest naszym sercem i duszą (…), jesteśmy rodziną” (jej podkreślenie). Podobnie włoska dziennikarka, Fiamma Nirenstein, wyznaje: „Żydzi, gdziekolwiek by się nie znajdowali, za cnotę i zaszczyt powinni poczytywać sobie fakt, że utożsamiani są z Izraelem” i zawsze powinni podkreślać, że „jeśli jesteś przeciwko Izraelowi, to jesteś przeciw Żydom”. Wydaje się tedy, że antysemickie jest zarówno utożsamianie, jak i nieutożsamianie Izraela z Żydami. „Irańscy propagandyści dążą – jak utrzymuje Schoenfeld – do wymazania wszelkich rozróżnień między Izraelem, syjonizmem i Żydami”. Tymczasem w magazynie Commentary, współredagowanym przez Schoenfelda, Hillel Halkin zapewnia: „Izrael to państwo Żydów. Syjonizm to przekonanie, że Żydzi powinni mieć swoje państwo. Zniesławiać Izrael, to zniesławiać Żydów” („Powrót antysemityzmu”). Czyżby zatem Halkin i redaktor Commentary także byli antysemitami?[24]
Kiedy ktoś obarcza Żydów odpowiedzialnością za politykę izraelską, łatwo (i wygodnie) jest postponować to jako antysemityzm. Równie łatwo (i wygodnie) jest klasyfikować jako antysemityzm wypowiedzi o żydowskiej władzy. Żydzi zaliczają się obecnie do najbogatszej grupy etnicznej w Stanach Zjednoczonych, zaś wraz z władzą ekonomiczną zyskali też znaczącą władzę polityczną. Ich przywódcy wykorzystują tę władzę, często w dość obcesowy sposób, by wpływać na politykę USA względem Izraela. Przywódcy ci dyskontują tę władzę także w innych dziedzinach. Pod przykrywką starań o „odszkodowania za Holokaust”, amerykańskie organizacje żydowskie oraz pojedyncze osoby ze wszystkich szczebli rządu i segmentów społeczeństwa zawiązały spisek – to w tym przypadku właściwe słowo – aby szantażować Europę. To z powodu „żydowskich pieniędzy” administracja Clintona wzięła udział w tej akcji wymuszania haraczu, zapewniając decydujące wsparcie na każdym jej etapie – nawet ze szkodą dla amerykańskich interesów narodowych. I kto może na serio wierzyć, że prożydowska stronniczość wielkich mediów nie ma absolutnie nic wspólnego z obecnością wpływowych Żydów na wszystkich szczeblach tych mediów? „Bez wątpienia wśród producentów, reżyserów, szefów studiów i hollywoodzkich gwiazd występują znani Żydzi”, przyznaje Foxman. „Prawdą jest nawet, że żydowska obecność wyraźnie zaznaczyła się w filmach, telewizji i koncernach płytowych”. Tym niemniej, kontynuuje on, „Żydzi, którzy pracują w Hollywood, nie pracują tam jako Żydzi, ale jako aktorzy, reżyserzy, kierownicy produkcji, i kto tam jeszcze”, zainteresowani wyłącznie „wynikiem finansowym” (jego podkreślenie). Dowód? „To tłumaczy paradoks, którego nie był w stanie wyjaśnić żaden specjalista od spiskowej teorii dziejów: jak to jest, że przemysł filmowy, rzekomo kontrolowany przez Żydów, wyprodukował tak mało filmów poświęconych jawnie żydowskim tematom czy bohaterom”. Czy to dlatego od 1989 roku Hollywood wypuścił jedynie 175 filmów na temat nazistowskiego holokaustu? Z pewnością postawić można uzasadnione pytania dotyczące tego, kiedy i czy w ogóle Żydzi działają „jako Żydzi”, a kiedy działają jako osoby mające akurat przypadkiem żydowskie pochodzenie. W sytuacjach tego pierwszego rodzaju (które z pewnością mają miejsce) można z kolei zastanawiać się, jaki jest rzeczywisty zakres i ograniczenia owej „żydowskiej władzy”. Na takie pytania można jednak odpowiedzieć wyłącznie w oparciu o fakty, a nie przez odwołanie się do apriorycznej, politycznie poprawnej formułki. Wykluczać wszelkie dociekania na ten temat jako antysemickie, to – świadomie, czy nie – zasłaniać Żydów przed uprawnioną analizą sposobu, w jaki używają i nadużywają swej ogromnej władzy. W swym pod innymi względami sensownym opracowaniu nt. nowego antysemityzmu, Brian Klug utrzymuje, że „za antysemityzm uznać należy” sytuację, gdy oskarżenia przeciwko Żydom trzymają się antysemickiego stereotypu, takiego jak przekonanie o tym, że Żydzi są „potężni, bogaci (…) i dążą do [swych] własnych egoistycznych celów”. Co jednak, jeśli Żydzi swoim zachowaniem wpisują się w ten schemat? Czy nie mogą oni dopuścić się podłości tylko dlatego, że potwierdzałoby to negatywny żydowski stereotyp? Jest to tyleż banalne, co niepoprawne politycznie: silne stereotypy, podobnie jak dobra propaganda, nabierają swej mocy dzięki temu, że zawierają w sobie ziarno – a czasem więcej niż ziarno – prawdy. Czy ludzie pokroju Abrahama Foxmana, Edgara Bronfmana i rabina Izraela Singera powinni cieszyć się immunitetem, ponieważ przypominają stereotypy żywcem wzięte z Der Stürmera?[25]
W Przedsiębiorstwie Holokaust zaproponowałem rozróżnienie pomiędzy nazistowskim holokaustem, czyli systematyczną eksterminacją Żydów podczas II wojny światowej, a Holokaustem, czyli instrumentalizacją nazistowskiego holokaustu, dokonywaną przez amerykańskie elity żydowskie i ich stronników. Na tej samej zasadzie rozróżnić należy antysemityzm, czyli nie mające żadnego usprawiedliwienia atakowanie Żydów wyłącznie za to, że są Żydami, od „antysemityzmu”, czyli instrumentalizacji antysemityzmu, wykorzystywanej przez amerykańskie (i inne) elity żydowskie. Podobnie jak Holokaust, „antysemityzm” stanowi ideologiczny oręż, mający odeprzeć usprawiedliwioną krytykę Izraela i potężnych żydowskich interesów. Obecnie „antysemityzm”, obok „wojny z terroryzmem”, służy za przykrywkę dla działań łamiących na wielką skalę prawo międzynarodowe i prawa człowieka. Żydzi oddani walce z prawdziwym antysemityzmem muszą w pierwszej kolejności zdemaskować całą manipulację owego fałszywego „antysemityzmu”. „Nie ma oczywistego remedium ani natychmiastowego rozwiązania” problemu antysemityzmu, konkludują autorzy Przejawów. „Nie da się sformułować jednej uniwersalnej strategii, która sprawdzałaby się wszędzie”[26].
Ośmielę się nie zgodzić z tym wnioskiem. Mówić prawdę, walczyć o sprawiedliwość: oto sprawdzona strategia walki z antysemityzmem, jak również innymi formami nietolerancji. Jeśli, jak zgodnie dowodzą wszystkie poważne badania, obecna niechęć do Żydów wiąże się z brutalnymi represjami Izraela skierowanymi przeciwko Palestyńczykom, to oczywistym remedium i natychmiastowym rozwiązaniem jest po prostu położenie kresu okupacji. Całkowite wycofanie się Izraela z terytoriów podbitych w 1967 roku wybiłoby także potężną broń z ręki prawdziwych antysemitów (a któż może wątpić w ich istnienie?), wykorzystujących izraelską politykę jako świetny pretekst do demonizowania Żydów. Im głośniej Żydzi sprzeciwiać się będą izraelskiej okupacji, tym mniej będzie tych nie-Żydów, którzy kryminalną politykę Izraela i bezkrytyczne dla niej poparcie (a wręcz inspirację) ze strony czołowych organizacji żydowskich mylnie brać będą za wyraz typowych żydowskich przekonań. Z drugiej strony najgorszymi wrogami w walce z prawdziwym antysemityzmem są filosemici. Z tym problemem mamy na ogół do czynienia na scenie europejskiej. Przymykając oko na zbrodnie izraelskie w imię wrażliwości na niegdysiejsze cierpienia żydowskie, ułatwiają oni Izraelowi dalsze podążanie tą morderczą ścieżką, co jeszcze bardziej podsyca antysemityzm i w ostateczności doprowadzić może do samozagłady Izraela. Ta filosemicka pobłażliwość przyniosła równie opłakane skutki w odniesieniu do amerykańskich elit żydowskich. Jak już wspomniałem, w Stanach Zjednoczonych elity żydowskie cieszą się niesamowitym dobrobytem. Co nie powinno szczególnie dziwić, to połączenie świetnej pozycji ekonomicznej i politycznej zrodziło w nich poczucie wyższości. Kryjąc się pod płaszczykiem Holokaustu, elity owe udają – a w swym własnym solipsystycznym świecie być może naprawdę w to wierzą – że są ofiarami, zaś wszelką krytykę odrzucają jako przejaw „antysemityzmu”. I z tej zabójczej mieszanki ogromnej władzy, szowinistycznej arogancji, udawanego (bądź wyimaginowanego) poczucia krzywdy oraz osiągniętej dzięki Holokaustowi odporności na krytykę, zrodziła się straszna lekkomyślność i bezwzględność amerykańskich elit żydowskich. Tuż obok Izraela są one największymi inspiratorami antysemityzmu we współczesnym świecie. Głaskać je po główce to żadne rozwiązanie. Trzeba je powstrzymać.
Norman G. Finkelstein, „Wielka hucpa – o pozorowaniu antysemityzmu i fałszowaniu historii”
(Beyond Chutzpah – On the Misuse of Anti-Semitism and the Abuse of History)
[1] Sondaż Instytutu Rotha z lat 2000-2001, zob. http://www.tau.ac.il/Anti-Semitism/asw2000-1/general_analysis.htm; „przełom”, zob. komentarz Hilberga na tylnej okładce mojej książki Holocaust Industry: Reflections on the Exploitation of Jewish Suffering, wyd. drugie, Nowy Jork 2003; płace Foxmana i Hiera, zob. www.charitywatch.org/criteria.html. [2] Mark Strauss, „Antiglobalism’s Jewish Problem”, przedrukowany w: Ron Rosenbaum (red.), Those Who Forget the Past: The Question of Anti-Semitism, Nowy Jork 2004, s. 271. Wywiady z uczestnikami Noamem Chomskym, Arundhati Roy’em i Anthonym Arnove’m, którzy zaprzeczyli, aby takie wydarzenie miało miejsce (21 grudnia 2004). Podobne oszczerstwa, rozpowszechniane przez Centrum Szymona Wiesenthala nt. rzekomego antysemityzmu podczas Światowego Forum Społecznego w Indiach, zob. szczegółową relację żydowskiej aktywistki pokojowej Cecilie Surasky, „Anti-Semitism at the World Social Forum?”, www.commondreams.org/views04/0219-08.htm. Miriam Greenspan, „What’s New about Anti-Semitism?” Tikkun (listopad-grudzień 2003) (Greenspan cytowała jako źródło Pata Robertsona w e-mailu skierowanym do mnie 6 lutego 2004 r.); Danny Aghion, „Anti-Semitism on the Street”, Jewish World (22 grudnia 2002), www.aish.com/jewishissues/jewishsociety/Anti-Semitism_ on_the_Street.asp.
[3] Todd Gitlin, „The Rough Beast Returns”, Mother Jones (maj-czerwiec 2002), przedrukowane w: Rosenbaum, Those Who Forget, ss. 263-6. E-mail Zoloth jest także przedrukowany w: Rosenbaum, Those Who Forget, ss. 258-61. Zacytowane określenia odnoszące się do Zoloth i jej przeszłości pochodzą od działacza jednej z organizacji żydowskich, który prosił o zachowanie anonimowości (jego ocenę potwierdza Astren).
[4] Gabriel Schoenfeld, The Return of Anti-Semitism, San Francisco 2004, s. 121 (Uniwersytet Chicago); odpowiedź Uniwersytetu Chicago, zob. niepublikowana korespondencja (z 28 sierpnia 2002) Larry’ego Arbeitera, kierownika działu komunikacji Uniwersytetu w Chicago, skierowana do the Jerusalem Post, udostępniona mi przez dr. Setha L. Sandersa, zajmującego się naukami społecznymi, religią i sztuką w Biurze Informacyjnym Uniwersytetu Chicago. Udokumentowane przykłady oszustw dotyczących antysemityzmu na kampusach, zob. Sara Roy, „Short Cuts”, London Review of Books (1 kwietnia 2004) oraz Tom Tugend, „From Hate to Hoax in Clare- mont”, Jewish Journal of Greater Los Angeles (2 kwietnia 2004).
[5] Lawrence Summers, „Address at Morning Prayers”, w: Rosenbaum, Those Who Forget, ss. 57-60; Alan M. Dershowitz, The Vanishing American Jew: In Search of Jewish Identity for the Next Century, Boston 1997, s. 271; Henry Louis Gates Jr., „Black Demagogues and Pseudo-Scholars”, New York Times (20 lipca 1992). Obiekt krytyki Gatesa, garstka „afrocentrycznych” demagogów kramarzących antysemityzmem, miała mniej więcej tak samo mizerne wpływy w jego środowisku akademickim, jak rewizjoniści Holokaustu – zresztą denuncjowanie tych ostatnich także uchodzi w tych kręgach za akt odwagi. Gates co jakiś czas udziela swego czarnego nazwiska „pro”-żydowskim sprawom i publikacjom. Ostatnio napisał notkę na obwolutę Głosu za Izraelem Dershowitza, w której czytamy: „Moja pierwsza wizyta w Izraelu, w wieku lat 19, była zarówno głębokim przeżyciem mistycznym, jak i doświadczeniem budzącym szczególny niepokój. Szybko zrozumiałem, że Izrael jest skarbem cywilizacji dla całej wspólnoty ludzkiej, ale skarbem jakże narażonym na zniszczenie (…) Głos za Izraelem to nieodzowna lektura dla osób głęboko zaniepokojonych wzrostem antysemityzmu w społeczeństwie amerykańskim, nawet na kampusach uniwersyteckich”. Trudno tę notkę rozpatrywać inaczej niż jako przypadek stręczycielstwa.
[6] Paul Berman, „Something’s Changed”, w: Rosenbaum, Those Who Forget, ss. 15, 27. Berman nie raczy także wspomnieć, że kiedy inny uczestnik inkryminowanej sesji konferencyjnej natychmiast potępił wypowiedź aprobującą samobójcze ataki bombowe, zgromadzona publiczność zareagowała gromkimi oklaskami (wywiad z wydawcą Nation, Roanem Careyem, 21 grudnia 2004). Broniąc przed zarzutem dyskryminacji izraelską Ustawą o Powrocie, która automatycznie nadaje obywatelstwo wyłącznie Żydom, Berman utrzymuje, że ustawa ta jest wyrazem „autonomii państwowej Izraela i jego prawa do określenia zasad imigracji wedle własnych kryteriów” (s. 24). Czy tak samo broniłby amerykańskich regulacji imigracyjnych, gdyby faworyzowały Europejczyków względem Azjatów, zaś mieszkańców Europy Zachodniej i Środkowej względem Słowian, Włochów i Żydów?
[7] Werner Bergmann i Juliane Wetzel, Manifestations of Anti-Semitism in the European Union, Wiedeń 2003, http://eumc.eu.int/eumc/material/pub/FT/Draft_anti-Semitism_report-web.pdf, ss. 7-8p13, 48; Schoenfeld, „Israel and the Anti-Semites”, w: Rosenbaum, Those Who Forget, s. 113.
[8] Abraham H. Foxman, Never Again? The Threat of the New Anti-Semitism, San Francisco 2003, ss. 14, 17-8, 25-6, 36, 142, 245, 247. Używanie przez ADL epitetu „rewizjonisty Holokaustu” [„Holocaust denier"], zob. „Anti-Defamation League (ADL) Letter to Georgetown University”, www.NormanFinkelstein.com (w dziale „The real «Axis of Evil»”). Foxman broniący Reagana, jego operacja szpiegowska i jego rola w uwolnieniu Richa, zob. Finkelstein, Holocaust Industry, ss. 22, 30-1, 212.
[9] Manifestations, ss. 24p63, 45, 51, 56, 58, 69-70, 72, 81.
[10] European Monitoring Centre on Racism and Xenophobia, Manifestations of Anti- semitism in the EU 2002-2003 (kwiecień 2004), http://eumc.eu.int/eumc/index.php.
[11] Jako antysemickie zaklasyfikowano w nim także przypadki co najmniej wątpliwe: podręcznik zawierający zdanie „Kiedy palestynowe [sic!] dziecko w Jerozolimie zobaczyło zbliżającego się żołnierza żydowskiego, wzdrygnęło się ze strachem” (s. 45); komentarz na stronie internetowej: „To naprawdę smutne, że wszyscy politycy płaszczą się przed tym lobby, a każdy, kto tego nie zrobi i ośmiela się mieć inne zdanie, z miejsca zostaje potępiony i okrzyknięty antysemitą, tudzież rasistą” (s. 63); kilka artykułów, „których autorzy przedstawiali pogląd, jakoby Żydzi nadużywali tragedii związanej z okrucieństwami Holokaustu” (s. 79); „rysunek Ariela Szarona z doczepionym hitlerowskim wąsikiem” (s. 90); „artykuł w gazecie, ilustrowany zdjęciem palestyńskich ofiar środkowowschodniego konfliktu, z nagłówkiem «Izraelska sprawiedliwość» (s. 120); „transparenty i tabliczki (…) przeciwko Izraelowi i premierowi Szaronowi (…), na których literę «S» zastąpiono swastyką lub stylizowano na znaczek nazistowskiej SS” (s. 127); „list do redakcji”, w którym „oskarżano Izraelczyków, że sami są odpowiedzialni za nasilanie się antysemityzmu” (s. 156); „ulotki, z których część nawołuje do bojkotu izraelskich produktów” (s. 178). Jeśli wziąć te przykłady jako takie, żaden z nich nie wydaje się być antysemicki. Można nawet wątpić, czy stwierdzenie „Żydzi mają zbyt duże wpływy na świecie” świadczy, jak utrzymuje raport, o przekonaniach antysemickich (ss. 69-71, 259) – czy stwierdzenia „Biali mają zbyt duże wpływy na świecie” lub „Mężczyźni mają zbyt duże wpływy na świecie” jest świadectwem mentalności rasistowskiej bądź seksistowskiej? Mimo wszystko, drugi raport jest generalnie bardziej ostrożny niż Przejawy w utożsamianiu krytyki Izraela z antysemityzmem (zob. zwłaszcza ss. 13-4, 228-32, 240-1).
[12] „ADL Raises Questions Surrounding EUMC Report on Anti-Semitism” (oświadczenie prasowe ADL z 1 kwietnia 2004), http://www.adl.org/PresRele/ASInt_13/4474_13.htm. W wystąpieniu tym Foxman skrytykował oświadczenie prasowe wydane [przez autorów raportu] w związku z publikacją Przejawów za pomniejszanie udziału młodzieży muzułmańskiej w aktach antysemickich. W rzeczywistości oświadczenie zawierało rzetelne podsumowanie wyników badania.
[13] Antysemickie incydenty kwalifikujące się jako „skrajna przemoc”, tj. „jakiekolwiek ataki zagrażające życiu” (s. 343), które opisano w Przejawach II obejmują kilka przypadków we Francji (jeden żydowski chłopak „został odesłany do szpitala, gdzie nałożono mu liczne szwy”; innego „odesłano do szpitala z wieloma stłuczeniami” [ss. 100-1]) i w Austrii („napaść czterech skinheadów na mężczyznę w wiedeńskim metrze (…); jeden z napastników zbił go pasem” oraz „brutalna napaść na ortodoksyjnego Żyda w Wiedniu, którego pobito do tego stopnia, że stracił przytomność” [s. 159]). W wiekszości krajów Unii Europejskiej nie odnotowano żadnych takich ataków.
[14] Manifestations II, ss. 40, 103, 156.
[15] Ibid., ss. 100-1.
[16] Ibid., ss. 20, 98, 104-5, 109-11, 113, 273.
[17] Pew Research Center for the People and the Press, A Year after Iraq War: Mistrust of America in Europe Ever Higher, Muslim Anger Persists. Summary of Findings (16 marca 2004), s. 4; porównanie statystyczne z r. 1991, zob. Pew Research Center for the People and the Press, A Year after Iraq War: Mistrust of America in Europe Ever Higher, Muslim Anger Persists. A Nine-Country Survey, s. 26. Dane sondażowe potwierdzające spadek antysemityzmu w Niemczech w porównaniu z 1991 r. oraz podobna tendencja we Francji, zob. Manifestations II, ss. 64-5, 111, 261. Wrogość względem muzułmanów większa niż względem Żydów, zob. też Manifestations II, ss. 110, 145, 283.
[18] Foxman, Never Again?, s. 31; Schoenfeld, Return, ss. 67, 71, 152; Manifestations, ss. 5-7, 15-6, 19, 24-5, 27, 70; Manifestations II, ss. 20-2, 25, 239, 319. Pomijając kwestie związane z konfliktem izraelsko-palestyńskim, wykryto też inne rzekome korelaty nowego „antysemityzmu”. „Ogólnoświatowy rynek papierów wartościowych, nowe formy pieniędzy, brak granic. Dotychczasowe rozumienie państwa, narodowości, wszystko poddawane jest w wątpliwość”, zauważa ze zgrozą Dan Diner, handlarz Holokaustem z Uniwersytetu Hebrajskiego. „Szukają winnych tej nowej sytuacji i znajdują Żydów” (Strauss, „Antiglobalism’s Jewish Problem”, w: Rosenbaum, Those Who Forget, s. 274).
[19] To główna teza książki Dershowitza Vanishing American Jew (1997); jego wypowiedź o ogólnoświatowym zaniku antysemityzmu, zob. zwłaszcza na ss. 87-9.
[20] Pełniejsze wyłożenie dogmatyki Przedsiębiorstwa Holokaust, zob. Finkelstein, Holocaust Industry, Rozdz. 2.
[21] Foxman, Never Again?, s. 42; Schoenfeld, Return, s. 45; „Introduction”, w: Rosenbaum, Those Who Forget, s. lxii; Uriel Heilman, „In rare Jewish appearance, George Soros says Jews and Israel cause anti-Semitism”, Jewish Telegraphic Agency (9 listopada 2003); Ari Shavit, „On the eve of destruction”, Haaretz (14 listopada 2003); Manifestations, ss. 82, 85. Por. wypowiedź Romana Bronfmana, członka izraelskiej centrolewicowej partii Meretz, na temat prawdziwych korzeni „nowego antysemityzmu”:
Czym można wytłumaczyć tę nienawiść do nas, zwłaszcza w rozwiniętych krajach europejskich? I czemu odzywa się ona akurat teraz, z taką intensywnością? (…) Kiedy fala nienawiści rozlała się po mediach całego świata, wciskając się do każdego domu, jak zwykle pojawiło się nowe-stare wyjaśnienie: antysemityzm. Zawsze była to w rękach Żydów karta atutowa, cóż bowiem prostszego, niż wrzucić przeciwnika do jednego worka z jakimiś obłąkanymi postaciami historycznymi. Także i tym razem rząd izraelski wyciągnął kartę antysemityzmu z rękawa wyjaśnień i jego najwierniejsi rzecznicy zaraz zaczęli nią wymachiwać. Ale nadszedł już czas, by społeczeństwo izraelskie zbudziło się wreszcie i przestało wierzyć w bajki serwowane mu przez własny rząd. Retoryka wiecznej ofiary po prostu nie tłumaczy zbiegnięcia się wydarzeń w czasie. Dlaczego wszyscy antysemici, nienawidzący Izraela, nagle jak jeden mąż podnieśli głowy i zaczęli skandować swe nienawistne slogany? Dość już naszych zawodzeń typu «Cały świat jest przeciwko nam». (…) Czas spojrzeć na fakty i przyznać oczywistą, choć gorzką prawdę: Izrael stracił legitymację w oczach świata i to my jesteśmy temu winni. (…) Jeśli do tej pory antysemityzm istniał wyłącznie wśród politycznych ekstremistów, ciągła izraelska polityka okrutnej okupacji może tylko rozniecić i rozdmuchać antysemickie resentymenty” („Rozdmuchiwanie płomieni nienawiści”, Haaretz [19 listopada 2003]).
[22] Daniel Jonah Goldhagen, Hitler ‘s Willing Executioners: Ordinary Germans and the Holocaust, Nowy Jork 1996, ss. 34-5, 39, 42; Zuckerman, „The New Anti-Se- mitism”; Jeffrey Goldberg, „Behind Mubarak”, w: Rosenbaum, Those Who Forget, s. 548; Nathan Perlmutter i Ruth Ann Perlmutter, The Real Anti-Semitism in America, Nowy Jork 1982, s. 131.
[23] Jean-Paul Sartre, Anti-Semite and Jew, Nowy Jork 1976, ss. 13, 17, 69; Alan M. Dershowitz, Chutzpah, Boston 1991, s. 100. Zapożyczając od Nietzschego i wyprzedzając dogmatykę Przedsiębiorstwa Holokaust, Sartre na podobnej zasadzie argumentuje, że kierowani resentymentem antysemici z reguły zamieniają żydowskie zalety w wady, a swoje własne wady w zalety.
[24] Manifestations, ss. 17, 61; Chesler, New Anti-Semitism, ss. 192, 209-11, 245; Fiamma Nirenstein, „How I Became an «Unconscious Fascist»” w: Rosenbaum, Those Who Forget, s. 302; Schoenfeld, Return, s. 11; Hillel Halkin, „The Return of Anti- Semitism”, Commentary (luty 2002).
[25] Szantażowanie Europy, zob. zwłaszcza Finkelstein, Holocaust Industry, Rozdz. 3; wpływ żydowskich pieniędzy na Clintona, zob. Dodatek do Przedsiębiorstwa Holokaust. Foxman, Never Again?, ss. 249-50; David Sterritt, „The one serious subject Hollywood doesn’t avoid”, Christian Science Monitor (22 listopada 2002); Brian Klug, „The collective Jew: Israel and the new anti-Semitism”, Patterns of Prejudice (czerwiec 2003) (zmodyfikowaną wersję tego artykułu opublikował The Nation w numerze z 2 lutego 2004 pod tytułem „The Myth of the New Anti-Semitism”). Kwestia zasięgu żydowskiej władzy wypływa najczęściej w kontekście amerykańskiej polityki względem Izraela. Osoby przekonane, że w ostatecznym rozrachunku amerykańskie interesy biorą jednak górę nad władzą żydowskiego lobby, z reguły wskazują na decyzję Eisenhowera z 1956 r. (powziętą mimo nadchodzących wyborów), aby powściągnąć zapędy Izraela. Można jednak argumentować także w drugą stronę. Np. po uważnym przestudiowaniu tomów Stosunków zagranicznych Stanów Zjednoczonych z lat 1960-tych łatwo dojść do wniosku, że zdobycie przez Izrael broni atomowej traktowane było przez Stany Zjednoczone jako zupełnie sprzeczne z amerykańskim interesem narodowym. Obawiano się, że po zdobyciu bomby atomowej przez Izrael, tego samego będzie się domagał Egipt od Związku Sowieckiego, co uruchomi spiralę zbrojeń na Środkowym Wschodzie, mogącą zakończyć się nuklearną pożogą. Głównym środkiem nacisku w dyspozycji kolejnych rządów amerykańskich było odmawianie Izraelowi broni konwencjonalnej, jeśli ten nie zrezygnuje z dążeń do uzyskania broni nuklearnej. Lecz ilekroć Stany Zjednoczone usiłowały wywrzeć taką presję, spotykało się to ze stanowczym przeciwdziałaniem lobby żydowskiego, co ostatecznie prowadziło do transferu broni bez ustępstw ze strony izraelskiej. W ostatnich latach praktycznie niemożliwe stało się empiryczne przetestowanie hipotezy, że amerykański interes narodowy jest silniejszy od lobbingu żydowskiego bądź vice versa – a to ze względu na stopień przenikania się administracji amerykańskiej i żydowskiego lobby. Przeglądając starsze dokumenty, widziało się „tutaj” rząd amerykański, a „tam” lobby żydowskie, i można było analizować zachodzące między nimi interakcje. Dzisiaj trudno powiedzieć, gdzie kończy się „tutaj”, a zaczyna „tam”. Skąd mamy tak naprawdę wiedzieć, w czyim interesie bądź na czyje polecenie działają Martin Indyk, Dennis Ross, Paul Wolfowitz czy Richard Perle, gdy biorą udział w dyskusji nad polityką środkowowschodnią? Oczywiście można być i takiego zdania, że cały ten spór jest bezprzedmiotowy: Izrael zajął tak poczesne miejsce w amerykańskiej polityce, i tak się od niej uzależnił, że właściwie przestał istnieć jako odrębny aktor, realizujący swoje własne interesy – podobnie jak trudno byłoby mówić o własnych interesach Teksasu (czy ktoś pyta, czyj interes realizuje Bush?); zaś stopień wzajemnej penetracji lobby żydowskiego i administracji amerykańskiej jest raczej symptomem niż przyczyną tej całkowicie uwewnętrznionej relacji.
[26] Manifestations, s. 37.
Za: http://palestyna.wordpress.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz