Żydzi kolaborowali pod grozą śmierci, aby się ocalić, a Polacy dla korzyści – ta narracja, obowiązkowa w Izraelu, i po słowach Premiera Morawieckiego rozbrzmiewająca teraz wszędzie, urąga elementarnej logice. Wystarczy po prostu zrobić to, czego polityczna poprawność najsurowiej zabrania pod grozą nazwania antysemitą i „negacjonistą”: pomyśleć.
Żeby podjąć decyzję o kolaboracji – wstąpieniu do żydowskiej policji, judenratu etc. – z motywacją „może dzięki temu przeżyję” musieliby Żydzi wiedzieć, że Niemcy zamierzają ich wymordować. Takiej wiedzy, przyzna każdy, kto czytał pamiętniki i reakcje, nie było. Żydzi spodziewali się, że Niemcy zamierzają ich „tylko” rabować, zmuszać do niewolniczej pracy (są oczywiście przy tym brutalni, biją, karzą śmiercią za nieposłuszeństwo, a czasem któryś zastrzeli, ot, tak, bez widocznego powodu – ale to w historii nic nowego) i wygnać.
Sami Niemcy przedstawiali to tak właśnie, i tak powszechnie sądzono. Nawet, kiedy Niemcy postanowili już „ostateczne rozwiązanie”, utrzymywali swe zamiary w ścisłej tajemnicy i jeszcze przez długi czas im sie to udawało. Żydzi wysyłani transportami do komór gazowych (a więc także i zapędzający ich do nich funkcjonariusze judischer ordnungdienst) sądzili, że to transport na wysiedlenie. Inaczej nie zabieraliby ze sobą walizek z rzeczami, które potem odbierano im w Auschwitz (co zaświadczone jest w Muzeum).
Ci, którzy zgłosili się Niemcom do pomocy, liczyli więc nie na ocalenie, bo nie sądzili, że będą go potrzebować, ale po prostu na poprawienie swego losu – kosztem rodaków. To fakt, że, jak to podnoszą wyznawcy „religii holocaustu”, ci kolaboranci też przecież byli mordowani, tylko później. Ale ten fakt niczego nie dowodzi – śmierć stanowiła dla nich przykrą niespodziankę.
Oczywiście, nad każdym szczególnym przepadkiem trzeba się pochylić. Byli tacy, którzy sądzili, że idąc na częściową współpracę z Niemcami, kogoś uratują, jakoś pomogą – czasem staczali się powoli, czasem, straciwszy złudzenia, popełniali samobójstwa. Byli pewnie i tacy, co bogacili się na zagładzie rodaków nawet wtedy, gdy wiedzieli, co ich spotyka, wciąż licząc, że sami pozostaną bezpieczni. Tak jak czekiści, których nie usprawiedliwia fakt, że potem w kolejnych czystkach sami dzielili los swych ofiar.
Ale nie można generalizować, że żydowska kolaboracja była wymuszona, a polska – ochotnicza. Co zresztą zrobić wtedy z takim na przykład faktem, że „żydowska policja” w gettach była formacją ochotniczą, a właśnie polscy przedwojenni, „granatowi” policjanci, zmuszani byli do współuczestnictwa w akcjach pacyfikacyjnych pod karą śmierci. Za niestawienie się do służby po ustanowieniu rządów okupacyjnych, za dezercję, czekała ona i samego policjanta, i jego rodzinę.
Historyczna prawda, w przeciwieństwie do „narracji”, nie daje się obsłużyć prostym strychulcem.
Rafał Ziemkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz