sobota, 17 marca 2012

Wyjątkowość stosunków amerykańsko-izraelskich. Zarys historyczny

Jak wykreowano „specjalne stosunki”?

Wyjątkowe relacje amerykańsko – izraelskie nie są tajemnicą, choć ich geneza i wyjątkowe wsparcie udzielane przez Stany Zjednoczone Izraelowi może wywoływać zdziwienie. To jednak szybko mija, gdy spojrzy się na historię ruchu syjonistycznego i jego wpływowi na amerykańską historię, a także historię świata. Poniżej znajduje się zarys historyczny tej wyjątkowej i niespotykanej nigdzie indziej zażyłości tych dwóch krajów.
Podczas gdy wielu Amerykanów jest skłonna uwierzyć, że wsparcie ich elit rządzących dla Izraela leży w interesie ich własnego kraju, fakty nie potwierdzają tej teorii i propagandowych sloganów mających owe wsparcie usprawiedliwiać. Przez dekady amerykańscy eksperci stali w opozycji do Izraela i jego ruchu założycielskiego. Ta grupa została niestety stopniowo odsunięta na boczny tor i wymieniona na ludzi oddanych sprawie syjonistycznej.
 Polityka amerykańska w kwestii Bliskiego Wschodu, podobnie jak w innych sprawach, jest kształtowana przez różnorakie lobby, mające forsować dane cele. Jednak lobby proizraelskie w USA reprezentuje sobą znacznie więcej niż większość ludzi rozumie poprzez słowo „lobby”.Jest ono o wiele bardziej wydajne bardziej powszechne , bardziej konsekwentne i bardziej zwodnicze niż jakiekolwiek inne. I mimo, że ruch na rzecz Izraela funkcjonuje w USA od ponad stu lat, większość Amerykanów jest zupełnie nieświadoma celów, strategii i ideologii tego ruchu, jego władzy nad świadomością społeczną. Sukcesy tego ruchu w osiąganiu swoich celów, częściowo za sprawą ukrytej natury części podejmowanych przez niego działań, są oszałamiające. Niewyobrażalne są również koszty jakie pociągnęły za sobą owe sukcesy.
Działalność proizraelskiego lobby doprowadziła to trwającej od dziesięcioleci wojny i przemocy na Bliskim Wschodzie, utopiła Ziemie Świętą w krwi i smutku. Jednak o wiele mniej znanym i skrzętnie ukrywanym aspektem jego działalności są szkody jakie wyrządził samej Ameryce.
Lobby to zdominowało niemal każdą dziedzinę życia amerykańskiego społeczeństwa manipulując nim. Wciągnęło Stany Zjednoczone w kosztowne, niepotrzebne i tragiczne w skutkach wojny, zdominowała na dziesięciolecia Kongres. To właśnie to lobby decyduje kto weźmie udział w wyborach prezydenckich i komu zostanie zapewnione jego wsparcie. Taka pomoc, rzecz jasna, zobowiązuje. To lobby poprzez media jest w stanie manipulować uczuciami, obawami czy sympatiami Amerykanów. Jest w stanie wytworzyć atmosferę strachu i napełnić społeczeństwo irracjonalnymi lękami, dzięki którym obywatele z łatwością wyrzekną się niektórych ze swoich podstawowych praw i wartości.
Wszystko to w imieniu interesów Izraela, dla kraju, który zamieszkuje liczba ludzi mniejsza od mieszkańców stanu New Jersey.
Izraelskie lobby jest tylko wierzchołkiem góry lodowej szerszego tworu określanego mianem „politycznego syjonizmu”, powstałego w XIX wieku międzynarodowego ruchu mającego na celu utworzenie państwa żydowskiego gdzieś na świecie. W 1897 ruch ten, dowodzony przez europejskiego Żyda Theodora Herzla zwołał w szwajcarskiej Bazylei Pierwszy Światowy Kongres Syjonistyczny wynikiem którego było powołanie do życia Światowej Organizacji Syjonistycznej (WZO) zrzeszającej pierwszego roku istnienia 120 grup i organizacji żydowskich. W roku kolejnym jej członkami było już 900 żydowskich organizacji.
Syjoniści rozważali różne miejsca utworzenia państwa żydowskiego, od Argentyny i Ugandy do Teksasu. Ostatecznie wybór padła na Palestynę, która była już zamieszkana w 95 procentach przez muzułmanów i chrześcijan, posiadających 95 procent ziemi. Jak dowodzi wiele syjonistycznych dokumentów, pamiętników i listów, ludność zamieszkująca Palestynę miała zostać wyparta. Jeśli to możliwe, z użyciem pieniędzy, a gdy konieczne siłą.
Historia syjonizmu w Stanach Zjednoczonych na dobre rozpoczyna się w latach osiemdziesiątych XIX wieku, choć już w 1861 roku ustanowiona została Rada Delegatów Amerykańskich Izraelitów. Organizacja ta podczas wojny secesyjnej próbowała zablokować propozycje unionistów odnośnie poprawki do konstytucji określającej Amerykę narodem chrześcijańskim. W 1870 roku organizacja zorganizowała demonstracje na terenie całego kraju. Dotyczyły one tzw. pogromów rumuńskich, które według syjonistów pochłonęły tysiące żydowskich ofiar. I choć szef Senackiej Komisji Spraw Zagranicznych sugerował, że pochodzące od syjonistów raporty dotyczące liczby ofiar mogą być przesadzone, pod presją „Izraelitów” sprawę skierowano do Departamentu Stanu. Ostatecznie okazało się, że w owych pogromach nie zginął ani jeden Żyd.
W 1880 grupy dążące do ustanowienia państwa żydowskiego zaczęły pojawiać się w całym kraju. Syjonizm przez całą dekadę promowała wtedy poetka Emma Lazarus której słowa zdobią Statuę Wolności. To co dziś jest izraelską flagą powstało w Bostonie w 1891 roku.
Sprawozdania Światowego Kongresu Syjonistyczne w Bazylei, w którym uczestniczyło czterech amerykańskich Żydów określają jasno cele amerykańskich organizacji: stymulowanie działalności syjonistycznej w każdym amerykańskim mieście z populacją żydowską. Początkiem lat dziewięćdziesiątych XIX wieku organizacje promujące syjonizm istniały w Nowym Jorku, Chicago, Baltimore, Milwaukee, Bostonie, Filadelfii i Cleveland. Kolejne powstawały szybko w innych miastach. 4 lipca 1898 roku odbyła się pierwsza konferencja amerykańskich syjonistów w Nowym Jorku. Jej efektem było powołanie do życia Federacji Amerykańskich Syjonistów (FAZ).

Ambasady USA w Turcji: domena amerykańskich Żydów

W 1887 prezydent Grover Cleveland mianował żydowskiego ambasadora USA w Turcji ustanawiając swoisty precedens. Przez kolejne 30 lat każdy prezydent, republikanin lub demokrata na stanowisko ambasadora w Turcji mianował Amerykanina pochodzenia żydowskiego. Żydowski historyk David G. Dalin twierdzi, że amerykańscy prezydenci uznali olbrzymie znaczenie tureckiej ambasady dla amerykańskich Żydów:
„…zwłaszcza dla rosnącej liczby syjonistów wśród żydowskiego elektoratu, odkąd żydowska ojczyzna w Palestynie pozostawała pod bezpośrednią kontrolą rządu tureckiego. W tym czasie ambasada w Turcji postrzegana była jako domena quasi-żydowska.”
W 1910 roku liczba syjonistów w USA siegała dwudziestu tysięcy, wliczając w to wielu profesorów, prawników i biznesmenów. Nawet gdy idea syjonistyczna była w powijakach i uważana była za stosunkowo słabą ruch syjonistyczny był ruchem, z którego zdaniem zaczęli liczyć się kongresmeni, zwłaszcza we wschodnich miastach. Syjonizm kontynuował ekspansję i już do 1914 roku powstało kilka dodatkowych grup i frakcji syjonistycznych. W 1903 powstała religijna frakcja Mizrachi, w 1905 Partia Pracy a w 1912 Hadassah, syjonistyczna organizacja kobieca. A był to dopiero początek.
Oficjalne pismo syjonistów z 1912 roku dumnie deklaruje „gorliwą i nieustanną propagandę prowadzoną w niezliczonych społecznościach”.

Departament stanu

Departament Stanu – niezależny od głosów i dotacji na kampanie wyborcze, odpowiedzialny za rekomendowane i wdrażanie polityki korzystnej dla wszystkich Amerykanów był bardziej sceptyczny wobec syjonistów, których postrzegał jako środowisko próbujące wykorzystać państwo amerykańskie dla celów szkodzących jemu samemu.
Rok po roku amerykańscy oficjele rządowi, dyplomaci i wojskowi ostrzegali przed ruchem syjonistycznym jako stojącym w opozycji do amerykańskich wartości i interesów.
Sekretarz Stanu Philander Knox pierwszym urzędnikiem w strukturach Departamentu Stanu. W 1912 roku, gdy Syjonistyczne Stowarzyszenie Literackie zwróciło się o poparcie ich idei do prezydenta Williama Tafta, Knox zareagował pisząc, że „problemy syjonizmu prezentują pewne sprawy związane z interesem innych krajów niż nasz własny”.
Syjoniści w 1912 zaliczyli niewielki krok wstecz, jednak w tym samym roku odnieśli znaczące zwycięstwo, sukces, który miał mieć ogromne konsekwencje zarówno na arenie międzynarodowej jak i w samych Stanach Zjednoczonych i który był częścią wzorca wpływów wykorzystywanego po dziś dzień.

Louis Brandeis, syjonizm i „Parushim”

W 1912 roku wybitny żydowski prawnik Louis Brandeis, który miał zostać sędzią Sądy Najwyższego zaangażował się w ruch syjonistyczny. W ciągu dwóch lat został przewodniczącym międzynarodowego Centralnego Biura Syjonistycznego (ZCO), które chwilę wcześnie przeniosło swą siedzibę z Niemiec do Ameryki.
Podczas gdy Brandeis jest doskonale znany Amerykanom jako sędzie Sądu Najwyższego, niewielu zdaje sobie sprawę z jego zaangażowania w I wojnę światową, jego koneksji w Palestynie i jego działaniom polegającym na zapewnieniu kadr dla syjonistycznej sprawy. Brandeis rekrutował studentów, głównie z Harvardu by działali na rzecz syjonizmu, był również protektorem ich późniejszych karier. Autor Peter Grose pisze:
„Brandies utworzył elitarne, tajne stowarzyszenie o nazwie Parushim, z hebrajskiego oznaczającym faryzeuszy oraz separację. Wyrosło ono z Harvardzkiego Towarzystwa Menory. Gdy absolwenci rozjeżdżali się po kraju by kontynuować zawodowe kariery, ich zaangażowanie w sprawę syjonistyczną było utrzymywane poprzez przynależność do sekretnego bractwa, spotkania jego członków. Przyjmowani do tego grona kandydaci, podczas uroczystej ceremonii przysięgali „strzec i przestrzegać prawa bractwa, zachować w tajemnicy jego istnienie i cele”.

Metody działania syjonistów Brandeisa

Rekrutujący wyjaśniał kandydatom do bractwa metody działania na rzecz syjonizmu. Zalecane było działanie skryte, ingerencja w najróżniejsze dziedziny. Dziedziną, która leżała w obrębie największego zainteresowania była edukacja. Rekruci musieli zdać sobie sprawę, że otwarte działanie, nagłośnione akcje byłyby samobójcze dla sprawy. Grose wyjaśnia metodologię stowarzyszenia:
„Członkowie byli nakłaniani do spotkań z wpływowymi ludźmi, nie nachalnie ale w początkowo luźnych kontaktach, na przyjacielskich zasadach. Określono sugestie działania na rzecz realizacji dążeń syjonistycznych na długo przed tym zanim oficjalni rządowi planiści wymyślili cokolwiek. Przykładowo, w 1915 roku lider Parushim rozpowszechnił opinię, że Brytyjczycy mogą osiągnąć pewne korzyści za ich wcześniejsze deklaracje poparcia dla utworzenia państwa żydowskiego w Palestynie.
Brandeis był bliskim przyjacielem prezydenta USA Woodrowa Wilsona i sprawnie wykorzystywał tą pozycje dla sprawy syjonistycznej, będąc przykładowo pomostem między prezydentem a brytyjskimi syjonistami. W 1916 Brandeis oficjalnie zrezygnował z przewodzenia ruchowi syjonistycznemu w USA. Jednak było to posunięcie pozorne. W 1918 został honorowym przewodniczącym zreorganizowanej Syjonistycznej Organizacji Ameryki (ZOA). Było to jednak coś więcej niż „honorowe przewodnictwo”, cały czas był na bieżąco w półświatku syjonistycznej działalności. Jak pisze historyk Donald Neff, poprzez swoich podwładnych był on cały czas u władzy mimo nie zajmowania oficjalnie pozycji przywódcy. Jednym z jego podwładnych był kolejny sędzia Sądu Najwyższego Felix Franfurter, którego działalność syjonistyczna również została pominięta w większości opracowań historycznych.
Ruch syjonistyczny dramatycznie rozrósł się w czasie I wojny światowej, mimo wysiłków anty-syjonistycznych Żydów amerykańskich, nazywających ruch „separatystycznym, rasistowskim, nie-amerykańskim i obcym zjawiskiem”.

I wojna światowa i Deklaracja Balfoura

Syjoniści odegrali rolę w przyłączeniu się Stanów Zjednoczonych do I wojny światowej. Sami twierdzili, że była to rola kluczowa, jednak jej znaczenie nadal pozostaje kwestią sporów wśród historyków.
Co jest w tej sprawie istotne? Po pierwsze: rola syjonistów w zaangażowanie się Ameryki w wojnę, nieważne od tego Czu kluczowe, duże czy niewielkie stanowi ważną kartę historii tej wojny i historii świata. Po drugie: ich rola została całkowicie przemilczana na kartach historii.
Od samego początku ruchu syjoniści zdawali sobie sprawę z konieczności zapewnieniają sobie wsparcia mocarstwa na wypadek utworzenia państwa żydowskiego na terenie już zamieszkałym przez nie-Żydów. Żydzi próbowali zapewnic sobie wsparcie kontrolującego Palestynę Imperium Otomańskiego, ale ich starania spełzły na niczym (mimo, że mieli możliwość osiedlania się w innych częściach imperium i zostania obywatelami tureckimi).
Wtedy zwrócili się ku Wielkiej Brytanii, która początkowo również nie była entuzjastycznie nastawiona do tego pomysłu, mając na uwadze fakt zamieszkania Palestyny przez Arabów oraz szczególnego znaczenia Jerozolimy dla trzech wielkich religii.
Jednak Wielka Brytania była uwikłana w wojnę a rok 1916 nie był dla nich zbyt dobry. Ta kartą zagrało wpływowe środowisko syjonistyczne w USA składając propozycję lobbowania na rzecz przystąpienia Ameryki do wojny w zamian za poparcie dla idei państwa żydowskiego w Palestynie.
Gwarancje te pomogły Wielkiej Brytanii bardzie pro syjonistyczny kurs co zaowocowało słynną Deklaracją Baloura, listem adresowanym do Lorda Rothschilda (podpisanym przez brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Lorda Balfoura a napisanym przez syjonistę Leopolda Amery). W deklaracji tej Brytania obiecuje „obstawać za ustanowieniem w Palestynie ojczyzny dla narodu żydowskiego” oraz „dołożeniem wszelkich starań do osiągnięcia tego celu”. Deklaracja mówiła oczywiście o nie podejmowaniu działań mogących godzić w prawa nie-żydowskich mieszkańców Palestyny, którzy w tym czasie stanowili 90 procent jej populacji. Mimo, że nie była to całkowita pochwała idei syjonistycznych, sami syjoniści widzieli w tej deklaracji przełom i szansę na rozszerzenie swoich działań w przyszłości. Negocjacje z Wielką Brytanią i Deklaracja Balfoura były tematem wielu syjonistycznych dokumentów i rozpraw. Przykładowo, Samuel Landman, sekretarz Światowej Organizacji Syjonistycznej odniósł się do nich w 1935 roku w artykule w World Jewry pisząc, że porozumienie między syjonistami i Wielką Brytanią dało wyraźny sygnał poparcia brytyjskiego gabinetu dla dążeń żydowskich do zajęcia Palestyny a odbyło się to w zamian za poparcie sprawy alianckiej przez Żydów w USA oraz wytworzenie radykalnie prowojennego nastroju w społeczeństwie.
Brytyjski Kolonialny Sekretarz Lord Cavendish w memorandum do rządu brytyjskiego w 1923 roku przypomniał zasługi syjonistów dla przystąpienia Ameryki do wojny pisząc, że „negocjacje z syjonistami miały znaczący wpływ na datę interwencji wojennej rządu Stanów Zjednoczonych”.
W podobnym tonie wypowiadał się były premier Wielkie Brytanii Lloyd George: „Syjonistyczni liderzy dali nam wyraźne obietnice, jeśli Alianci zobowiążą się do udzielenia poparcia dla ustanowienia domu dla narodu żydowskiego w Palestynie zrobią oni wszystko by pozyskać nastroje Żydów i uzyskać poparcie na całym świecie dla uznania sprawy alianckie. Dotrzymali słowa”
Prośbę do Kongresu o przystąpienie Ameryki do wojny skierował w 1917 roku prezydent Wilson, ten który w wyborach obiecał Amerykanom trzymać ich z daleka od tego konfliktu. W tym czasie uwięziono również znaczną liczbę antywojennych aktywistów.

Paryska konferencja pokojowa

Wpływy Brandeisa i innych syjonistów pozwoliła im utworzyć sojusz z Wielką Brytanią, jednym ze światowych mocarstw. Było to niezwykłe osiągnięcie niepaństwowej grupy i miara rosnącej siły tego ruchu. Jak pisze historyk Kolsky „ruch syjonistyczny był już ważną siłą w międzynarodowej polityce”.
Po wojnie amerykańscy syjoniści wysłali delegacje do Paryża, by wzięła udział w konferencji pokojowej. Byli to głównie przedstawiciele Światowej Organizacji Syjonistycznej, która miała lobbować za „żydowskim domem” w Palestynie i wtłoczyć słowa Balfoura w porozumienia pokojowe. Siła delegacji syjonistycznej wzmacniał udział wielu wysoko postawionych syjonistów w oficjalnej delegacji amerykańskiej.
Opozycje w stosunku dla syjonistów na paryskiej konferencji stanowili amerykańscy liderzy chrześcijańscy wspierający przez lata prawo Palestyńczyków do samostanowienia. Mimo udziału wielu prominentnych liderów chrześcijańskich ich protesty zostały storpedowane przez lobby syjonistyczne.
Najbardziej prominentnym Amerykaninem na Bliskim Wschodzie był w tym czasie dr Howard Bliss, szef Amerykańskiego Uniwersytetu Beirutu, który przybył do Paryża by zaproponować utworzenie komisji w celu ustalenia, czego ludzie zamieszkujący Palestynę chcieliby dla siebie samych. Sugestia ta została przyjęta przez amerykański personel.
Przed katastroficzny wpływem syjonizmu dla obu stron, arabskiej i żydowskiej ostrzegał także profesor Uniwersytetu Princeton Philip Brown, który przybył do Paryża by lobbować przeciwko syjonistom.
Prezydent Wilson zdecydował o wysłaniu do Palestyny komisji mającej zbadać na miejscu sytuacje i nastroje dotyczące napływu Żydów. Po sześciu tygodniach badania nastrojów wśród palestyńskich Arabów jak i Żydów delegacja znana jako komisja Kinga-Crane’a raportowała przeciwko syjonistycznym propozycjom nieograniczonej imigracji Żydów do Palestyny i uczynienia jej państwem żydowskim. Komisja orzekła, że utworzenia tam państwa żydowskiego byłoby „najpoważniejszą ingerencją a prawa obywatelskie i religijne zamieszkujących Palestynę wspólnot nie-żydowskich”. Podkreśliła również, że poddanie Palestyńczyków stałej presji finansowej i społecznej mającej na celu zmusić ich do opuszczenia swojego kraju byłoby rażącym naruszeniem prawa do samostanowienia i praw człowieka. Stwierdzili oni również, że „dobrobyt i rozwój” społeczności w regionie wytworzył „święte przekonanie, że mieszkańcy tego regionu powinni być całkowicie wolni a rząd krajowy powinien czerpać swój autorytet z woli i wolnego wybory rodzimych populacji”.
Raport komisji nie pominął także kwestii religijnych: „…Miejsca, które są święte dla chrześcijan, mających związek z Jezusem, które są święte także dla muzułmanów, są nie tylko nie święte dla Żydów ale są przez nich znienawidzone. Zważywszy na te okoliczności jest po prostu niemożliwym aby muzułmanie i chrześcijanie byli usatysfakcjonowani oddaniem tych miejsc w ręce żydowskie.”
Raport ten jednak został stłumiony pod wpływem działań Brandeisa i innych wpływowych syjonistów. Jak odnotowują historycy, wraz z pogrzebaniem raportu komisji Kinga-Crane’a zniknęła duża przeszkoda na syjonistycznej drodze. Stany Zjednoczone zostały zmuszone do obrania kursy pro syjonistycznego, wypełniania syjonistycznych dyrektyw.

„Polski antysemityzm” – narzędzie promocji syjonizmu

Na długo przed Hitlerem, syjoniści zaczęli używać rzekomego europejskiego „antysemityzmu”, jako sposobu zdobycia poparcia dla swojej idei. W 1919 roku znakomity młody dyplomata Hugh Gubson został nominowany na stanowisko amerykańskiego ambasadora w Polsce. Po przybyciu do Polski zaczął raportować, że jest tu znacznie mniej antysemickich incydentów niż zarzuca się to Polakom w Ameryce. W liście do matki pisał on: „Te zarzuty są fabrykowane wyłącznie poza granicami Polski dla celów antypolskich”.
Jego doniesienia zwróciły uwagę Brandeisa i jego protegowanego, (późniejszego członka Sądu Najwyższego USA) Felixa Frankfurtera, który domagał się spotkania z Gibsonem. O zarzutach czołowych syjonistów Gibson pisał tak:
„Zrobiłem [jak twierdził Brandeis i Frankfurter] więcej złego dla rasy żydowskiej niż ktokolwiek żyjący w ostatnich stuleciu. Powiedzieli, że moje raporty dotyczące kwestii żydowskiej w Polsce obiegły świat i zniszczyły ich pracę. W końcu powiedzieli, że obstaje przy twierdzeniu, że antyżydowskie ekscesy są przesadzone, na co odpowiedziałem, że faktycznie były i myślę, że każdy Żyd chciałby o tym wiedzieć.”
Frankfurter dał do zrozumienia, że jeśli Gibson będzie kontynuował swoje raporty, syjoniści zakwestionują jego nominację w Senacie. Rozwścieczony Gibson wysłał 21-stronicowy list do Departamentu Stanu. Podzielił się on swoimi podejrzeniami, że jest częścią „realizowanego z zimną krwią planu doprowadzenia do tak złej sytuacji Żydów w Polsce by zwrócili się oni ku idei syjonistycznej”.
W 1923 roku kolejny amerykański dyplomata w Polsce wicekonsul Monroe Kline potwierdził analizy Gibsona:
„Powszechnie wiadomo, że syjoniści stale rozprzestrzeniają propagandę prześladowań politycznych i religijnych, za pośrednictwem swoich agend na całym świecie.” Dodał także: „Żydzi w biznesie prześladują Polaków o wiele bardziej niż Polacy prześladują Żydów w sposób polityczny.”
„Polski antysemityzm” jest do dziś często używanym narzędziem żydowskich interesów, to dla nich co jakiś czas wyciągane są kontrowersyjne incydenty z przeszłości, przedstawiane przez media z jedynej słusznej czyli żydowskiej perspektywy. Podobnie jak inne narody europejskie, Polaków próbuje się czynić współwinnymi „holocaustu”, co daje Żydom moralna przewagę i niezwykle skuteczny argument polityczny.
Do roku 1922 w USA było około 200 tysięcy syjonistów. Do roku 1948 liczba ta wzrosła do prawie miliona. Syjonistyczne wydawnictwa prasowe wyrastały każdego roku. Jeden tylko nowojorski dziennik syjonistyczny docierał do 535 tysięcy rodzin w 1927 roku.

Syjoniści i naziści

Używanie „antysemityzmu” dla promocji ideologii syjonistycznej było kontynuowane w czasach dojścia do władzy Adolfa Hitlera, gdy syjoniści sabotowali wysiłki emigracyjne niemieckich Żydów, a czasem nawet współpracowali z nazistami w celu wytworzenia przekonania światowej opinii publicznej do konieczności utworzenia państwa żydowskiego w Palestynie.
Dziennikarz Erskine B. Childers, syn byłego prezydenta Irlandii pisał:
„Jedną z najważniejszych cech walki o Palestynę było celowe wykorzystanie przez syjonistów sytuacji nieszczęsnych ofiar hitleryzmu, które posłużyły za moralny argument, który Zachód musiał zaakceptować. Dokonano tego czuwając, by zachodnie kraje ni otwierały szeroko swoich wrót dla osób z obozów dla wysiedlonych. Jest nieprawdopodobnym, że tak poważnej i ponurej kampanii poświęcono tak mało uwagi w kontekście walki o Palestynę , była to przecież kampania, która ukształtowała całą późniejszą historię. Dokonano tego sabotując zachodnie systemy przyjmowania żydowskich uchodźców”.
Gdy Franklin Delano Roosevelt starał się zapewnić schronienie żydowskim uchodźcom z Niemiec, syjoniści protestowali przeciwko tym propozycjom, ponieważ tereny na które mieli trafić uchodźcy nie obejmowały Palestyny. Morris Ernst wysłannik Roosevelta do uchodźców napisał:
„..Aktywni żydowscy przywódcy potępili, wyszydzili a następnie zaatakowali mnie jako zdrajcę. Na jednym z obiadów zostałem otwarcie oskarżony o wspieranie planów swobodnej imigracji w celu osłabienia pozycji politycznego syjonizmu. Moi syjonistyczni przyjaciele sprzeciwiali się im”.
Ernst napisał, że napotykał taką samą fanatyczną reakcję wśród wszystkich żydowskich grup i ich liderów, którzy, jak to określił „nie byli zbytnio zmartwieni ludzką krwią o ile nie była to ich własna krew”.
Roosevelt zrezygnował ze swoich planów zapewnienia schronienia europejskim Żydom mówiąc Ernstowi: „Nie możemy tego zrealizować, ponieważ dominujący głos żydowskich liderów Ameryki nie popiera tego.”

Fabrykowanie “antysemityzmu” w Iraku

Podczas gdy syjoniści marzyli o masowym napływie w ten region świata, większość irackich Żydów nie chciała mieć z tym pomysłem nic wspólnego. Naczelny rabin Iraku oświadczył, że Żydzi i Arabowie od tysiąca lat cieszą się takimi samymi prawami i przywilejami i nie uważają się za oddzielne części tego narodu.”
Syjoniści dokładali wszelkich starań aby to zmienić. Pisarz i były oficer CIA Wilbur Crane Eveland pisze:
„Aby ukazać Irakijczyków jako anty-amerykańskich oraz by sterroryzować irackich Żydów, syjoniści podłożyli bomby w Biurze Informacyjnym USA oraz w synagogach. Wkrótce po tym pojawiły się ulotki nakłaniające Żydów do wyjazdu do Izraela.” Autor uważa, że zwiększenie populacji Izraela było celem spreparowania arabskiego terroryzmu względem Żydów. W podobnym tonie wypowiada się Naeim Giladi, iracki pisarz żydowskiego pochodzenia, mieszkający później w Izraelu i Stanach Zjednoczonych:
„Żydzi z islamskich terytoriów nie emigrowali zbyt chętnie do Izraela. By zmusić ich do emigracji Żydzi zabijali Żydów, dodatkowo zagarniając kolejne ziemie arabskie. Żydzi przy wielu okazjach odrzucali pokojowe propozycje swoich arabskich sąsiadów. Piszę o tym co pierwszy premier Izraela nazwał ‘okrutnym syjonizmem”. Piszę o tym ponieważ byłem częścią tego.”

Narodziny współczesnego lobby izraelskiego

Bezpośrednim prekursorem dzisiejszego lobby był ruch syjonistyczny z lat czterdziestych XX wieku, pod przewodnictwem pochodzącego z Litwy rabina Abba Hillel Silvera, założyciela Amerykańskiej Rady Syjonistycznej (AZEC). Syjoniści zinfiltrowali wielka organizację żydowską United Jewish Appeal, uzyskują tym samym dostęp do ogromnych środków finansowych: 14 milionów dolarów w 1941 roku i 150 milionów w roku 1948. Z takimi środkami AZEC mogła rozpocząć wielopoziomową kampanię propagandową skierowaną do każdego sektora amerykańskiego społeczeństwa. Mówiąc słowami jednego z koordynatorów organizacji Sy Kenena rozpoczęta została „polityczna i PR-owa ofensywa mające na celu uzyskanie poparcia kongresmenów, duchowieństwa, wydawców, naukowców, przedsiębiorców i robotników”. Aktywiści organizacji zostali poinstruowani w metodach działania jakimi były m.in. nawiązywanie kontaktów z politykami czy przedsiębiorcami. Przechodzili również szkolenie z zakresu dyskusji i studiowali antysyjonistyczną publicystykę ucząc się sprzeciwiać jej argumentom.
Syjonistyczne grupy aktywistów były organizowane od najniższego szczebla lokalnych działaczy z 400 lokalnymi komitetami i 76 oddziałami regionalnymi, dystrybuowano miliony ulotek, finansowano badania naukowe, zamawiano setki artykułów prasowych, przeprowadzano ogromne kampanie pisania listów do rządowych instytucji,, uzyskano poparcie znacznej liczby dziekanów uniwersytetów i wykładowców. Wszystkie te działania finansowane były przez AZEC.
Działania syjonistów w tym czasie opisuje w swoich pamiętnikach rabin Elmer Berger: „Była to wszechobecna propaganda dosięgająca każdego punktu politycznej presji w tym kraju”. W swoim 48 dorocznym raporcie Syjonistyczna Organizacja Ameryki (ZOA) przechwala się „ogromem działań, docieraniem do każdego aspektu amerykańskiego życia”.
Berger i inni antysyjonistycznie nastawieni amerykańscy Żydzi próbowali organizować się przeciwko „cynizmowi i oszustwu jakim cechują się machina syjonizmu”, jednak nigdy nie udało im się choćby zbliżyć do poziomu finansowego swoich oponentów, co uniemożliwiło skuteczne działanie Antysyjonistycznej Amerykańskiej Rady dla Judaizmu (AZACJ). Dodatkowo wielu ludzi obawiało się personalnych ataków potężnego środowiska syjonistycznego za którym na śmierć i życie obstawało wielu wpływowych polityków, kongresmenów i senatorów.
Gdy niektóre z żydowskich szkół niechętne były promocji syjonizmu wśród uczniów , syjoniści podejmowali działania służące infiltracji zarządów szkół, umieszczenia w nich swoich dyrektorów. Nie wszystkie placówki uległy tym działaniom, ale syjoniści w tym samym czasie zakładali także własne, pro syjonistyczne szkoły.
W latach 1943-44 ZOA rozprowadziła ponad milion ulotek i broszur w bibliotekach, szkołach, środowiskach religijnych. Sprzedaż książek o tematyce pro syjonistycznej oscylowała w granicach trzech do czterech tysięcy rocznie. Syjoniści, wspólnie z wydawcami dotowali książki autorów nie żydowskich wspierających sprawę syjonistyczną, niektóre z nich przy odpowiedniej promocji stawały się najlepiej sprzedającymi się książkami w skali kraju.

Syjonizm chrześcijański

Silver i inni syjoniści odegrali kluczową rolę w wykreowaniu chrześcijańskiego poparcia dla syjonizmu. Fundusze syjonistów zostały użyte do ożywienia działalności podupadającej organizacji protestanckiej American Palestine Committee (ACP). Główne biuro Silvera wydało dyrektywę:
„ACP musi zostać natychmiastowo zorganizowana z każdej wspólnocie chrześcijańskiej”
AZEC uformował także inną grupę wśród chrześcijańskich duchownych – Christian Council on Palestine (CCP). Wewnętrzne dyrektywy AZEC mówiły, że działalność obu grup ma na celu zjednanie chrześcijańskiej Ameryki dla sprawy syjonistycznej.
Pod koniec II wojny światowej liczba członków CCP wzrosła do trzech tysięcy, zaś ACP liczyła około sześciu i pół tysiąca aktywistów, wliczając w to senatorów, kongresmenów, duchownych, prawników, burmistrzów, dziennikarzy, liderów organizacji społecznych i związków zawodowych.
Historyk Richard Stevens podkreśla, że w pro syjonistycznej krucjacie chrześcijańskiej szeroko wykorzystywany był argument potrzeby pomocy ludziom w potrzebie. Stevens wyjaśnia:
„Powód tego był jasny. Podczas gdy wielu Amerykanów mogło nie być przychylnych sprawie syjonistycznej, tradycyjny amerykański humanitaryzm może być wykorzystany na potrzeby sprawy syjonistycznej poprzez problem uchodźców.” Niewielu, jeśli którykolwiek, z tych działaczy chrześcijańskich zdawało sobie sprawę z natury syjonizmu oraz z tego, że utworzenie państwa żydowskiego doprowadzi do wysiedleń setek tysięcy nie-żydowskich mieszkańców Palestyny tworząc nowy i znacznie trwalszy problem uchodźców. Zapewne wielu z późniejszych aktywistów chrześcijańskich zdawało sobie sprawę, że w istniejącym już Izraelu atakowanych jest wiele świętych miejsc chrześcijaństwa. Pisarz Donald Deff pisze:
„… Po zajęciu przez izraelskie wojsko Jafy 13 maja 1948 roku, dwa dni przed narodzinami Izraela miejsce miała profanacja chrześcijańskich kościołów”
31 maja 1948 roku grupa chrześcijańskich liderów zrzeszona w Christian Union of Palestine publicznie uskarżała się na wykorzystanie kościołów na izraelskie bazy wojskowe i profanację ich. Dodali, że 14 kościołów zostało uszkodzonych, zginęło trzech księży a ponad sto kobiet i dzieci doznało obrażeń. Na postawę izraelskich wojsk w stosunku do chrześcijańskich instytucji w Palestynie uskarżał się w Departamencie Stanu Konsulat Generalny USA.
Syjonizm chrześcijański jest pielęgnowany również dziś, wysiłki syjonistów by przekonać chrześcijan, że sprawa Izraela jest również ich sprawą nie ustają. Dziś „więź” tą wytwarza się także przy pomocy teorii „starcia cywilizacji” co w obliczu masowej imigracji muzułmańskiej do Europy trafia na podatny grunt i łączy sprawę izraelskiej hegemonii na Bliskim Wschodzie z obroną „wartości zachodnich”.

Opozycja w Departamencie Stanu i Pentagonie

Departament Stanu i analitycy Pentagonu konsekwentnie sprzeciwiali się syjonizmowi uważając go za szkodliwy dla amerykańskich interesów i sprzeczny z fundamentalnymi amerykańskimi wartościami. Opinia Konsula Generalnego USA w Jerozolimie Evana M. Wilsona nie była odosobniona. Pisał on:
„Doszedłem do wniosku, że poparcie naszego rządu dla ustanowienia państwa żydowskiego w Palestynie, wbrew woli większości jego mieszkańców (Arabów) będzie błędem, który wpłynie niekorzystnie na światowy pokój oraz amerykańskie interesy”. Podobnego zdania byli inni dyplomaci, którzy przestrzegali przed utrata prestiżu USA w regionie i postrzeganiem tego kraju jako zdrajcy zasad, głoszonych podczas II wojny światowej.
Gdy syjoniści rozpoczęli kampanie na rzecz poruszenia tematu podziału Palestyny w ONZ, zakładającego przyznanie 55 procent Żydom (stanowiącym wówczas 30 procent ludności posiadającej 6 procent ziemi) stanowczo protestował przeciwko temu dyrektor Biura ds. Bliskiego Wschodu i Afryki Loy Henderson. Mówił on, że podział ten będzie musiał być przeprowadzony przemocą z pominięciem jakichkolwiek zasad. Pisał on:
„…[podział] zagwarantuje, że problem Palestyny będzie problemem stałym i jeszcze bardziej skomplikowanym w przyszłości. … [propozycje podziału] stoją w definitywnej sprzeczności z różnymi zasadami zawartymi w Karcie ONZ jak również w stosunku do zasad na których oparta jest amerykańska koncepcja rządu. Przykładowo, propozycje te ignorują takie zasady jak samostanowienie czy rządy większości. Oparte są one na koncepcji teokratycznego, rasowego państwa, w kilku przypadkach idą tak daleko, że dopuszczają dyskryminacje rasową i religijną”.
Nieugięta pozycja Hendersona nie pozostała bez reakcji syjonistów którzy domagali się jego rezygnacji, używając wobec niego wypróbowanego sposobu oskarżenia o „antysemityzm”, posunęli się nawet do prób zastraszania jego rodziny. Ostateczne Henderson został odsunięty od spraw bliskowschodnich i mianowany ambasadorem w Nepalu w 1948 roku.
W 1947 roku raport CIA pod nazwą „Przegląd sytuacji na świecie w stosunku do bezpieczeństwa narodowego USA” podaje, że przywódcy syjonistów „wykorzystują szerokie humanitarne współczucie” w dążeniu do celów, które zagrozić mogą nie tylko samym Żydom także strategicznym interesom zachodnich mocarstw na Bliskim Wschodzie.
Przed poparciem dla podziału Palestyny ostrzegali także inni urzędnicy, zwracają m.in. uwagę na możliwość zagrożenia interesów naftowych USA i zwiększeniem wpływów ZSRR.
Analitycy Pentagonu byli zgodni co do tego, że „żadna grupa w tym kraju nie może mieć pozwolenia wpływania na politykę do tego stopnia, że zagrozić to może bezpieczeństwu narodowemu.
Raport Rady Bezpieczeństwa Narodowego ostrzegał przed zawirowaniami w Palestynie określając je mianem zagrożenie bezpieczeństwa USA, zaś CIA podkreślała znaczenie naftowych interesów Ameryki na Bliskim Wschodzie. Departament Stanu zauważył, że syjonistyczne działania wyczerpuja narodowe bogactwo Ameryki dla działań i inwestycji w obcych krajach.
Departament Stanu w wewnętrznym memorandum przewidział dokładnie to co stało się później w Palestynie:
„… Żydzi będą rzeczywistymi agresorami w stosunku do Arabów. Jednak będą oni twierdzić, że bronią jedynie granic swojego państwa, które zostały wyznaczone przez ONZ. W takiej sytuacji Żydzi poskarżą się w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, że ich państwo stało się obiektem zbrojnej agresji i za wszelką cenę będą ukrywać fakt, że to oni są agresorami wobec Arabów co zaowocowało arabskim kontratakiem”.
Amerykański wicekonsul William J. Porter przewidział z zabójcza dokładnością, że nie będzie państwa arabskiego w Palestynie.

Pro-izraelska agenda zdominowała amerykańską politykę

W 1949 roku amerykański konsul Burdett poinformował, że izraelscy oficjele otwarcie chwalą się siłą społeczności żydowskiej w USA w oddziaływaniu na politykę tego kraju. Dodał, że „Izrael zamierza pozyskać dla siebie cała Palestynę”.
Amerykański ambasador próbował przekonac prezydenta Trumana by ten nie angażował się w syjonistyczne interesy argumentując: „… Żadna instytucja publiczna, niezależnie od tego jak wielki jest jej prestiż, nie jest warta by ryzykować żywotne interesy amerykańskie. Przeciwny taki argumentom był polityczny doradca prezydenta Clark Clifford, który wierzył, że żydowskie poparcie i dotacje były niezbędne do wygrania nadchodzących wyborów prezydenckich. Oponent Truman, Dewey, obstawał za tą samą pro-syjonistyczną opcją z tych samych względów.
Budziło to oczywisty sprzeciw wielu oficjeli, jednak ich siła przebicia była niczym w porównaniu z wpływami lobby syjonistycznego. W swoich wspomnieniach prezydent Truman pisał: „Nie pamiętam bym kiedykolwiek odczuł tak duży nacisk i propagandę w Białym Domu jak miało to miejsce w tym przypadku”. W tym czasie w USA było około miliona syjonistów dotujących prezydenckie kampanie.
Tak jak wtedy, tak samo i dziś oprócz presji środowiska rozdzielane są również kompensacje finansowe, np. w postaci dotacji kampanii wyborczych.

Wpływy osobiste

Jedną z kluczowych postaci odgrywających znaczna rolę w finansowych operacjach pomiędzy syjonistami i prezydentem Trumanem był Abraham Feinberg, bogaty biznesmen, który później odgrywał podobną rolę za prezydentury Kennedyego i Johnsona.
Niewielu Amerykanów zdawało sobie sprawę z roli Feinberga i lobby syjonistycznego finansującego Trumana w jego zwycięstwie w wyborach. Jedną z postaci działających na rzecz syjonizmu i jego wpływu na politykę USA przy prezydencie Trumanie był David K. Niles, nazywany Tajemniczym Człowiekiem Trumana. Był to jeden z członków wybranej grupy zaufanych doradców, których rola była trzymana z daleka od publicznej wiadomości. Za kulisami pracy przy prezydencie Niles regularnie wymieniał informację z szefem waszyngtońskiego biura Syjonistycznej Organizacji Ameryki. Gdy ujawniono ten fakt, Truman musiał wybierać pomiędzy rezygnacją Nilesa i dymisją szefa Sztabu Generalnego Omara Bradleya. Wkrótce po tym, Niles zrezygnował i udał się do Izraela.
Kolejną osobą, która osobiście wpływała na prezydenta był jego stary przyjaciel z Cansas City Eddie Jacobson, aktywny członek B’nai B’rith (organizacji założycielki osławionej syjonistycznej agendy znanej pod nazwą Liga Przeciwko Zniesławieniu kierowanej przez Abrahama Foxmana) i żarliwy żydowski nacjonalista który pomógł w dostępie do prezydenta syjonistycznym lobbystom. Truman, w swoim otoczeniu uczynił Jacobsona osobą, której decyzje miały zasadnicze znaczenie. Evan M. Wilson, długoletni dyplomata i Konsul Generalny w Jerozolimie pisał, że Truman był w dużej mierze motywowany przez „krajowe czynniki polityczne”. Nietrudno odgadnąć jakie czynniki miał na myśli. Warto nadmienić fakt, że jedna z ważniejszych przemów Trumana dotycząca polityki USA została napisana przez waszyngtońskiego reprezentanta Jewish Agency.

Plan podziału Palestyny w ONZ

Gdy syjonistom udało się osiągnąć i umocnić szerokie oparcie dla planu podziału Palestyny w USA, pomimo zastrzeżeń części amerykańskich ekspertów, przyszła kolej na przeforsowanie pomysłu w ONZ. Miało zostać to osiągnięte za pomocą skoordynowanej kampanii łapówek i gróźb. Robert Nathan, który pracował dla amerykańskiego rządu i był aktywnym członkiem Jewish Agency pisał: „Użyliśmy wielu narzędzi”. Syjonistycznymi argumentami dla przeciwników podziału Palestyny były np. informacje dostarczane poszczególnym delegacjom, mówiące o możliwości użycia syjonistycznych wpływów do zablokowania pomocy amerykańskiej dla danego kraju w przypadku głosowania jego delegatów nie po myśli syjonistów. Jak przyznają działacze syjonistyczni, każdy trop został pieczołowicie sprawdzony, zrobiono kompletne rozeznanie nastrojów wśród delegatów, nic nie zostało pozostawione przypadkowi.
Delegaci amerykańscy uwikłani w działalność syjonistyczną składali wielu krajom propozycje nie do odrzucenia. Członek Sądu Najwyższego Felix Frankfurter, Clark Clifford oraz dziesięciu senatorów naciskali na Filipiny, David Niles zorganizował podobne akcje nacisku w Liberii, Bernard Baruch przekazał francuskim oficjelom groźbę wstrzymania pomocy USA dla Francji jeśli jej delegaci zagłosują przeciwko podziałowi. Delegaci Ameryki Łacińskiej usłyszeli, że głosowanie za podziałem uczyniłoby bardziej prawdopodobnym projekt budowy Autostrady Panamerykańskiej. Zaproponowano pomoc finansową dla Haiti, w zamian za zmianę stanowiska w sprawie podziału. Oprócz tego rozdawane były „okazjonalne upominki”.
Przed głosowaniem delegat filipiński dał płomienne przemówienie przeciwko podziałowi zwracając uwagę na „pierwotne prawa do decydowania narodu o własnej politycznej przyszłości oraz zachowania integralności terytorialnej własnej ojczyzny”. Powiedział on, że nie może uwierzyć, że Zgromadzenie Ogólne może popierać ruch, który „zawróci świat z powrotem na drogę niebezpiecznych zasad rasowej wyłączności i do archaicznych rządów teokratycznych”. Dwadzieścia cztery godziny później głosował on za podziałem Palestyny.

33 masakry później: państwo Izrael staje się faktem

Przejście w ONZ uchwały o podziale Palestyny doprowadziło do przemocy, która przewidzieli analitycy Departamentu Stanu i Pentagonu, a do której przygotowywali się syjoniści. Izraelscy żołnierzy dopuścili się rzezi 33 palestyńskich wsi połowę z nich zmasakrowano zanim jakikolwiek arabski opór stał się faktem. Żydzi byli o wiele lepiej wyposażeni, posiadali więcej ludzi pod bronią. Pod koniec izraelskiej „wojny o niepodległość” 750 tysięcy Palestyńczyków zostało wypędzonych. Syjoniści osiągnęli swój cel: Izrael, ich wymarzone „państwo żydowskie” stało się faktem.
Opisy zbrodni syjonistów były koszmarne. Świadkowie mówili o masowych gwałtach, mordowaniu kobiet i dzieci.
Przedstawiciel Szwajcarskiego Czerwonego Krzyża Jacques de Reynier był jednym z pierwszych, którzy przybyli na miejsce masakry w palestyńskiej wiosce Deir Yasin w kwietniu 1948 roku. Autor George Ball (który był podsekretarzem stanu w administracji Johnsona i Kennedyego oraz amerykańskim ambasadorem przy ONZ) napisał, że przedstawiciele Czerwonego Krzyża znaleźli 254 ciała zamordowanych przez izraelskie oddziały Palestyńczyków, w tym 145 kobiet z czego 35 było ciężarnych. Oprawcy prawdopodobnie ustawili ofiary w rzędzie i zastrzelili.
Naoczny świadek tych wydarzeń i późniejszy pułkownik izraelskiego wojska tak opisywał oprawców z terrorystycznych organizacji syjonistycznych Irgun i Stern: „Nie potrafili walczyć, ale jako mordercy byli całkiem dobrzy”.
Reynier w swoich notatkach zapisał, że gdy dotarł na miejsce masakry członkowie Irguny z bronią nadal penetrowali domu zamordowanych. Opisał młoda Żydówkę trzymająca w ręku zakrwawiony nóż i scenę zasztyletowania staruszka w drzwiach jego domu. Porównał działania syjonistów do oddziałów SS, które widział w Atenach.
Richard Catling, brytyjski wysłannik wydziału karnego raportował: „Nie ma wątpliwości, że atakujący Żydzi dopuszczali się okrucieństw na tle seksualnym. Wiele dziewczynek zostało zgwałconych a następnie zamordowanych. Dotknęło to także kobiety w podeszłym wieku.”
Masakry dopuścili się dwie bojówki syjonistyczne (których dowódcy: Menachem Begin i Icchak Shamir zostali później premierami Izraela) i były koordynowane z głównymi siłami izraelskimi których elitarna jednostka brała udział w części operacji. Menachem Begin, szef Irgunu i późniejszy premier posłał do swoich oddziałów przesłanie dotyczące ich „zwycięstwa” w Deir Yassin:
„Przyjmijcie moje gratulacje z okazji tego wspaniałego aktu podboju. Pragnę przekazać moje pozdrowienia dla wszystkich dowódców i żołnierzy. Ściskamy wasze dłonie. Wszyscy jesteśmy dumni z przywództwa i ducha bojowego okazanego w tym wspaniałym ataku. Stajemy na baczność ku pamięci poległych. Z miłością ściskamy ręce rannych. Powiedzcie żołnierzom: swoim atakiem i podbojem napisaliście historię Izraela. Kontynuujcie to aż do zwycięstwa. Tak jak w Deir Yassin będziemy atakować i bić wroga. Boże, Boże, tyś wybrał nas do podboju”.
Około sześciu miesięcy później Begin który publicznie wziął odpowiedzialność za inne akty terroru (m.in. zamach bombowy na Hotel Króla Dawida w Jerozolimie, w którym zginęło 91 osób)wybrał się w tournee po Ameryce. Sponsorami jego wycieczki były tak znane osobistości jak dramaturg Ben Hecht, który otwarcie pochwalała terrorystyczne metody Irgunu, a także 11 senatorów, 12 gubernatorów, 70 kongresmenów, 17 sędziów i wielu innych urzędników państwowych. Zablokować wizę dla Begina próbował, świadomy rzezi jakich dokonują jego bojówki, Departament Stanu. Jednak próby te spotkały się z odmową prezydenta Trumana. Begin z dumą opowiadał o swojej terrorystycznej działalności w amerykańskiej telewizji. Gdy prowadzący program spytał go „jak w świetle tego wszystkiego co się dzieje, czuje się w roli ojca terroryzmu na Bliskim Wschodzie” Begin odpowiedział: „Na bliskim Wschodzie? Na całym świecie!”

Żydowscy terroryści w Ameryce

Irgun działał w Ameryce od lat trzydziestych XX wieku. Jak pisał później jeden z jego liderów „to w Europie tamtych dni narodził się pomysł aby główną siłę naszej działalności przenieść do Stanów Zjednoczonych, i tam okazało się, że nasza misja trwać będzie znacznie dłużej niż pierwotnie planowaliśmy”
„My” odnosi się do małej grupy znanej jako Delegacja Irgun która działała w USA od lat trzydziestych do 1948 roku, która wykreowała dziesiątki „organizacji frontowych”, czyli grup paramilitarnych. Celem Delegacji Irgunu była również propaganda na terenie Ameryki. Amerykański Irgun miał dwóch liderów: Icchaka Bez-Ami (ojca założyciela żydowskiej organizacji J-Street działającej dziś w USA na rzecz bezpieczeństwa Izraela) oraz „Petera Bergsona”, występującego pod tym pseudonimem Hillela Kooka. Organizacja zwana była także Grupą Bergsona.
Pośród niezliczonej liczby akcji podejmowanych przez Irgun w USA było lobbowanie w Białym Domu i Kongresie, organizowanie marszów na Waszyngton z udziałem kilkuset rabinów, zamieszczanie całostronicowych ogłoszeń proizraelskich w największych gazetach Ameryki, czy świętowanie „żydowskiego wkładu w zachodnią cywilizację”.
Podczas gdy niektóre z organizacji stworzonych przez Irgun nawoływały do ratowania Żydów w Europie, głównym ich celem było „utworzenie armii bezpaństwowców i palestyńskich Żydów” . Było to celem syjonistów na długo przed tym zanim sytuacja Żydów w Europie stała się tragiczna z powodu hitleryzmu. Autor William Rubinstein pisze:
„Trudno uwierzyć by propozycje Bergsona nie miały więcej wspólnego z utworzeniem jądra żydowskiego w Palestynie, które miałoby zostać użyte przeciwko Brytyjczykom i Arabom, niż z przyjściem z pomocą europejskim Żydom.”
Krytycy działalności Irgunu podkreślają, że organizacji tej nie udało się uratować z rąk hitlerowców ani jednego Żyda.
Wujem Bergsona-Kooka był rabin Avraham Icchak Kook, pochodzący z Europy Wschodniej, który został naczelnym rabinem Palestyny. Pracował on przy deklaracji Balfoura w Wielkiej Brytanii i, co ważniejsze, opracował podwaliny ideologii, która połączyła kabalistyczna wersję judaizmu z politycznym syjonizmem, dając ekstremistyczną mieszankę religijnego syjonizmu pielęgnowanego po dziś dzień. Rabin Kook, który wśród swoich zwolenników w USA i Izraelu uzyskał niesamowity autorytet stwierdzał: „Różnica pomiędzy duszą Żyda a duszą nie-Żyda jest taka jak pomiędzy duszą człowieka i duszami bydła.”
W ramach Irgunu działała nie tylko frakcja religijno syjonistyczna, jak pisze historyk Judith Baumel, grupa ta „przejawiała wiele cech charakterystycznych dla wschodnioeuropejskiego protofaszyzmu”. Irgun nie omieszkał nawiązywać współpracy także z komunistami i Żydami zasilającymi lewicową scenę Ameryki. Organizacja docierał do nowych zwolenników poprzez kolorowe reklamy, porywające slogany, wielu historyków podziwia jej sukcesy propagandowe.
Inna terrorystyczną grupą żydowska w Ameryce była Rada Akcji Politycznej dla Palestyny sformowana przez rabina Barucha Korfa, który pośrednio przyznał, że finansowanie terroryzmu należy do jednego z celów jego grupy. W 1948 roku Korf wykupił dużą reklamę w New York Post nazywającą sprzeciw Departamentu Stanu wobec podziału Palestyny „wyraźnym i prostym antysemityzmem… zwykłym codziennym antysemityzmem, który żyje w sercach i umysłach rządzących wolną Ameryką”.
Syjoniści w Ameryce zajmowali się wszystkim dziedzinami propagandy ale także nielegalnych działań terrorystycznych. Administracja Trumana, z Feinbergiem jako głównym darczyńcą, nie podjęła działań po doniesieniach CIA o nielegalnym przemycie broni przez Feinberga i syjonistów.
Pośród tych grup operował także Instytut Sonnenberga nazwany mieniem Rudolfa G. Sonnenberga, potomka bogatej rodziny niemiecko-żydowskiej z Baltimore. Sonnenberg po raz pierwszy spotkał przywódce syjonistów i późniejszego premiera Izraela Davida Ben Guriona w 1919 roku gdy na prośbę przyjaciela rodziny, sędziego Brandeisa wziął udział w delegacji syjonistów na konferencję pokojową w Wersalu jako jej sekretarz. W 1945 w siedzibie Sonnenberga na Manhattanie odbyło się spotkanie siedemnastu wpływowych gości. Uczestniczył w nim jeden rabin, pięciu prawników i bogaci biznesmeni a także sam Ben Gurion, uważany za „ojca założyciela” Izraela. Celem spotkania było utworzenie tajnej organizacji będącej amerykańskim ramieniem syjonistycznych bojówek w Palestynie – Hagany. Celem organizacji miało być finansowanie i wspieranie terrorystów w Palestynie. Były to cele, „które nie mogły być głoszone publicznie”. Różnorodność grup wspierających walkę Żydów i ich niesamowite wpływy pozwoliły zorganizować przemyt broni na wielka skalę, od karabinów maszynowych do ciężkich bombowców B-17 „Latająca Forteca”.
Władze amerykańskie próbowały zastopować to co było nie tylko nielegalne, ale i ekstremalnie szkodliwe. W 1948 roku szef CIA kontradmirał R.H. Hillenkoetter raportował do Sekretarza Obrony o przemytniczej działalności syjonistów: „Bezpieczeństwo narodowe USA jest zagrożone tymi działaniami, jest to poważne zaangażowanie w nielegalny obrót bronią”. Autor Grant Smith pisze, że za czasów Trumana nielegalny obrót bronią przez syjonistów był traktowany pobłażliwie i bardzo rzadko ścigany.

Infiltracja środowiska europejskich wysiedleńców

Podobna podziemna kampania miała miejsce w Europie. Syjoniści przeniknęli do środowisk wysiedleńców by zorganizować akcję emigracji do Palestyny. Gdy okazało się, że tylko niewielka część europejskich Żydów chce wyemigrować, raport syjonisty rabina Klaussnera stwierdzał: „ludzie musza być zmuszeni by udać się do Palestyny”. Autor Alfred Lilienthal pisze, że osiągano to różnymi środkami, odbierania racji żywnościowych, wydalenia z obozów, zwolnienia z pracy, pozbawianie ochrony prawnej i praw wizowych a nawet „publicznej chłosty opornych rekrutów do armii izraelskiej”.
Amerykańska opinia publiczna była przekonana, że pragnieniem europejskich Żydów jest emigracja do Palestyny. Zatajano przed nią świetnie zorganizowaną i dotowaną akcję. Brytyjski generał, który był zastępca Eisenhowera w przygotowywaniu inwazji na Normandię Sir Frederick Morgan publicznie zauważał, że uchodźcy byli bardzo dobrze ubrani a ich kieszenie wybrzuszone od pieniędzy. Publicznie zastanawiał się co skłania ich do chęci wyjazdu. Morgan mówił: „Żydzi zdają się mieć obmyślony plan stania się światowa potęgą, słabą liczebnie ale generującą siłę i zdolność do realizacji własnych celów”. Z racji swoich wypowiedzi był on niezwykle zażarcie atakowany przez prasę i inne media. Amerykański komik Eddie Cantor pisał o nim na łamach New York Times: „Myślałem, że Hitler nie żyje”. Oświadczenie w tej sprawie wydał Światowy Kongres Żydów: „Oskarżenia generała Morgana o ‘tajną żydowską operację w Europie mająca wymusić exodus do Palestyny są fanatycznie nieprawdziwe”. Morgan był zmuszony do przeprosin, pomimo, że wielu historyków określa jego analizy jako poprawne.

Grupa Sieffa: Blokowoanie sprzeciwu wobec Deklaracji Balfoura

Kolejna sekretną grupą działającą na rzecz idei syjonistycznej została sformowana przez Israela M. Sieffa, brytyjskiego magnata odzieżowego, który chwilowo mieszkał w USA. Grupa Sieffa była, jak określa to historyk Grose, „wyrafinowaną wersją Parushim Brandeisa”. Mimo, że jej istnienie nigdy nie zostało oficjalnie potwierdzone przez jej członków, rozrosła się ona wśród waszyngtońskich oficjeli w końcowych latach prezydentury Franklina Delano Roosevelta i początkowych latach prezydentury Trumana, tak owocnych dla syjonistów. Członkami grupy był Ben Cohen, członek personelu Białego Domu, Robert Nathan w wywiadzie, David Ginsburg, David Lilienthal a także David Niles, wysoki rangą urzędnik prezydenta Roosevelta i Trumana.
Podkład pod przyszłe państwo żydowskie budowany był na najwyższych szczeblach kształtowania polityki amerykańskiej i w społecznych salonach Waszyngtonu.
Gdy Departament Stanu i angielscy dyplomaci zauważyli, że działania syjonistów mogą być szkodliwe dla wojennego wysiłku i planowali sprzeciwić się Deklaracji Balfoura oraz wezwać do zaprzestania szkodliwej aktywności, grupa Sieffa, Felix Frankfurter, Hnery Morgenthau junior, David Niles i Bernard Baruch podjęli natychmiastowe i owocne działania na rzecz zablokowania tego ruchu.

Uchodźcy palestyńscy

W roku 1949, izraelska „wojna o niepodległość” i kampania oczyszczenia ziemi z tak wielu nie-Żydów jak to tylko możliwe zaowocowała setkami tysięcy palestyńskich uchodźców. Przedstawiciel USA w Izraelu wysłał alarmujący raport do prezydenta Trumana:
„Tragedia arabskich uchodźców szybko osiąga katastroficzne rozmiary i powinno być traktowane jako katastrofa. Z około 400 tysięcy uchodźców pozbawionych schronienia i żywności w obliczu nadchodząca zima i zimne ulewne deszczy zabiją około stu tysięcy starców, kobiet i dzieci.”
Liczba uchodźców rosła i osiągnęła liczbą 750 tysięcy ludzi, sąsiednie kraje arabskie były zalewane przez głodujących Palestyńczyków , obozy dla uchodźców pękały w szwach. Departament Stanu USA odnotował, że w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy 1948 roku kraje arabskie przeznaczyły na pomoc dla uchodźców 11 milionów dolarów, podkreślając, że suma ta w świetle dość ograniczonych budżetów tych krajów jest sumą stosunkowo ogromną. Raport odnotował, że jako pomoc Izrael zaoferował… 500 skrzynek pomarańczy. Dodać należy, że w roku poprzednim Izrael nabył nieruchomości warte 480 milionów dolarów.
Dziennikarz i naukowiec Anders Stinndberg pisze:
„W procesie judaizacji Palestyny liczne kościoły, klasztory i seminaria zostały zniszczone lub odebrane ich właścicielom i opiekunom. W jednym z najbardziej spektakularnych ataków na cele chrześcijańskie 17 maja 1948 roku syjoniści zbombardowali Ormiański Patriarchat Ortodoksyjny, ostrzeliwali go z okupowanego klasztoru Benedyktynów na Górze Syjon. Bombardowanie zniszczyło także dwa inne klasztory, dwie szkoły podstawowe, seminarium i bibliotekę, śmierć poniosło osiem osób a 120 zostało rannych.
Truman, którego pro syjonistyczna postawa wykreowała przemoc w Palestynie, teraz próbował nakłonić Izrael do zezwolenia uchodźcom na powrót do ich domów. Głównym przedstawicielem Trumana w tej sprawie był Mark Ethridge, były dziennikarz Louisville Courier Journal, który oburzony izraelską odmową napisał do Departamentu Stanu:
„To co widzę to aborcja sprawiedliwości i człowieczeństwa, przy której nie chce odgrywać roli położnej”.
W końcy DS zagroził wstrzymaniem 49 dolarów nieprzydzielonych funduszy pożyczki Import-Export Banku dla Izraela, jeśli ten nie zezwoli 200 tysiącom uchodźców na powrót do domu. Amerykański koordynator ds. uchodźców George C. McGhee dostarczył te informację ambasadorowi Izraela , który zareagował bardzo spokojnie. Po kilku godzinach od powrotu do biura McGhee odebrał telefon z Białego Domu, w którym został poinformowany, że prezydent dystansuje się od jakichkolwiek działań Im-Ex Banku dotyczących wstrzymania pożyczki.
Edwin Wright, ekspert Departamentu Stanu ds. bliskowschodnich w latach 1945-47 powiedział w ustnym wywiadzie, że temat wykorzystywania USA przez syjonistów w celu budowania teokratycznego państwa były w środowisku amerykańskiej elity tematem tabu, sprzeczne z interesami i wartościami Ameryki oraz, że każda próba przeciwdziałania syjonistycznym działaniom były blokowane przez prezydenta Trumana.

Syjonistyczne wpływy w mediach

Jak pisze historyk Richard Stevens, syjoniści bardzo szybko nauczyli się wykorzystywać naturę amerykańskiego systemu politycznego: że polityka może być uprawiana poprzez wywieranie społecznej presji i urabianie opinii publicznej. Pozyskanie wpływów w mediach różnego typu było kluczowym składnikiem ich sukcesu. Od samego początku syjoniści dokładali starań by temat żydowskiego państwa w Palestynie był stale obecny w mediach. Po utworzeniu Izraela i na krótko przed tym faktem media opiewały jego powstanie jako wspaniałą wiadomość ukazując ją w emocjonalny sposób i umniejszając znaczenie tragedii mieszkańców Palestyny. W pewnym momencie gdy Departament Stanu zwrócił się do Izraela by ten zezwolił uchodźcom palestyńskim na powrót do domów, Sekretarz Stanu Marschall napisał:
„Liderzy Izraela popełnili poważny błąd w obliczeniach jeśli myśleli, że gruboskórność w sprawie tego tragicznego problemu umknie światowej opinii publicznej.”
Marschall zwrócił uwagę na wysiłki syjonistów by ograniczyć do minimum informacje na ten temat docierające do Amerykanów. Badanie Departamentu Stanu z 1949 roku mówi o tym, że opinia publiczna była „nieświadoma problemu palestyńskich uchodźców zanim nie zostały nagłośnione przez prasę i radio”.
Alfred Lilienthal w 1953 roku wyjaśniał: „Zdobycie amerykańskiej prasy przez żydowski nacjonalizm było w rzeczywistości niezwykle kompletne. Gazety i czasopisma, kolumny redakcyjne i wiadomości przedstawiały syjonistyczny punkt widzenia przez, w trakcie i już po podziale Palestyny.”
Gdy gazeta Saturday Evenening Post opublikowała artykuł Miltona Mayera krytykujący żydowski nacjonalizm (w tym samym numerze zamieszczono dwa artykuły opozycyjne do tekstu Mayera), syjoniści zorganizowali kampanie przeciwko gazecie jakiej nie doświadczyła w swojej długiej historii. Redakcja została zalana jadowitymi listami, anulowane zostały prenumeraty i wycofane reklamy. Post wyciągnął wnioski z tej lekcji i odmawiał w przyszłości publikowania artykułów, które mogłyby wywoływać podobne reakcje.
Była to (i jest nadal) typowa i niezwykle skuteczna metoda oddziaływania syjonistów na media. Sprawne wykorzystywanie żydowskiego cierpienia i stosowanie finansowych i moralnych szantaży gdy chodzi o kwestie Palestyny bądź innych działań, które mogą rzucać złe światło na Izrael. Groźba wycofania reklam oraz oznaczenia danego wydawnictwa łatką „antysemickiego” skutkuje po dziś dzień. Można tu przytoczyć dwa przykłady: profesora Uniwersytetu i wybitnego archeologa YaleMillara Burowsa i jego książki „Palestyna to nasza sprawa”, okrzykniętej przez Amerykańską Organizację Syjonistyczna mianem „antysemickiej, mimo, że profesor był wiceprzewodniczącycm organizacji o nazwie Krajowa Rada ds. Walki z Antysemityzmem. Drugim przykładem jest dziś profesor Norman Finkelstein, autor książki „Przedsiębiorstwo Holocaust” dotyczacą eksploatowania przez Żydów ich wojennych tragedii w celach politycznych i finansowych. On również, mimo, że jest potomkiem ocalonych z rak hitlerowców został uznany przez syjonistów za wroga Żydów.
„Syjonistyczną kontrolą środków przekazu” nazwała porażki w lobbowaniu u prezydenta Trumana za wywarciem presji na Izrael odnośnie powrotu do domów wypędzonych Palestyńczyków, Dziekan Bernard College Virginia Gildersleeve. Syjoniści rozpoczęli kampanie również przeciwko niej nazywając ja publicznie „chrześcijańską antysemitką”. Dodac należy, że Gildersleeve pracowała przy opracowaniu preambuły Karty Narodów Zjednoczonych, później poświęciła się prawom człowieka na Bliskim Wschodzie.
Syjonistyczna kontrola mediów jest faktem i dziś, niemalże wszystkie wielkie korporacje medialne należą do syjonistycznie nastawionych Żydów, te które do nich nie należą są przeważnie jeszcze bardziej proizraelskie. Przy takiej dominacji nie jest trudne urabianie światowej opinii publicznej i przygotowywaniu jej np. na kolejne wojny toczone w imieniu interesów Izraela a także przekonanie narodów, że Izrael okupując i mordując od dekad Palestyńczyków łamiąc wszystkie konwencje działa jedynie w obronie własnego terytorium i narodu. Oddziaływanie syjonistów na media i ich potężne wpływy odczuło na własnej skórze wielu publicystów próbujących podejmować niewygodne dla nich tematy na przestrzeni lat. Syjonistyczna kontrola mediów jest jednak tematem na tyle obszernym, że w odniesieniu do czasów współczesnych należałoby poświęcić jej obszerny artykuł.

Słowo końcowe

W dzisiejszym świecie lobby syjonistyczne określa się mianem lobby żydowskiego, z racji faktu, że niemal wszystkie organizacje, religijne bądź świeckie działają na rzecz interesów Izraela. Antysyjonistyczni Żydzi stanowią bardzo mały procent ogółu a ich siła oddziaływanie nie może równać się z potężnymi organizacjami syjonistów. A tych jest niemało. Wśród nich znajduje się B’nai Brith i jej dziecko – Liga Przeciwko Zniesławieniu (Anti Defamation League) operująca na całym świecie, Southern Poverty Law Center, Światowa Organizacja Syjonistyczna, Federacja Żydowska, kongresy Żydów europejskich, niemieckich, austriackich, rosyjskich itd. Sieć syjonistycznych organizacji oplata cały świat realnie wpływając na politykę rządów i kontrolując niemal w całości media. Stosują te same skuteczne metody moralnego szantażu, eksploatacji „antysemityzmu”, którego temat jest sztucznie podtrzymywany w mediach (co jakiś czas w mediach musi ukazać się artykuł dotyczący „antysemickiego incydentu”, tak aby temat ten stale zwracał uwagę opinii publicznej).
Dzisiejsze społeczeństwa są wręcz terroryzowane „antysemityzmem” i wychowywane w poczuciu długu wobec Żydów i ich cierpień. Dzisiejsze liczące się w świecie państwa hojnie dotują Izrael, pomimo permanentnej polityki terroru wobec Palestyńczyków. Izraelska armia jest hojnie dotowana nie tylko przez przejęte dla syjonistycznej sprawy Stany Zjednoczone ale również przez dławione holocaustowi czkawką Niemcy, które oprócz rekompensat zbroją bezpłatnie Izrael (np. przez przekazywanie mu nowoczesnych łodzi podwodnych) oraz inne kraje. Wytwarzane przeświadczenie zagrożenia Izraela prowokuje kolejne wojny przy przeświadczeniu światowej opinii publicznej o zagrażającym nam wszystkim Iraku, Iranie czy innym kraju. W świetle historii ruchu syjonistycznego wyjątkowe stosunki amerykańsko-izraelskie nie mogą nikogo dziwić, lecz natura syjonizmu i jego cele nadal są przed tą opinią publiczną skrzętnie ukrywane przez media.

By Ajwaj. 

Na podstawie artykułu Alison Weir, przewodniczącej amerykańskiej organizacji Council for the National Interests, działającej na rzecz sprawiedliwej polityki amerykańskiej wobec Bliskiego Wschodu , ochronie interesów Ameryki opartych na wartościach jej założycieli.

 Źródło: http://answ.wordpress.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz