Jak wykreowano „specjalne stosunki”?
Wyjątkowe relacje amerykańsko – izraelskie nie są tajemnicą, choć ich
geneza i wyjątkowe wsparcie udzielane przez Stany Zjednoczone Izraelowi
może wywoływać zdziwienie. To jednak szybko mija, gdy spojrzy się na
historię ruchu syjonistycznego i jego wpływowi na amerykańską historię, a
także historię świata. Poniżej znajduje się zarys historyczny tej
wyjątkowej i niespotykanej nigdzie indziej zażyłości tych dwóch krajów.
Podczas gdy wielu Amerykanów jest skłonna uwierzyć, że wsparcie ich elit
rządzących dla Izraela leży w interesie ich własnego kraju, fakty nie
potwierdzają tej teorii i propagandowych sloganów mających owe wsparcie
usprawiedliwiać. Przez dekady amerykańscy eksperci stali w opozycji do
Izraela i jego ruchu założycielskiego. Ta grupa została niestety
stopniowo odsunięta na boczny tor i wymieniona na ludzi oddanych sprawie
syjonistycznej.
Polityka amerykańska w kwestii Bliskiego Wschodu, podobnie jak w innych
sprawach, jest kształtowana przez różnorakie lobby, mające forsować dane
cele. Jednak lobby proizraelskie w USA reprezentuje sobą znacznie
więcej niż większość ludzi rozumie poprzez słowo „lobby”.Jest ono o
wiele bardziej wydajne bardziej powszechne , bardziej konsekwentne i
bardziej zwodnicze niż jakiekolwiek inne. I mimo, że ruch na rzecz
Izraela funkcjonuje w USA od ponad stu lat, większość Amerykanów jest
zupełnie nieświadoma celów, strategii i ideologii tego ruchu, jego
władzy nad świadomością społeczną. Sukcesy tego ruchu w osiąganiu swoich
celów, częściowo za sprawą ukrytej natury części podejmowanych przez
niego działań, są oszałamiające. Niewyobrażalne są również koszty jakie
pociągnęły za sobą owe sukcesy.
Działalność proizraelskiego lobby doprowadziła to trwającej od
dziesięcioleci wojny i przemocy na Bliskim Wschodzie, utopiła Ziemie
Świętą w krwi i smutku. Jednak o wiele mniej znanym i skrzętnie
ukrywanym aspektem jego działalności są szkody jakie wyrządził samej
Ameryce.
Lobby to zdominowało niemal każdą dziedzinę życia amerykańskiego
społeczeństwa manipulując nim. Wciągnęło Stany Zjednoczone w kosztowne,
niepotrzebne i tragiczne w skutkach wojny, zdominowała na
dziesięciolecia Kongres. To właśnie to lobby decyduje kto weźmie udział w
wyborach prezydenckich i komu zostanie zapewnione jego wsparcie. Taka
pomoc, rzecz jasna, zobowiązuje. To lobby poprzez media jest w stanie
manipulować uczuciami, obawami czy sympatiami Amerykanów. Jest w stanie
wytworzyć atmosferę strachu i napełnić społeczeństwo irracjonalnymi
lękami, dzięki którym obywatele z łatwością wyrzekną się niektórych ze
swoich podstawowych praw i wartości.
Wszystko to w imieniu interesów Izraela, dla kraju, który zamieszkuje liczba ludzi mniejsza od mieszkańców stanu New Jersey.
Izraelskie lobby jest tylko wierzchołkiem góry lodowej szerszego tworu
określanego mianem „politycznego syjonizmu”, powstałego w XIX wieku
międzynarodowego ruchu mającego na celu utworzenie państwa żydowskiego
gdzieś na świecie. W 1897 ruch ten, dowodzony przez europejskiego Żyda
Theodora Herzla zwołał w szwajcarskiej Bazylei Pierwszy Światowy Kongres
Syjonistyczny wynikiem którego było powołanie do życia Światowej
Organizacji Syjonistycznej (WZO) zrzeszającej pierwszego roku istnienia
120 grup i organizacji żydowskich. W roku kolejnym jej członkami było
już 900 żydowskich organizacji.
Syjoniści rozważali różne miejsca utworzenia państwa żydowskiego, od
Argentyny i Ugandy do Teksasu. Ostatecznie wybór padła na Palestynę,
która była już zamieszkana w 95 procentach przez muzułmanów i
chrześcijan, posiadających 95 procent ziemi. Jak dowodzi wiele
syjonistycznych dokumentów, pamiętników i listów, ludność zamieszkująca
Palestynę miała zostać wyparta. Jeśli to możliwe, z użyciem pieniędzy, a
gdy konieczne siłą.
Historia syjonizmu w Stanach Zjednoczonych na dobre rozpoczyna się w
latach osiemdziesiątych XIX wieku, choć już w 1861 roku ustanowiona
została Rada Delegatów Amerykańskich Izraelitów. Organizacja ta podczas
wojny secesyjnej próbowała zablokować propozycje unionistów odnośnie
poprawki do konstytucji określającej Amerykę narodem chrześcijańskim. W
1870 roku organizacja zorganizowała demonstracje na terenie całego
kraju. Dotyczyły one tzw. pogromów rumuńskich, które według syjonistów
pochłonęły tysiące żydowskich ofiar. I choć szef Senackiej Komisji Spraw
Zagranicznych sugerował, że pochodzące od syjonistów raporty dotyczące
liczby ofiar mogą być przesadzone, pod presją „Izraelitów” sprawę
skierowano do Departamentu Stanu. Ostatecznie okazało się, że w owych
pogromach nie zginął ani jeden Żyd.
W 1880 grupy dążące do ustanowienia państwa żydowskiego zaczęły pojawiać
się w całym kraju. Syjonizm przez całą dekadę promowała wtedy poetka
Emma Lazarus której słowa zdobią Statuę Wolności. To co dziś jest
izraelską flagą powstało w Bostonie w 1891 roku.
Sprawozdania Światowego Kongresu Syjonistyczne w Bazylei, w którym
uczestniczyło czterech amerykańskich Żydów określają jasno cele
amerykańskich organizacji: stymulowanie działalności syjonistycznej w
każdym amerykańskim mieście z populacją żydowską. Początkiem lat
dziewięćdziesiątych XIX wieku organizacje promujące syjonizm istniały w
Nowym Jorku, Chicago, Baltimore, Milwaukee, Bostonie, Filadelfii i
Cleveland. Kolejne powstawały szybko w innych miastach. 4 lipca 1898
roku odbyła się pierwsza konferencja amerykańskich syjonistów w Nowym
Jorku. Jej efektem było powołanie do życia Federacji Amerykańskich
Syjonistów (FAZ).
Ambasady USA w Turcji: domena amerykańskich Żydów
W 1887 prezydent Grover Cleveland mianował żydowskiego ambasadora USA w
Turcji ustanawiając swoisty precedens. Przez kolejne 30 lat każdy
prezydent, republikanin lub demokrata na stanowisko ambasadora w Turcji
mianował Amerykanina pochodzenia żydowskiego. Żydowski historyk David G.
Dalin twierdzi, że amerykańscy prezydenci uznali olbrzymie znaczenie
tureckiej ambasady dla amerykańskich Żydów:
„…zwłaszcza dla rosnącej liczby syjonistów wśród żydowskiego elektoratu,
odkąd żydowska ojczyzna w Palestynie pozostawała pod bezpośrednią
kontrolą rządu tureckiego. W tym czasie ambasada w Turcji postrzegana
była jako domena quasi-żydowska.”
W 1910 roku liczba syjonistów w USA siegała dwudziestu tysięcy,
wliczając w to wielu profesorów, prawników i biznesmenów. Nawet gdy idea
syjonistyczna była w powijakach i uważana była za stosunkowo słabą ruch
syjonistyczny był ruchem, z którego zdaniem zaczęli liczyć się
kongresmeni, zwłaszcza we wschodnich miastach. Syjonizm kontynuował
ekspansję i już do 1914 roku powstało kilka dodatkowych grup i frakcji
syjonistycznych. W 1903 powstała religijna frakcja Mizrachi, w 1905
Partia Pracy a w 1912 Hadassah, syjonistyczna organizacja kobieca. A był
to dopiero początek.
Oficjalne pismo syjonistów z 1912 roku dumnie deklaruje „gorliwą i
nieustanną propagandę prowadzoną w niezliczonych społecznościach”.
Departament stanu
Departament Stanu – niezależny od głosów i dotacji na kampanie wyborcze,
odpowiedzialny za rekomendowane i wdrażanie polityki korzystnej dla
wszystkich Amerykanów był bardziej sceptyczny wobec syjonistów, których
postrzegał jako środowisko próbujące wykorzystać państwo amerykańskie
dla celów szkodzących jemu samemu.
Rok po roku amerykańscy oficjele rządowi, dyplomaci i wojskowi
ostrzegali przed ruchem syjonistycznym jako stojącym w opozycji do
amerykańskich wartości i interesów.
Sekretarz Stanu Philander Knox pierwszym urzędnikiem w strukturach
Departamentu Stanu. W 1912 roku, gdy Syjonistyczne Stowarzyszenie
Literackie zwróciło się o poparcie ich idei do prezydenta Williama
Tafta, Knox zareagował pisząc, że „problemy syjonizmu prezentują pewne
sprawy związane z interesem innych krajów niż nasz własny”.
Syjoniści w 1912 zaliczyli niewielki krok wstecz, jednak w tym samym
roku odnieśli znaczące zwycięstwo, sukces, który miał mieć ogromne
konsekwencje zarówno na arenie międzynarodowej jak i w samych Stanach
Zjednoczonych i który był częścią wzorca wpływów wykorzystywanego po
dziś dzień.
Louis Brandeis, syjonizm i „Parushim”
W 1912 roku wybitny żydowski prawnik Louis Brandeis, który miał
zostać sędzią Sądy Najwyższego zaangażował się w ruch syjonistyczny. W
ciągu dwóch lat został przewodniczącym międzynarodowego Centralnego
Biura Syjonistycznego (ZCO), które chwilę wcześnie przeniosło swą
siedzibę z Niemiec do Ameryki.
Podczas gdy Brandeis jest doskonale znany Amerykanom jako sędzie Sądu
Najwyższego, niewielu zdaje sobie sprawę z jego zaangażowania w I wojnę
światową, jego koneksji w Palestynie i jego działaniom polegającym na
zapewnieniu kadr dla syjonistycznej sprawy. Brandeis rekrutował
studentów, głównie z Harvardu by działali na rzecz syjonizmu, był
również protektorem ich późniejszych karier. Autor Peter Grose pisze:
„Brandies utworzył elitarne, tajne stowarzyszenie o nazwie Parushim, z
hebrajskiego oznaczającym faryzeuszy oraz separację. Wyrosło ono z
Harvardzkiego Towarzystwa Menory. Gdy absolwenci rozjeżdżali się po
kraju by kontynuować zawodowe kariery, ich zaangażowanie w sprawę
syjonistyczną było utrzymywane poprzez przynależność do sekretnego
bractwa, spotkania jego członków. Przyjmowani do tego grona kandydaci,
podczas uroczystej ceremonii przysięgali „strzec i przestrzegać prawa
bractwa, zachować w tajemnicy jego istnienie i cele”.
Metody działania syjonistów Brandeisa
Rekrutujący wyjaśniał kandydatom do bractwa metody działania na rzecz
syjonizmu. Zalecane było działanie skryte, ingerencja w najróżniejsze
dziedziny. Dziedziną, która leżała w obrębie największego
zainteresowania była edukacja. Rekruci musieli zdać sobie sprawę, że
otwarte działanie, nagłośnione akcje byłyby samobójcze dla sprawy. Grose
wyjaśnia metodologię stowarzyszenia:
„Członkowie byli nakłaniani do spotkań z wpływowymi ludźmi, nie
nachalnie ale w początkowo luźnych kontaktach, na przyjacielskich
zasadach. Określono sugestie działania na rzecz realizacji dążeń
syjonistycznych na długo przed tym zanim oficjalni rządowi planiści
wymyślili cokolwiek. Przykładowo, w 1915 roku lider Parushim
rozpowszechnił opinię, że Brytyjczycy mogą osiągnąć pewne korzyści za
ich wcześniejsze deklaracje poparcia dla utworzenia państwa żydowskiego w
Palestynie.
Brandeis był bliskim przyjacielem prezydenta USA Woodrowa Wilsona i
sprawnie wykorzystywał tą pozycje dla sprawy syjonistycznej, będąc
przykładowo pomostem między prezydentem a brytyjskimi syjonistami. W
1916 Brandeis oficjalnie zrezygnował z przewodzenia ruchowi
syjonistycznemu w USA. Jednak było to posunięcie pozorne. W 1918 został
honorowym przewodniczącym zreorganizowanej Syjonistycznej Organizacji
Ameryki (ZOA). Było to jednak coś więcej niż „honorowe przewodnictwo”,
cały czas był na bieżąco w półświatku syjonistycznej działalności. Jak
pisze historyk Donald Neff, poprzez swoich podwładnych był on cały czas u
władzy mimo nie zajmowania oficjalnie pozycji przywódcy. Jednym z jego
podwładnych był kolejny sędzia Sądu Najwyższego Felix Franfurter,
którego działalność syjonistyczna również została pominięta w większości
opracowań historycznych.
Ruch syjonistyczny dramatycznie rozrósł się w czasie I wojny światowej,
mimo wysiłków anty-syjonistycznych Żydów amerykańskich, nazywających
ruch „separatystycznym, rasistowskim, nie-amerykańskim i obcym
zjawiskiem”.
I wojna światowa i Deklaracja Balfoura
Syjoniści odegrali rolę w przyłączeniu się Stanów Zjednoczonych do I
wojny światowej. Sami twierdzili, że była to rola kluczowa, jednak jej
znaczenie nadal pozostaje kwestią sporów wśród historyków.
Co jest w tej sprawie istotne? Po pierwsze: rola syjonistów w
zaangażowanie się Ameryki w wojnę, nieważne od tego Czu kluczowe, duże
czy niewielkie stanowi ważną kartę historii tej wojny i historii świata.
Po drugie: ich rola została całkowicie przemilczana na kartach
historii.
Od samego początku ruchu syjoniści zdawali sobie sprawę z konieczności
zapewnieniają sobie wsparcia mocarstwa na wypadek utworzenia państwa
żydowskiego na terenie już zamieszkałym przez nie-Żydów. Żydzi próbowali
zapewnic sobie wsparcie kontrolującego Palestynę Imperium Otomańskiego,
ale ich starania spełzły na niczym (mimo, że mieli możliwość osiedlania
się w innych częściach imperium i zostania obywatelami tureckimi).
Wtedy zwrócili się ku Wielkiej Brytanii, która początkowo również nie
była entuzjastycznie nastawiona do tego pomysłu, mając na uwadze fakt
zamieszkania Palestyny przez Arabów oraz szczególnego znaczenia
Jerozolimy dla trzech wielkich religii.
Jednak Wielka Brytania była uwikłana w wojnę a rok 1916 nie był dla nich
zbyt dobry. Ta kartą zagrało wpływowe środowisko syjonistyczne w USA
składając propozycję lobbowania na rzecz przystąpienia Ameryki do wojny w
zamian za poparcie dla idei państwa żydowskiego w Palestynie.
Gwarancje te pomogły Wielkiej Brytanii bardzie pro syjonistyczny kurs co
zaowocowało słynną Deklaracją Baloura, listem adresowanym do Lorda
Rothschilda (podpisanym przez brytyjskiego ministra spraw zagranicznych
Lorda Balfoura a napisanym przez syjonistę Leopolda Amery). W deklaracji
tej Brytania obiecuje „obstawać za ustanowieniem w Palestynie ojczyzny
dla narodu żydowskiego” oraz „dołożeniem wszelkich starań do osiągnięcia
tego celu”. Deklaracja mówiła oczywiście o nie podejmowaniu działań
mogących godzić w prawa nie-żydowskich mieszkańców Palestyny, którzy w
tym czasie stanowili 90 procent jej populacji. Mimo, że nie była to
całkowita pochwała idei syjonistycznych, sami syjoniści widzieli w tej
deklaracji przełom i szansę na rozszerzenie swoich działań w
przyszłości. Negocjacje z Wielką Brytanią i Deklaracja Balfoura były
tematem wielu syjonistycznych dokumentów i rozpraw. Przykładowo, Samuel
Landman, sekretarz Światowej Organizacji Syjonistycznej odniósł się do
nich w 1935 roku w artykule w World Jewry pisząc, że porozumienie między
syjonistami i Wielką Brytanią dało wyraźny sygnał poparcia brytyjskiego
gabinetu dla dążeń żydowskich do zajęcia Palestyny a odbyło się to w
zamian za poparcie sprawy alianckiej przez Żydów w USA oraz wytworzenie
radykalnie prowojennego nastroju w społeczeństwie.
Brytyjski Kolonialny Sekretarz Lord Cavendish w memorandum do rządu
brytyjskiego w 1923 roku przypomniał zasługi syjonistów dla
przystąpienia Ameryki do wojny pisząc, że „negocjacje z syjonistami
miały znaczący wpływ na datę interwencji wojennej rządu Stanów
Zjednoczonych”.
W podobnym tonie wypowiadał się były premier Wielkie Brytanii Lloyd
George: „Syjonistyczni liderzy dali nam wyraźne obietnice, jeśli Alianci
zobowiążą się do udzielenia poparcia dla ustanowienia domu dla narodu
żydowskiego w Palestynie zrobią oni wszystko by pozyskać nastroje Żydów i
uzyskać poparcie na całym świecie dla uznania sprawy alianckie.
Dotrzymali słowa”
Prośbę do Kongresu o przystąpienie Ameryki do wojny skierował w 1917
roku prezydent Wilson, ten który w wyborach obiecał Amerykanom trzymać
ich z daleka od tego konfliktu. W tym czasie uwięziono również znaczną
liczbę antywojennych aktywistów.
Paryska konferencja pokojowa
Wpływy Brandeisa i innych syjonistów pozwoliła im utworzyć sojusz z
Wielką Brytanią, jednym ze światowych mocarstw. Było to niezwykłe
osiągnięcie niepaństwowej grupy i miara rosnącej siły tego ruchu. Jak
pisze historyk Kolsky „ruch syjonistyczny był już ważną siłą w
międzynarodowej polityce”.
Po wojnie amerykańscy syjoniści wysłali delegacje do Paryża, by wzięła
udział w konferencji pokojowej. Byli to głównie przedstawiciele
Światowej Organizacji Syjonistycznej, która miała lobbować za „żydowskim
domem” w Palestynie i wtłoczyć słowa Balfoura w porozumienia pokojowe.
Siła delegacji syjonistycznej wzmacniał udział wielu wysoko postawionych
syjonistów w oficjalnej delegacji amerykańskiej.
Opozycje w stosunku dla syjonistów na paryskiej konferencji stanowili
amerykańscy liderzy chrześcijańscy wspierający przez lata prawo
Palestyńczyków do samostanowienia. Mimo udziału wielu prominentnych
liderów chrześcijańskich ich protesty zostały storpedowane przez lobby
syjonistyczne.
Najbardziej prominentnym Amerykaninem na Bliskim Wschodzie był w tym
czasie dr Howard Bliss, szef Amerykańskiego Uniwersytetu Beirutu, który
przybył do Paryża by zaproponować utworzenie komisji w celu ustalenia,
czego ludzie zamieszkujący Palestynę chcieliby dla siebie samych.
Sugestia ta została przyjęta przez amerykański personel.
Przed katastroficzny wpływem syjonizmu dla obu stron, arabskiej i
żydowskiej ostrzegał także profesor Uniwersytetu Princeton Philip Brown,
który przybył do Paryża by lobbować przeciwko syjonistom.
Prezydent Wilson zdecydował o wysłaniu do Palestyny komisji mającej
zbadać na miejscu sytuacje i nastroje dotyczące napływu Żydów. Po
sześciu tygodniach badania nastrojów wśród palestyńskich Arabów jak i
Żydów delegacja znana jako komisja Kinga-Crane’a raportowała przeciwko
syjonistycznym propozycjom nieograniczonej imigracji Żydów do Palestyny i
uczynienia jej państwem żydowskim. Komisja orzekła, że utworzenia tam
państwa żydowskiego byłoby „najpoważniejszą ingerencją a prawa
obywatelskie i religijne zamieszkujących Palestynę wspólnot
nie-żydowskich”. Podkreśliła również, że poddanie Palestyńczyków stałej
presji finansowej i społecznej mającej na celu zmusić ich do opuszczenia
swojego kraju byłoby rażącym naruszeniem prawa do samostanowienia i
praw człowieka. Stwierdzili oni również, że „dobrobyt i rozwój”
społeczności w regionie wytworzył „święte przekonanie, że mieszkańcy
tego regionu powinni być całkowicie wolni a rząd krajowy powinien
czerpać swój autorytet z woli i wolnego wybory rodzimych populacji”.
Raport komisji nie pominął także kwestii religijnych: „…Miejsca, które
są święte dla chrześcijan, mających związek z Jezusem, które są święte
także dla muzułmanów, są nie tylko nie święte dla Żydów ale są przez
nich znienawidzone. Zważywszy na te okoliczności jest po prostu
niemożliwym aby muzułmanie i chrześcijanie byli usatysfakcjonowani
oddaniem tych miejsc w ręce żydowskie.”
Raport ten jednak został stłumiony pod wpływem działań Brandeisa i
innych wpływowych syjonistów. Jak odnotowują historycy, wraz z
pogrzebaniem raportu komisji Kinga-Crane’a zniknęła duża przeszkoda na
syjonistycznej drodze. Stany Zjednoczone zostały zmuszone do obrania
kursy pro syjonistycznego, wypełniania syjonistycznych dyrektyw.
„Polski antysemityzm” – narzędzie promocji syjonizmu
Na długo przed Hitlerem, syjoniści zaczęli używać rzekomego
europejskiego „antysemityzmu”, jako sposobu zdobycia poparcia dla swojej
idei. W 1919 roku znakomity młody dyplomata Hugh Gubson został
nominowany na stanowisko amerykańskiego ambasadora w Polsce. Po
przybyciu do Polski zaczął raportować, że jest tu znacznie mniej
antysemickich incydentów niż zarzuca się to Polakom w Ameryce. W liście
do matki pisał on: „Te zarzuty są fabrykowane wyłącznie poza granicami
Polski dla celów antypolskich”.
Jego doniesienia zwróciły uwagę Brandeisa i jego protegowanego,
(późniejszego członka Sądu Najwyższego USA) Felixa Frankfurtera, który
domagał się spotkania z Gibsonem. O zarzutach czołowych syjonistów
Gibson pisał tak:
„Zrobiłem [jak twierdził Brandeis i Frankfurter] więcej złego dla rasy
żydowskiej niż ktokolwiek żyjący w ostatnich stuleciu. Powiedzieli, że
moje raporty dotyczące kwestii żydowskiej w Polsce obiegły świat i
zniszczyły ich pracę. W końcu powiedzieli, że obstaje przy twierdzeniu,
że antyżydowskie ekscesy są przesadzone, na co odpowiedziałem, że
faktycznie były i myślę, że każdy Żyd chciałby o tym wiedzieć.”
Frankfurter dał do zrozumienia, że jeśli Gibson będzie kontynuował swoje
raporty, syjoniści zakwestionują jego nominację w Senacie.
Rozwścieczony Gibson wysłał 21-stronicowy list do Departamentu Stanu.
Podzielił się on swoimi podejrzeniami, że jest częścią „realizowanego z
zimną krwią planu doprowadzenia do tak złej sytuacji Żydów w Polsce by
zwrócili się oni ku idei syjonistycznej”.
W 1923 roku kolejny amerykański dyplomata w Polsce wicekonsul Monroe Kline potwierdził analizy Gibsona:
„Powszechnie wiadomo, że syjoniści stale rozprzestrzeniają propagandę
prześladowań politycznych i religijnych, za pośrednictwem swoich agend
na całym świecie.” Dodał także: „Żydzi w biznesie prześladują Polaków o
wiele bardziej niż Polacy prześladują Żydów w sposób polityczny.”
„Polski antysemityzm” jest do dziś często używanym narzędziem żydowskich
interesów, to dla nich co jakiś czas wyciągane są kontrowersyjne
incydenty z przeszłości, przedstawiane przez media z jedynej słusznej
czyli żydowskiej perspektywy. Podobnie jak inne narody europejskie,
Polaków próbuje się czynić współwinnymi „holocaustu”, co daje Żydom
moralna przewagę i niezwykle skuteczny argument polityczny.
Do roku 1922 w USA było około 200 tysięcy syjonistów. Do roku 1948
liczba ta wzrosła do prawie miliona. Syjonistyczne wydawnictwa prasowe
wyrastały każdego roku. Jeden tylko nowojorski dziennik syjonistyczny
docierał do 535 tysięcy rodzin w 1927 roku.
Syjoniści i naziści
Używanie „antysemityzmu” dla promocji ideologii syjonistycznej było
kontynuowane w czasach dojścia do władzy Adolfa Hitlera, gdy syjoniści
sabotowali wysiłki emigracyjne niemieckich Żydów, a czasem nawet
współpracowali z nazistami w celu wytworzenia przekonania światowej
opinii publicznej do konieczności utworzenia państwa żydowskiego w
Palestynie.
Dziennikarz Erskine B. Childers, syn byłego prezydenta Irlandii pisał:
„Jedną z najważniejszych cech walki o Palestynę było celowe
wykorzystanie przez syjonistów sytuacji nieszczęsnych ofiar hitleryzmu,
które posłużyły za moralny argument, który Zachód musiał zaakceptować.
Dokonano tego czuwając, by zachodnie kraje ni otwierały szeroko swoich
wrót dla osób z obozów dla wysiedlonych. Jest nieprawdopodobnym, że tak
poważnej i ponurej kampanii poświęcono tak mało uwagi w kontekście walki
o Palestynę , była to przecież kampania, która ukształtowała całą
późniejszą historię. Dokonano tego sabotując zachodnie systemy
przyjmowania żydowskich uchodźców”.
Gdy Franklin Delano Roosevelt starał się zapewnić schronienie żydowskim
uchodźcom z Niemiec, syjoniści protestowali przeciwko tym propozycjom,
ponieważ tereny na które mieli trafić uchodźcy nie obejmowały Palestyny.
Morris Ernst wysłannik Roosevelta do uchodźców napisał:
„..Aktywni żydowscy przywódcy potępili, wyszydzili a następnie
zaatakowali mnie jako zdrajcę. Na jednym z obiadów zostałem otwarcie
oskarżony o wspieranie planów swobodnej imigracji w celu osłabienia
pozycji politycznego syjonizmu. Moi syjonistyczni przyjaciele
sprzeciwiali się im”.
Ernst napisał, że napotykał taką samą fanatyczną reakcję wśród
wszystkich żydowskich grup i ich liderów, którzy, jak to określił „nie
byli zbytnio zmartwieni ludzką krwią o ile nie była to ich własna krew”.
Roosevelt zrezygnował ze swoich planów zapewnienia schronienia
europejskim Żydom mówiąc Ernstowi: „Nie możemy tego zrealizować,
ponieważ dominujący głos żydowskich liderów Ameryki nie popiera tego.”
Fabrykowanie “antysemityzmu” w Iraku
Podczas gdy syjoniści marzyli o masowym napływie w ten region świata,
większość irackich Żydów nie chciała mieć z tym pomysłem nic wspólnego.
Naczelny rabin Iraku oświadczył, że Żydzi i Arabowie od tysiąca lat
cieszą się takimi samymi prawami i przywilejami i nie uważają się za
oddzielne części tego narodu.”
Syjoniści dokładali wszelkich starań aby to zmienić. Pisarz i były oficer CIA Wilbur Crane Eveland pisze:
„Aby ukazać Irakijczyków jako anty-amerykańskich oraz by sterroryzować
irackich Żydów, syjoniści podłożyli bomby w Biurze Informacyjnym USA
oraz w synagogach. Wkrótce po tym pojawiły się ulotki nakłaniające Żydów
do wyjazdu do Izraela.” Autor uważa, że zwiększenie populacji Izraela
było celem spreparowania arabskiego terroryzmu względem Żydów. W
podobnym tonie wypowiada się Naeim Giladi, iracki pisarz żydowskiego
pochodzenia, mieszkający później w Izraelu i Stanach Zjednoczonych:
„Żydzi z islamskich terytoriów nie emigrowali zbyt chętnie do Izraela.
By zmusić ich do emigracji Żydzi zabijali Żydów, dodatkowo zagarniając
kolejne ziemie arabskie. Żydzi przy wielu okazjach odrzucali pokojowe
propozycje swoich arabskich sąsiadów. Piszę o tym co pierwszy premier
Izraela nazwał ‘okrutnym syjonizmem”. Piszę o tym ponieważ byłem częścią
tego.”
Narodziny współczesnego lobby izraelskiego
Bezpośrednim prekursorem dzisiejszego lobby był ruch syjonistyczny z lat
czterdziestych XX wieku, pod przewodnictwem pochodzącego z Litwy rabina
Abba Hillel Silvera, założyciela Amerykańskiej Rady Syjonistycznej
(AZEC). Syjoniści zinfiltrowali wielka organizację żydowską United
Jewish Appeal, uzyskują tym samym dostęp do ogromnych środków
finansowych: 14 milionów dolarów w 1941 roku i 150 milionów w roku 1948.
Z takimi środkami AZEC mogła rozpocząć wielopoziomową kampanię
propagandową skierowaną do każdego sektora amerykańskiego społeczeństwa.
Mówiąc słowami jednego z koordynatorów organizacji Sy Kenena rozpoczęta
została „polityczna i PR-owa ofensywa mające na celu uzyskanie poparcia
kongresmenów, duchowieństwa, wydawców, naukowców, przedsiębiorców i
robotników”. Aktywiści organizacji zostali poinstruowani w metodach
działania jakimi były m.in. nawiązywanie kontaktów z politykami czy
przedsiębiorcami. Przechodzili również szkolenie z zakresu dyskusji i
studiowali antysyjonistyczną publicystykę ucząc się sprzeciwiać jej
argumentom.
Syjonistyczne grupy aktywistów były organizowane od najniższego szczebla
lokalnych działaczy z 400 lokalnymi komitetami i 76 oddziałami
regionalnymi, dystrybuowano miliony ulotek, finansowano badania naukowe,
zamawiano setki artykułów prasowych, przeprowadzano ogromne kampanie
pisania listów do rządowych instytucji,, uzyskano poparcie znacznej
liczby dziekanów uniwersytetów i wykładowców. Wszystkie te działania
finansowane były przez AZEC.
Działania syjonistów w tym czasie opisuje w swoich pamiętnikach rabin
Elmer Berger: „Była to wszechobecna propaganda dosięgająca każdego
punktu politycznej presji w tym kraju”. W swoim 48 dorocznym raporcie
Syjonistyczna Organizacja Ameryki (ZOA) przechwala się „ogromem działań,
docieraniem do każdego aspektu amerykańskiego życia”.
Berger i inni antysyjonistycznie nastawieni amerykańscy Żydzi próbowali
organizować się przeciwko „cynizmowi i oszustwu jakim cechują się
machina syjonizmu”, jednak nigdy nie udało im się choćby zbliżyć do
poziomu finansowego swoich oponentów, co uniemożliwiło skuteczne
działanie Antysyjonistycznej Amerykańskiej Rady dla Judaizmu (AZACJ).
Dodatkowo wielu ludzi obawiało się personalnych ataków potężnego
środowiska syjonistycznego za którym na śmierć i życie obstawało wielu
wpływowych polityków, kongresmenów i senatorów.
Gdy niektóre z żydowskich szkół niechętne były promocji syjonizmu wśród
uczniów , syjoniści podejmowali działania służące infiltracji zarządów
szkół, umieszczenia w nich swoich dyrektorów. Nie wszystkie placówki
uległy tym działaniom, ale syjoniści w tym samym czasie zakładali także
własne, pro syjonistyczne szkoły.
W latach 1943-44 ZOA rozprowadziła ponad milion ulotek i broszur w
bibliotekach, szkołach, środowiskach religijnych. Sprzedaż książek o
tematyce pro syjonistycznej oscylowała w granicach trzech do czterech
tysięcy rocznie. Syjoniści, wspólnie z wydawcami dotowali książki
autorów nie żydowskich wspierających sprawę syjonistyczną, niektóre z
nich przy odpowiedniej promocji stawały się najlepiej sprzedającymi się
książkami w skali kraju.
Syjonizm chrześcijański
Silver i inni syjoniści odegrali kluczową rolę w wykreowaniu
chrześcijańskiego poparcia dla syjonizmu. Fundusze syjonistów zostały
użyte do ożywienia działalności podupadającej organizacji protestanckiej
American Palestine Committee (ACP). Główne biuro Silvera wydało
dyrektywę:
„ACP musi zostać natychmiastowo zorganizowana z każdej wspólnocie chrześcijańskiej”
AZEC uformował także inną grupę wśród chrześcijańskich duchownych –
Christian Council on Palestine (CCP). Wewnętrzne dyrektywy AZEC mówiły,
że działalność obu grup ma na celu zjednanie chrześcijańskiej Ameryki
dla sprawy syjonistycznej.
Pod koniec II wojny światowej liczba członków CCP wzrosła do trzech
tysięcy, zaś ACP liczyła około sześciu i pół tysiąca aktywistów,
wliczając w to senatorów, kongresmenów, duchownych, prawników,
burmistrzów, dziennikarzy, liderów organizacji społecznych i związków
zawodowych.
Historyk Richard Stevens podkreśla, że w pro syjonistycznej krucjacie
chrześcijańskiej szeroko wykorzystywany był argument potrzeby pomocy
ludziom w potrzebie. Stevens wyjaśnia:
„Powód tego był jasny. Podczas gdy wielu Amerykanów mogło nie być
przychylnych sprawie syjonistycznej, tradycyjny amerykański humanitaryzm
może być wykorzystany na potrzeby sprawy syjonistycznej poprzez problem
uchodźców.” Niewielu, jeśli którykolwiek, z tych działaczy
chrześcijańskich zdawało sobie sprawę z natury syjonizmu oraz z tego, że
utworzenie państwa żydowskiego doprowadzi do wysiedleń setek tysięcy
nie-żydowskich mieszkańców Palestyny tworząc nowy i znacznie trwalszy
problem uchodźców. Zapewne wielu z późniejszych aktywistów
chrześcijańskich zdawało sobie sprawę, że w istniejącym już Izraelu
atakowanych jest wiele świętych miejsc chrześcijaństwa. Pisarz Donald
Deff pisze:
„… Po zajęciu przez izraelskie wojsko Jafy 13 maja 1948 roku, dwa dni
przed narodzinami Izraela miejsce miała profanacja chrześcijańskich
kościołów”
31 maja 1948 roku grupa chrześcijańskich liderów zrzeszona w Christian
Union of Palestine publicznie uskarżała się na wykorzystanie kościołów
na izraelskie bazy wojskowe i profanację ich. Dodali, że 14 kościołów
zostało uszkodzonych, zginęło trzech księży a ponad sto kobiet i dzieci
doznało obrażeń. Na postawę izraelskich wojsk w stosunku do
chrześcijańskich instytucji w Palestynie uskarżał się w Departamencie
Stanu Konsulat Generalny USA.
Syjonizm chrześcijański jest pielęgnowany również dziś, wysiłki
syjonistów by przekonać chrześcijan, że sprawa Izraela jest również ich
sprawą nie ustają. Dziś „więź” tą wytwarza się także przy pomocy teorii
„starcia cywilizacji” co w obliczu masowej imigracji muzułmańskiej do
Europy trafia na podatny grunt i łączy sprawę izraelskiej hegemonii na
Bliskim Wschodzie z obroną „wartości zachodnich”.
Opozycja w Departamencie Stanu i Pentagonie
Departament Stanu i analitycy Pentagonu konsekwentnie sprzeciwiali się
syjonizmowi uważając go za szkodliwy dla amerykańskich interesów i
sprzeczny z fundamentalnymi amerykańskimi wartościami. Opinia Konsula
Generalnego USA w Jerozolimie Evana M. Wilsona nie była odosobniona.
Pisał on:
„Doszedłem do wniosku, że poparcie naszego rządu dla ustanowienia
państwa żydowskiego w Palestynie, wbrew woli większości jego mieszkańców
(Arabów) będzie błędem, który wpłynie niekorzystnie na światowy pokój
oraz amerykańskie interesy”. Podobnego zdania byli inni dyplomaci,
którzy przestrzegali przed utrata prestiżu USA w regionie i
postrzeganiem tego kraju jako zdrajcy zasad, głoszonych podczas II wojny
światowej.
Gdy syjoniści rozpoczęli kampanie na rzecz poruszenia tematu podziału
Palestyny w ONZ, zakładającego przyznanie 55 procent Żydom (stanowiącym
wówczas 30 procent ludności posiadającej 6 procent ziemi) stanowczo
protestował przeciwko temu dyrektor Biura ds. Bliskiego Wschodu i Afryki
Loy Henderson. Mówił on, że podział ten będzie musiał być
przeprowadzony przemocą z pominięciem jakichkolwiek zasad. Pisał on:
„…[podział] zagwarantuje, że problem Palestyny będzie problemem stałym i
jeszcze bardziej skomplikowanym w przyszłości. … [propozycje podziału]
stoją w definitywnej sprzeczności z różnymi zasadami zawartymi w Karcie
ONZ jak również w stosunku do zasad na których oparta jest amerykańska
koncepcja rządu. Przykładowo, propozycje te ignorują takie zasady jak
samostanowienie czy rządy większości. Oparte są one na koncepcji
teokratycznego, rasowego państwa, w kilku przypadkach idą tak daleko, że
dopuszczają dyskryminacje rasową i religijną”.
Nieugięta pozycja Hendersona nie pozostała bez reakcji syjonistów którzy
domagali się jego rezygnacji, używając wobec niego wypróbowanego
sposobu oskarżenia o „antysemityzm”, posunęli się nawet do prób
zastraszania jego rodziny. Ostateczne Henderson został odsunięty od
spraw bliskowschodnich i mianowany ambasadorem w Nepalu w 1948 roku.
W 1947 roku raport CIA pod nazwą „Przegląd sytuacji na świecie w
stosunku do bezpieczeństwa narodowego USA” podaje, że przywódcy
syjonistów „wykorzystują szerokie humanitarne współczucie” w dążeniu do
celów, które zagrozić mogą nie tylko samym Żydom także strategicznym
interesom zachodnich mocarstw na Bliskim Wschodzie.
Przed poparciem dla podziału Palestyny ostrzegali także inni urzędnicy,
zwracają m.in. uwagę na możliwość zagrożenia interesów naftowych USA i
zwiększeniem wpływów ZSRR.
Analitycy Pentagonu byli zgodni co do tego, że „żadna grupa w tym kraju
nie może mieć pozwolenia wpływania na politykę do tego stopnia, że
zagrozić to może bezpieczeństwu narodowemu.
Raport Rady Bezpieczeństwa Narodowego ostrzegał przed zawirowaniami w
Palestynie określając je mianem zagrożenie bezpieczeństwa USA, zaś CIA
podkreślała znaczenie naftowych interesów Ameryki na Bliskim Wschodzie.
Departament Stanu zauważył, że syjonistyczne działania wyczerpuja
narodowe bogactwo Ameryki dla działań i inwestycji w obcych krajach.
Departament Stanu w wewnętrznym memorandum przewidział dokładnie to co stało się później w Palestynie:
„… Żydzi będą rzeczywistymi agresorami w stosunku do Arabów. Jednak będą
oni twierdzić, że bronią jedynie granic swojego państwa, które zostały
wyznaczone przez ONZ. W takiej sytuacji Żydzi poskarżą się w Radzie
Bezpieczeństwa ONZ, że ich państwo stało się obiektem zbrojnej agresji i
za wszelką cenę będą ukrywać fakt, że to oni są agresorami wobec Arabów
co zaowocowało arabskim kontratakiem”.
Amerykański wicekonsul William J. Porter przewidział z zabójcza dokładnością, że nie będzie państwa arabskiego w Palestynie.
Pro-izraelska agenda zdominowała amerykańską politykę
W 1949 roku amerykański konsul Burdett poinformował, że izraelscy
oficjele otwarcie chwalą się siłą społeczności żydowskiej w USA w
oddziaływaniu na politykę tego kraju. Dodał, że „Izrael zamierza
pozyskać dla siebie cała Palestynę”.
Amerykański ambasador próbował przekonac prezydenta Trumana by ten nie
angażował się w syjonistyczne interesy argumentując: „… Żadna instytucja
publiczna, niezależnie od tego jak wielki jest jej prestiż, nie jest
warta by ryzykować żywotne interesy amerykańskie. Przeciwny taki
argumentom był polityczny doradca prezydenta Clark Clifford, który
wierzył, że żydowskie poparcie i dotacje były niezbędne do wygrania
nadchodzących wyborów prezydenckich. Oponent Truman, Dewey, obstawał za
tą samą pro-syjonistyczną opcją z tych samych względów.
Budziło to oczywisty sprzeciw wielu oficjeli, jednak ich siła przebicia
była niczym w porównaniu z wpływami lobby syjonistycznego. W swoich
wspomnieniach prezydent Truman pisał: „Nie pamiętam bym kiedykolwiek
odczuł tak duży nacisk i propagandę w Białym Domu jak miało to miejsce w
tym przypadku”. W tym czasie w USA było około miliona syjonistów
dotujących prezydenckie kampanie.
Tak jak wtedy, tak samo i dziś oprócz presji środowiska rozdzielane są
również kompensacje finansowe, np. w postaci dotacji kampanii
wyborczych.
Wpływy osobiste
Jedną z kluczowych postaci odgrywających znaczna rolę w finansowych
operacjach pomiędzy syjonistami i prezydentem Trumanem był Abraham
Feinberg, bogaty biznesmen, który później odgrywał podobną rolę za
prezydentury Kennedyego i Johnsona.
Niewielu Amerykanów zdawało sobie sprawę z roli Feinberga i lobby
syjonistycznego finansującego Trumana w jego zwycięstwie w wyborach.
Jedną z postaci działających na rzecz syjonizmu i jego wpływu na
politykę USA przy prezydencie Trumanie był David K. Niles, nazywany
Tajemniczym Człowiekiem Trumana. Był to jeden z członków wybranej grupy
zaufanych doradców, których rola była trzymana z daleka od publicznej
wiadomości. Za kulisami pracy przy prezydencie Niles regularnie
wymieniał informację z szefem waszyngtońskiego biura Syjonistycznej
Organizacji Ameryki. Gdy ujawniono ten fakt, Truman musiał wybierać
pomiędzy rezygnacją Nilesa i dymisją szefa Sztabu Generalnego Omara
Bradleya. Wkrótce po tym, Niles zrezygnował i udał się do Izraela.
Kolejną osobą, która osobiście wpływała na prezydenta był jego stary
przyjaciel z Cansas City Eddie Jacobson, aktywny członek B’nai B’rith
(organizacji założycielki osławionej syjonistycznej agendy znanej pod
nazwą Liga Przeciwko Zniesławieniu kierowanej przez Abrahama Foxmana) i
żarliwy żydowski nacjonalista który pomógł w dostępie do prezydenta
syjonistycznym lobbystom. Truman, w swoim otoczeniu uczynił Jacobsona
osobą, której decyzje miały zasadnicze znaczenie. Evan M. Wilson,
długoletni dyplomata i Konsul Generalny w Jerozolimie pisał, że Truman
był w dużej mierze motywowany przez „krajowe czynniki polityczne”.
Nietrudno odgadnąć jakie czynniki miał na myśli. Warto nadmienić fakt,
że jedna z ważniejszych przemów Trumana dotycząca polityki USA została
napisana przez waszyngtońskiego reprezentanta Jewish Agency.
Plan podziału Palestyny w ONZ
Gdy syjonistom udało się osiągnąć i umocnić szerokie oparcie dla planu
podziału Palestyny w USA, pomimo zastrzeżeń części amerykańskich
ekspertów, przyszła kolej na przeforsowanie pomysłu w ONZ. Miało zostać
to osiągnięte za pomocą skoordynowanej kampanii łapówek i gróźb. Robert
Nathan, który pracował dla amerykańskiego rządu i był aktywnym członkiem
Jewish Agency pisał: „Użyliśmy wielu narzędzi”. Syjonistycznymi
argumentami dla przeciwników podziału Palestyny były np. informacje
dostarczane poszczególnym delegacjom, mówiące o możliwości użycia
syjonistycznych wpływów do zablokowania pomocy amerykańskiej dla danego
kraju w przypadku głosowania jego delegatów nie po myśli syjonistów. Jak
przyznają działacze syjonistyczni, każdy trop został pieczołowicie
sprawdzony, zrobiono kompletne rozeznanie nastrojów wśród delegatów, nic
nie zostało pozostawione przypadkowi.
Delegaci amerykańscy uwikłani w działalność syjonistyczną składali wielu
krajom propozycje nie do odrzucenia. Członek Sądu Najwyższego Felix
Frankfurter, Clark Clifford oraz dziesięciu senatorów naciskali na
Filipiny, David Niles zorganizował podobne akcje nacisku w Liberii,
Bernard Baruch przekazał francuskim oficjelom groźbę wstrzymania pomocy
USA dla Francji jeśli jej delegaci zagłosują przeciwko podziałowi.
Delegaci Ameryki Łacińskiej usłyszeli, że głosowanie za podziałem
uczyniłoby bardziej prawdopodobnym projekt budowy Autostrady
Panamerykańskiej. Zaproponowano pomoc finansową dla Haiti, w zamian za
zmianę stanowiska w sprawie podziału. Oprócz tego rozdawane były
„okazjonalne upominki”.
Przed głosowaniem delegat filipiński dał płomienne przemówienie
przeciwko podziałowi zwracając uwagę na „pierwotne prawa do decydowania
narodu o własnej politycznej przyszłości oraz zachowania integralności
terytorialnej własnej ojczyzny”. Powiedział on, że nie może uwierzyć, że
Zgromadzenie Ogólne może popierać ruch, który „zawróci świat z powrotem
na drogę niebezpiecznych zasad rasowej wyłączności i do archaicznych
rządów teokratycznych”. Dwadzieścia cztery godziny później głosował on
za podziałem Palestyny.
33 masakry później: państwo Izrael staje się faktem
Przejście w ONZ uchwały o podziale Palestyny doprowadziło do przemocy,
która przewidzieli analitycy Departamentu Stanu i Pentagonu, a do której
przygotowywali się syjoniści. Izraelscy żołnierzy dopuścili się rzezi
33 palestyńskich wsi połowę z nich zmasakrowano zanim jakikolwiek
arabski opór stał się faktem. Żydzi byli o wiele lepiej wyposażeni,
posiadali więcej ludzi pod bronią. Pod koniec izraelskiej „wojny o
niepodległość” 750 tysięcy Palestyńczyków zostało wypędzonych. Syjoniści
osiągnęli swój cel: Izrael, ich wymarzone „państwo żydowskie” stało się
faktem.
Opisy zbrodni syjonistów były koszmarne. Świadkowie mówili o masowych gwałtach, mordowaniu kobiet i dzieci.
Przedstawiciel Szwajcarskiego Czerwonego Krzyża Jacques de Reynier był
jednym z pierwszych, którzy przybyli na miejsce masakry w palestyńskiej
wiosce Deir Yasin w kwietniu 1948 roku. Autor George Ball (który był
podsekretarzem stanu w administracji Johnsona i Kennedyego oraz
amerykańskim ambasadorem przy ONZ) napisał, że przedstawiciele
Czerwonego Krzyża znaleźli 254 ciała zamordowanych przez izraelskie
oddziały Palestyńczyków, w tym 145 kobiet z czego 35 było ciężarnych.
Oprawcy prawdopodobnie ustawili ofiary w rzędzie i zastrzelili.
Naoczny świadek tych wydarzeń i późniejszy pułkownik izraelskiego wojska
tak opisywał oprawców z terrorystycznych organizacji syjonistycznych
Irgun i Stern: „Nie potrafili walczyć, ale jako mordercy byli całkiem
dobrzy”.
Reynier w swoich notatkach zapisał, że gdy dotarł na miejsce masakry
członkowie Irguny z bronią nadal penetrowali domu zamordowanych. Opisał
młoda Żydówkę trzymająca w ręku zakrwawiony nóż i scenę zasztyletowania
staruszka w drzwiach jego domu. Porównał działania syjonistów do
oddziałów SS, które widział w Atenach.
Richard Catling, brytyjski wysłannik wydziału karnego raportował: „Nie
ma wątpliwości, że atakujący Żydzi dopuszczali się okrucieństw na tle
seksualnym. Wiele dziewczynek zostało zgwałconych a następnie
zamordowanych. Dotknęło to także kobiety w podeszłym wieku.”
Masakry dopuścili się dwie bojówki syjonistyczne (których dowódcy:
Menachem Begin i Icchak Shamir zostali później premierami Izraela) i
były koordynowane z głównymi siłami izraelskimi których elitarna
jednostka brała udział w części operacji. Menachem Begin, szef Irgunu i
późniejszy premier posłał do swoich oddziałów przesłanie dotyczące ich
„zwycięstwa” w Deir Yassin:
„Przyjmijcie moje gratulacje z okazji tego wspaniałego aktu podboju.
Pragnę przekazać moje pozdrowienia dla wszystkich dowódców i żołnierzy.
Ściskamy wasze dłonie. Wszyscy jesteśmy dumni z przywództwa i ducha
bojowego okazanego w tym wspaniałym ataku. Stajemy na baczność ku
pamięci poległych. Z miłością ściskamy ręce rannych. Powiedzcie
żołnierzom: swoim atakiem i podbojem napisaliście historię Izraela.
Kontynuujcie to aż do zwycięstwa. Tak jak w Deir Yassin będziemy
atakować i bić wroga. Boże, Boże, tyś wybrał nas do podboju”.
Około sześciu miesięcy później Begin który publicznie wziął
odpowiedzialność za inne akty terroru (m.in. zamach bombowy na Hotel
Króla Dawida w Jerozolimie, w którym zginęło 91 osób)wybrał się w
tournee po Ameryce. Sponsorami jego wycieczki były tak znane osobistości
jak dramaturg Ben Hecht, który otwarcie pochwalała terrorystyczne
metody Irgunu, a także 11 senatorów, 12 gubernatorów, 70 kongresmenów,
17 sędziów i wielu innych urzędników państwowych. Zablokować wizę dla
Begina próbował, świadomy rzezi jakich dokonują jego bojówki,
Departament Stanu. Jednak próby te spotkały się z odmową prezydenta
Trumana. Begin z dumą opowiadał o swojej terrorystycznej działalności w
amerykańskiej telewizji. Gdy prowadzący program spytał go „jak w świetle
tego wszystkiego co się dzieje, czuje się w roli ojca terroryzmu na
Bliskim Wschodzie” Begin odpowiedział: „Na bliskim Wschodzie? Na całym
świecie!”
Żydowscy terroryści w Ameryce
Irgun działał w Ameryce od lat trzydziestych XX wieku. Jak pisał później
jeden z jego liderów „to w Europie tamtych dni narodził się pomysł aby
główną siłę naszej działalności przenieść do Stanów Zjednoczonych, i tam
okazało się, że nasza misja trwać będzie znacznie dłużej niż pierwotnie
planowaliśmy”
„My” odnosi się do małej grupy znanej jako Delegacja Irgun która
działała w USA od lat trzydziestych do 1948 roku, która wykreowała
dziesiątki „organizacji frontowych”, czyli grup paramilitarnych. Celem
Delegacji Irgunu była również propaganda na terenie Ameryki. Amerykański
Irgun miał dwóch liderów: Icchaka Bez-Ami (ojca założyciela żydowskiej
organizacji J-Street działającej dziś w USA na rzecz bezpieczeństwa
Izraela) oraz „Petera Bergsona”, występującego pod tym pseudonimem
Hillela Kooka. Organizacja zwana była także Grupą Bergsona.
Pośród niezliczonej liczby akcji podejmowanych przez Irgun w USA było
lobbowanie w Białym Domu i Kongresie, organizowanie marszów na
Waszyngton z udziałem kilkuset rabinów, zamieszczanie całostronicowych
ogłoszeń proizraelskich w największych gazetach Ameryki, czy świętowanie
„żydowskiego wkładu w zachodnią cywilizację”.
Podczas gdy niektóre z organizacji stworzonych przez Irgun nawoływały do
ratowania Żydów w Europie, głównym ich celem było „utworzenie armii
bezpaństwowców i palestyńskich Żydów” . Było to celem syjonistów na
długo przed tym zanim sytuacja Żydów w Europie stała się tragiczna z
powodu hitleryzmu. Autor William Rubinstein pisze:
„Trudno uwierzyć by propozycje Bergsona nie miały więcej wspólnego z
utworzeniem jądra żydowskiego w Palestynie, które miałoby zostać użyte
przeciwko Brytyjczykom i Arabom, niż z przyjściem z pomocą europejskim
Żydom.”
Krytycy działalności Irgunu podkreślają, że organizacji tej nie udało się uratować z rąk hitlerowców ani jednego Żyda.
Wujem Bergsona-Kooka był rabin Avraham Icchak Kook, pochodzący z Europy
Wschodniej, który został naczelnym rabinem Palestyny. Pracował on przy
deklaracji Balfoura w Wielkiej Brytanii i, co ważniejsze, opracował
podwaliny ideologii, która połączyła kabalistyczna wersję judaizmu z
politycznym syjonizmem, dając ekstremistyczną mieszankę religijnego
syjonizmu pielęgnowanego po dziś dzień. Rabin Kook, który wśród swoich
zwolenników w USA i Izraelu uzyskał niesamowity autorytet stwierdzał:
„Różnica pomiędzy duszą Żyda a duszą nie-Żyda jest taka jak pomiędzy
duszą człowieka i duszami bydła.”
W ramach Irgunu działała nie tylko frakcja religijno syjonistyczna, jak
pisze historyk Judith Baumel, grupa ta „przejawiała wiele cech
charakterystycznych dla wschodnioeuropejskiego protofaszyzmu”. Irgun nie
omieszkał nawiązywać współpracy także z komunistami i Żydami
zasilającymi lewicową scenę Ameryki. Organizacja docierał do nowych
zwolenników poprzez kolorowe reklamy, porywające slogany, wielu
historyków podziwia jej sukcesy propagandowe.
Inna terrorystyczną grupą żydowska w Ameryce była Rada Akcji Politycznej
dla Palestyny sformowana przez rabina Barucha Korfa, który pośrednio
przyznał, że finansowanie terroryzmu należy do jednego z celów jego
grupy. W 1948 roku Korf wykupił dużą reklamę w New York Post nazywającą
sprzeciw Departamentu Stanu wobec podziału Palestyny „wyraźnym i prostym
antysemityzmem… zwykłym codziennym antysemityzmem, który żyje w sercach
i umysłach rządzących wolną Ameryką”.
Syjoniści w Ameryce zajmowali się wszystkim dziedzinami propagandy ale
także nielegalnych działań terrorystycznych. Administracja Trumana, z
Feinbergiem jako głównym darczyńcą, nie podjęła działań po doniesieniach
CIA o nielegalnym przemycie broni przez Feinberga i syjonistów.
Pośród tych grup operował także Instytut Sonnenberga nazwany mieniem
Rudolfa G. Sonnenberga, potomka bogatej rodziny niemiecko-żydowskiej z
Baltimore. Sonnenberg po raz pierwszy spotkał przywódce syjonistów i
późniejszego premiera Izraela Davida Ben Guriona w 1919 roku gdy na
prośbę przyjaciela rodziny, sędziego Brandeisa wziął udział w delegacji
syjonistów na konferencję pokojową w Wersalu jako jej sekretarz. W 1945 w
siedzibie Sonnenberga na Manhattanie odbyło się spotkanie siedemnastu
wpływowych gości. Uczestniczył w nim jeden rabin, pięciu prawników i
bogaci biznesmeni a także sam Ben Gurion, uważany za „ojca założyciela”
Izraela. Celem spotkania było utworzenie tajnej organizacji będącej
amerykańskim ramieniem syjonistycznych bojówek w Palestynie – Hagany.
Celem organizacji miało być finansowanie i wspieranie terrorystów w
Palestynie. Były to cele, „które nie mogły być głoszone publicznie”.
Różnorodność grup wspierających walkę Żydów i ich niesamowite wpływy
pozwoliły zorganizować przemyt broni na wielka skalę, od karabinów
maszynowych do ciężkich bombowców B-17 „Latająca Forteca”.
Władze amerykańskie próbowały zastopować to co było nie tylko
nielegalne, ale i ekstremalnie szkodliwe. W 1948 roku szef CIA
kontradmirał R.H. Hillenkoetter raportował do Sekretarza Obrony o
przemytniczej działalności syjonistów: „Bezpieczeństwo narodowe USA jest
zagrożone tymi działaniami, jest to poważne zaangażowanie w nielegalny
obrót bronią”. Autor Grant Smith pisze, że za czasów Trumana nielegalny
obrót bronią przez syjonistów był traktowany pobłażliwie i bardzo rzadko
ścigany.
Infiltracja środowiska europejskich wysiedleńców
Podobna podziemna kampania miała miejsce w Europie. Syjoniści
przeniknęli do środowisk wysiedleńców by zorganizować akcję emigracji do
Palestyny. Gdy okazało się, że tylko niewielka część europejskich Żydów
chce wyemigrować, raport syjonisty rabina Klaussnera stwierdzał:
„ludzie musza być zmuszeni by udać się do Palestyny”. Autor Alfred
Lilienthal pisze, że osiągano to różnymi środkami, odbierania racji
żywnościowych, wydalenia z obozów, zwolnienia z pracy, pozbawianie
ochrony prawnej i praw wizowych a nawet „publicznej chłosty opornych
rekrutów do armii izraelskiej”.
Amerykańska opinia publiczna była przekonana, że pragnieniem
europejskich Żydów jest emigracja do Palestyny. Zatajano przed nią
świetnie zorganizowaną i dotowaną akcję. Brytyjski generał, który był
zastępca Eisenhowera w przygotowywaniu inwazji na Normandię Sir
Frederick Morgan publicznie zauważał, że uchodźcy byli bardzo dobrze
ubrani a ich kieszenie wybrzuszone od pieniędzy. Publicznie zastanawiał
się co skłania ich do chęci wyjazdu. Morgan mówił: „Żydzi zdają się mieć
obmyślony plan stania się światowa potęgą, słabą liczebnie ale
generującą siłę i zdolność do realizacji własnych celów”. Z racji swoich
wypowiedzi był on niezwykle zażarcie atakowany przez prasę i inne
media. Amerykański komik Eddie Cantor pisał o nim na łamach New York
Times: „Myślałem, że Hitler nie żyje”. Oświadczenie w tej sprawie wydał
Światowy Kongres Żydów: „Oskarżenia generała Morgana o ‘tajną żydowską
operację w Europie mająca wymusić exodus do Palestyny są fanatycznie
nieprawdziwe”. Morgan był zmuszony do przeprosin, pomimo, że wielu
historyków określa jego analizy jako poprawne.
Grupa Sieffa: Blokowoanie sprzeciwu wobec Deklaracji Balfoura
Kolejna sekretną grupą działającą na rzecz idei syjonistycznej została
sformowana przez Israela M. Sieffa, brytyjskiego magnata odzieżowego,
który chwilowo mieszkał w USA. Grupa Sieffa była, jak określa to
historyk Grose, „wyrafinowaną wersją Parushim Brandeisa”. Mimo, że jej
istnienie nigdy nie zostało oficjalnie potwierdzone przez jej członków,
rozrosła się ona wśród waszyngtońskich oficjeli w końcowych latach
prezydentury Franklina Delano Roosevelta i początkowych latach
prezydentury Trumana, tak owocnych dla syjonistów. Członkami grupy był
Ben Cohen, członek personelu Białego Domu, Robert Nathan w wywiadzie,
David Ginsburg, David Lilienthal a także David Niles, wysoki rangą
urzędnik prezydenta Roosevelta i Trumana.
Podkład pod przyszłe państwo żydowskie budowany był na najwyższych
szczeblach kształtowania polityki amerykańskiej i w społecznych salonach
Waszyngtonu.
Gdy Departament Stanu i angielscy dyplomaci zauważyli, że działania
syjonistów mogą być szkodliwe dla wojennego wysiłku i planowali
sprzeciwić się Deklaracji Balfoura oraz wezwać do zaprzestania
szkodliwej aktywności, grupa Sieffa, Felix Frankfurter, Hnery Morgenthau
junior, David Niles i Bernard Baruch podjęli natychmiastowe i owocne
działania na rzecz zablokowania tego ruchu.
Uchodźcy palestyńscy
W roku 1949, izraelska „wojna o niepodległość” i kampania oczyszczenia
ziemi z tak wielu nie-Żydów jak to tylko możliwe zaowocowała setkami
tysięcy palestyńskich uchodźców. Przedstawiciel USA w Izraelu wysłał
alarmujący raport do prezydenta Trumana:
„Tragedia arabskich uchodźców szybko osiąga katastroficzne rozmiary i
powinno być traktowane jako katastrofa. Z około 400 tysięcy uchodźców
pozbawionych schronienia i żywności w obliczu nadchodząca zima i zimne
ulewne deszczy zabiją około stu tysięcy starców, kobiet i dzieci.”
Liczba uchodźców rosła i osiągnęła liczbą 750 tysięcy ludzi, sąsiednie
kraje arabskie były zalewane przez głodujących Palestyńczyków , obozy
dla uchodźców pękały w szwach. Departament Stanu USA odnotował, że w
ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy 1948 roku kraje arabskie
przeznaczyły na pomoc dla uchodźców 11 milionów dolarów, podkreślając,
że suma ta w świetle dość ograniczonych budżetów tych krajów jest sumą
stosunkowo ogromną. Raport odnotował, że jako pomoc Izrael zaoferował…
500 skrzynek pomarańczy. Dodać należy, że w roku poprzednim Izrael nabył
nieruchomości warte 480 milionów dolarów.
Dziennikarz i naukowiec Anders Stinndberg pisze:
„W procesie judaizacji Palestyny liczne kościoły, klasztory i seminaria
zostały zniszczone lub odebrane ich właścicielom i opiekunom. W jednym z
najbardziej spektakularnych ataków na cele chrześcijańskie 17 maja 1948
roku syjoniści zbombardowali Ormiański Patriarchat Ortodoksyjny,
ostrzeliwali go z okupowanego klasztoru Benedyktynów na Górze Syjon.
Bombardowanie zniszczyło także dwa inne klasztory, dwie szkoły
podstawowe, seminarium i bibliotekę, śmierć poniosło osiem osób a 120
zostało rannych.
Truman, którego pro syjonistyczna postawa wykreowała przemoc w
Palestynie, teraz próbował nakłonić Izrael do zezwolenia uchodźcom na
powrót do ich domów. Głównym przedstawicielem Trumana w tej sprawie był
Mark Ethridge, były dziennikarz Louisville Courier Journal, który
oburzony izraelską odmową napisał do Departamentu Stanu:
„To co widzę to aborcja sprawiedliwości i człowieczeństwa, przy której nie chce odgrywać roli położnej”.
W końcy DS zagroził wstrzymaniem 49 dolarów nieprzydzielonych funduszy
pożyczki Import-Export Banku dla Izraela, jeśli ten nie zezwoli 200
tysiącom uchodźców na powrót do domu. Amerykański koordynator ds.
uchodźców George C. McGhee dostarczył te informację ambasadorowi Izraela
, który zareagował bardzo spokojnie. Po kilku godzinach od powrotu do
biura McGhee odebrał telefon z Białego Domu, w którym został
poinformowany, że prezydent dystansuje się od jakichkolwiek działań
Im-Ex Banku dotyczących wstrzymania pożyczki.
Edwin Wright, ekspert Departamentu Stanu ds. bliskowschodnich w latach
1945-47 powiedział w ustnym wywiadzie, że temat wykorzystywania USA
przez syjonistów w celu budowania teokratycznego państwa były w
środowisku amerykańskiej elity tematem tabu, sprzeczne z interesami i
wartościami Ameryki oraz, że każda próba przeciwdziałania syjonistycznym
działaniom były blokowane przez prezydenta Trumana.
Syjonistyczne wpływy w mediach
Jak pisze historyk Richard Stevens, syjoniści bardzo szybko nauczyli się
wykorzystywać naturę amerykańskiego systemu politycznego: że polityka
może być uprawiana poprzez wywieranie społecznej presji i urabianie
opinii publicznej. Pozyskanie wpływów w mediach różnego typu było
kluczowym składnikiem ich sukcesu. Od samego początku syjoniści
dokładali starań by temat żydowskiego państwa w Palestynie był stale
obecny w mediach. Po utworzeniu Izraela i na krótko przed tym faktem
media opiewały jego powstanie jako wspaniałą wiadomość ukazując ją w
emocjonalny sposób i umniejszając znaczenie tragedii mieszkańców
Palestyny. W pewnym momencie gdy Departament Stanu zwrócił się do
Izraela by ten zezwolił uchodźcom palestyńskim na powrót do domów,
Sekretarz Stanu Marschall napisał:
„Liderzy Izraela popełnili poważny błąd w obliczeniach jeśli myśleli, że
gruboskórność w sprawie tego tragicznego problemu umknie światowej
opinii publicznej.”
Marschall zwrócił uwagę na wysiłki syjonistów by ograniczyć do minimum
informacje na ten temat docierające do Amerykanów. Badanie Departamentu
Stanu z 1949 roku mówi o tym, że opinia publiczna była „nieświadoma
problemu palestyńskich uchodźców zanim nie zostały nagłośnione przez
prasę i radio”.
Alfred Lilienthal w 1953 roku wyjaśniał: „Zdobycie amerykańskiej prasy
przez żydowski nacjonalizm było w rzeczywistości niezwykle kompletne.
Gazety i czasopisma, kolumny redakcyjne i wiadomości przedstawiały
syjonistyczny punkt widzenia przez, w trakcie i już po podziale
Palestyny.”
Gdy gazeta Saturday Evenening Post opublikowała artykuł Miltona Mayera
krytykujący żydowski nacjonalizm (w tym samym numerze zamieszczono dwa
artykuły opozycyjne do tekstu Mayera), syjoniści zorganizowali kampanie
przeciwko gazecie jakiej nie doświadczyła w swojej długiej historii.
Redakcja została zalana jadowitymi listami, anulowane zostały
prenumeraty i wycofane reklamy. Post wyciągnął wnioski z tej lekcji i
odmawiał w przyszłości publikowania artykułów, które mogłyby wywoływać
podobne reakcje.
Była to (i jest nadal) typowa i niezwykle skuteczna metoda oddziaływania
syjonistów na media. Sprawne wykorzystywanie żydowskiego cierpienia i
stosowanie finansowych i moralnych szantaży gdy chodzi o kwestie
Palestyny bądź innych działań, które mogą rzucać złe światło na Izrael.
Groźba wycofania reklam oraz oznaczenia danego wydawnictwa łatką
„antysemickiego” skutkuje po dziś dzień. Można tu przytoczyć dwa
przykłady: profesora Uniwersytetu i wybitnego archeologa YaleMillara
Burowsa i jego książki „Palestyna to nasza sprawa”, okrzykniętej przez
Amerykańską Organizację Syjonistyczna mianem „antysemickiej, mimo, że
profesor był wiceprzewodniczącycm organizacji o nazwie Krajowa Rada ds.
Walki z Antysemityzmem. Drugim przykładem jest dziś profesor Norman
Finkelstein, autor książki „Przedsiębiorstwo Holocaust” dotyczacą
eksploatowania przez Żydów ich wojennych tragedii w celach politycznych i
finansowych. On również, mimo, że jest potomkiem ocalonych z rak
hitlerowców został uznany przez syjonistów za wroga Żydów.
„Syjonistyczną kontrolą środków przekazu” nazwała porażki w lobbowaniu u
prezydenta Trumana za wywarciem presji na Izrael odnośnie powrotu do
domów wypędzonych Palestyńczyków, Dziekan Bernard College Virginia
Gildersleeve. Syjoniści rozpoczęli kampanie również przeciwko niej
nazywając ja publicznie „chrześcijańską antysemitką”. Dodac należy, że
Gildersleeve pracowała przy opracowaniu preambuły Karty Narodów
Zjednoczonych, później poświęciła się prawom człowieka na Bliskim
Wschodzie.
Syjonistyczna kontrola mediów jest faktem i dziś, niemalże wszystkie
wielkie korporacje medialne należą do syjonistycznie nastawionych Żydów,
te które do nich nie należą są przeważnie jeszcze bardziej
proizraelskie. Przy takiej dominacji nie jest trudne urabianie światowej
opinii publicznej i przygotowywaniu jej np. na kolejne wojny toczone w
imieniu interesów Izraela a także przekonanie narodów, że Izrael
okupując i mordując od dekad Palestyńczyków łamiąc wszystkie konwencje
działa jedynie w obronie własnego terytorium i narodu. Oddziaływanie
syjonistów na media i ich potężne wpływy odczuło na własnej skórze wielu
publicystów próbujących podejmować niewygodne dla nich tematy na
przestrzeni lat. Syjonistyczna kontrola mediów jest jednak tematem na
tyle obszernym, że w odniesieniu do czasów współczesnych należałoby
poświęcić jej obszerny artykuł.
Słowo końcowe
W dzisiejszym świecie lobby syjonistyczne określa się mianem lobby
żydowskiego, z racji faktu, że niemal wszystkie organizacje, religijne
bądź świeckie działają na rzecz interesów Izraela. Antysyjonistyczni
Żydzi stanowią bardzo mały procent ogółu a ich siła oddziaływanie nie
może równać się z potężnymi organizacjami syjonistów. A tych jest
niemało. Wśród nich znajduje się B’nai Brith i jej dziecko – Liga
Przeciwko Zniesławieniu (Anti Defamation League) operująca na całym
świecie, Southern Poverty Law Center, Światowa Organizacja
Syjonistyczna, Federacja Żydowska, kongresy Żydów europejskich,
niemieckich, austriackich, rosyjskich itd. Sieć syjonistycznych
organizacji oplata cały świat realnie wpływając na politykę rządów i
kontrolując niemal w całości media. Stosują te same skuteczne metody
moralnego szantażu, eksploatacji „antysemityzmu”, którego temat jest
sztucznie podtrzymywany w mediach (co jakiś czas w mediach musi ukazać
się artykuł dotyczący „antysemickiego incydentu”, tak aby temat ten
stale zwracał uwagę opinii publicznej).
Dzisiejsze społeczeństwa są wręcz terroryzowane „antysemityzmem” i
wychowywane w poczuciu długu wobec Żydów i ich cierpień. Dzisiejsze
liczące się w świecie państwa hojnie dotują Izrael, pomimo permanentnej
polityki terroru wobec Palestyńczyków. Izraelska armia jest hojnie
dotowana nie tylko przez przejęte dla syjonistycznej sprawy Stany
Zjednoczone ale również przez dławione holocaustowi czkawką Niemcy,
które oprócz rekompensat zbroją bezpłatnie Izrael (np. przez
przekazywanie mu nowoczesnych łodzi podwodnych) oraz inne kraje.
Wytwarzane przeświadczenie zagrożenia Izraela prowokuje kolejne wojny
przy przeświadczeniu światowej opinii publicznej o zagrażającym nam
wszystkim Iraku, Iranie czy innym kraju. W świetle historii ruchu
syjonistycznego wyjątkowe stosunki amerykańsko-izraelskie nie mogą
nikogo dziwić, lecz natura syjonizmu i jego cele nadal są przed tą
opinią publiczną skrzętnie ukrywane przez media.
By Ajwaj.
Na podstawie artykułu Alison Weir, przewodniczącej
amerykańskiej organizacji Council for the National Interests,
działającej na rzecz sprawiedliwej polityki amerykańskiej wobec
Bliskiego Wschodu , ochronie interesów Ameryki opartych na wartościach
jej założycieli.
Źródło: http://answ.wordpress.com/
"Po co Pan Bóg stworzył żydów polskich, jak nie po to, abyśmy z nich mieli służbę szpiegowską?",,Bezmyślność charakteru polskiego pod względem dóbr doczesnych czyniła zawsze z Polski eldorado dla Żydów.” - Otto von Bismarck
Strony Filmy
- Strona główna
- Żydowscy kaci Polaków
- Niszcz Syjonizm - Archiwum
- Pogromy i masowe mordy Żydów na Polakach
- Film
- Książka
- Kontakt
- Sprawa śp. dra Dariusza Ratajczaka
- Żydzi na usługach ІІІ Rzeszy
- Na każdy temat
- Stanisław Tworkowski:Polska Bez Żydów
- Stefan Korboński:Polacy, Żydzi I Holocaust
- Roman Kafel:O żydowskich zbrodniarzach wojennych
- Roman Dmowski : Kwestia Żydowska
- Israel Shamir : Bankierzy i złodzieje!
- Ks. prof. Józef Kruszyński : Dlaczego występuję przeciwko Żydom
- Stanislaw Witkowski : Żydzi, przestańcie kłamać ! ! !
- J.Mazur : Jak Warszawa broniła się przed żydami
- "ŻYDZI IDĄ !"
- Strzeż się żydów i bolszewików!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz