wtorek, 6 marca 2018

Marzec ’68 i żydowska wściekłość za… antykomunizm

Pięćdziesiąta rocznica Marca ’68 w Polsce wykorzystywana jest przez lewicowe gazety, media diaspory żydowskiej i izraelskie (a także niemieckie), by ponownie uderzyć w rzekomy „tradycyjny polski antysemityzm”. Niektórych wpływowych działaczy żydowskich – takich jak Efraim Zuroff – oburza jednak fakt, iż polski rząd „miał czelność” uznać komunizm za system zbrodniczy, nazwać „ludobójczym” i zrównać z nazizmem. Bo wynikałoby z tego, że skoro komunizm był „ludobójczy”, to Żydzi zajmujący wysokie stanowiska w strukturach partii komunistycznej byli „ludobójcami”. A to podobać się nie może.

O polskim Marcu ’68 pisze się w dwojaki sposób. Przede wszystkim w kontekście „tradycyjnego polskiego antysemityzmu”, który doprowadził do wygnania połowy z szacowanej na 30 tysięcy osób wspólnoty żydowskiej. Ci jej reprezentanci, którzy pozostali, zaczęli ukrywać swoją tożsamość, osłabiając tym samym obecność kultury żydowskiej w naszym kraju.

Nieco inaczej pisano jeszcze przed „aferą” z nowelizacją ustawy o IPN. Po jej przyjęciu, a także późniejszych działaniach, nasiliła się antypolska retoryka – i to mimo iż izraelscy politycy przyznają, że Polska to najważniejszy sojusznik spośród państw UE, pomagający osłabiać antyizraelskie rezolucje. Ma ważne znaczenie biznesowe dla rozwoju izraelskiej branży nowych technologii. Tel Awiw jest też zainteresowany sprzedażą gazu do Polski, a także ścisłą współpracą z nami przy rozwoju odnawialnych źródeł energii.


Tylko tu udało się reaktywować wspólnotę żydowską
Jeszcze w 2012 roku Agencja Praw Podstawowych, która przeprowadziła badania na grupie 5 847 Żydów w Belgii, Francji, Niemczech, na Węgrzech, we Włoszech, na Łotwie, w Szwecji i Wielkiej Brytanii. Stwierdziła, iż dwie trzecie ankietowanych uważała antysemityzm w tych krajach za poważny problem. Na Węgrzech stwierdziło tak 90, a we Francji – 85 procent. Z badania europejskiej agencji dowiadujemy się także, że 38 procent Żydów unikało noszenia rzeczy, które pozwoliłyby na identyfikację ich narodowości. We Francji czyniła tak połowa badanych a w „tolerancyjnej” Szwecji, która gani Polskę za „ksenofobię”, nawet 60 procent. Badanie wykazało, że prawie połowa Żydów z tych państw chciała wyjechać do Izraela lub innego kraju, obawiając się ataków fizycznych. Francję chciało opuścić aż 70 procent Żydów.

Jako że diaspora pełni ważną funkcję w polityce zagranicznej Izraela, Europejskie Centrum Monitorowania Rasizmu i Ksenofobii (EUMC) – obecnie Agencja Praw Podstawowych – przygotowało nową, roboczą definicję antysemityzmu. Objęła ona nie tylko rasowe czy religijne uprzedzenia do samych Żydów, ale również krytykę polityki Izraela, porównywanie jej do „rasistowskiej” polityki narodowo-socjalistycznych Niemiec.

O tych i innych kwestiach parlamentarzyści izraelscy oraz ważni politycy z Europy oraz USA dyskutowali na pierwszej, historycznej sesji zagranicznej Knesetu. Zorganizowano ją w Polsce w styczniu 2014 roku. Wtedy to w mediach wydawanych w Izraelu oraz Stanach Zjednoczonych ukazało się szereg artykułów o imponującym odrodzeniu żydowskim w naszym kraju. Autorzy tych materiałów nie piętnowali „polskiego antysemityzmu”. Wypowiadający się na łamach gazet Żydzi mówili, że dobrze czują się w Polsce i z wielką nadzieją patrzą w przyszłość. Dziennikarze czołowych gazet (amerykańskich i izraelskich) pisali o młodej generacji Żydów, „odkrywających” swe korzenie oraz o młodych Polakach, którzy zaangażowali się w propagowanie ich kultury. Wierzono, że możliwe jest odrodzenie dużej wspólnoty żydowskiej w Polsce.

Sami Żydzi szacują, że w naszym kraju mieszka około 25 tysięcy osób, które mają takie jak oni korzenie, ale o nich nie wiedzą. Dlatego też zadaniem instytucji odradzających się w Krakowie, Warszawie i Łodzi jest uświadomienie im tego. Wszyscy byli zgodni, że w Polsce nie ma antysemityzmu na dużą skalę – takiego jak w innych krajach europejskich, na przykład Francji.

Jonathan Ornstein, szef Centrum Wspólnoty Żydowskiej w Krakowie wyraził się jeszcze bardziej dobitnie, stwierdzając w 2012 r. dla „The Tablet”, iż „Polska jest jedynym krajem w Europie, gdzie powiodły się próby reaktywowania wspólnoty żydowskiej. W większości przypadków próby ożywienia tej wspólnoty w krajach europejskich nie były pozytywnym doświadczeniem. Polska jest jedynym krajem na świecie, w którym bycie Żydem na co dzień jest bezpieczniejsze, łatwiejsze i bardziej akceptowalne niż gdzie indziej”. W owym czasie zwracano także uwagę, że spośród państw całej Europy to właśnie nad Wisłą można robić najlepsze interesy. – Polski rząd dostaje rocznie równowartość dwudziestu miliardów dolarów z funduszy europejskich na rozwój przemysłu i infrastruktury, a dotacje oferowane na założenie nowych firm innowacyjnych (start-ups) są naprawdę sowite. Za każdego dolara wniesionego przez firmę zagraniczną do gospodarki polskiej w postaci myśli innowacyjnej, rząd daje trzy dolary w formie dotacji. Polski rząd jest wyjątkowo zainteresowany izraelskimi technologiami – przekonywał inwestorów z Tel Awiwu ekspert David Vita. Stwierdził także: – Nikt w Polsce nie neguje Holokaustu ani faktu pomagania nazistom przez niektórych Polaków (…). W pewnym sensie Polacy są bardziej otwarci na mówienie o Holokauście niż my sami.

Co się więc stało, że Żydzi demonizują rzekomy „polski antysemityzm”?
25 stycznia – jeszcze przed wybuchem „afery” w sprawie ustawy o IPN – „The Jewish Chronicle”, najstarszy i bardzo wpływowy tygodnik żydowski (wydawany w Londynie od 1841 roku), pisał o polskim Marcu ’68 zwracając uwagę na tajne porozumienie z rządem brytyjskim dla umożliwienia wjazdu polskich Żydów do Wielkiej Brytanii.

„Antysemityzm ze strony nominalnie socjalistycznego rządu polskiego doprowadził do tajnej umowy o złagodzeniu warunków wstępnych dla polskich Żydów poszukujących schronienia” – czytamy. Gazeta przypomniała, że lobby żydowskie w różnych krajach podjęło działania, by rządy zezwoliły na wjazd Żydów, nazywanych „piątą kolumną” i „wypędzonych” z pracy i domów w Polsce. Medium przypomniało, że w tym roku przypada 50. rocznica „kampanii antysemickiej z 1968 r.”, w wyniku której połowa polskich Żydów opuściła kraj. Na początku 1968 roku ruch protestu studenckiego nabrał rozpędu w Polsce, podobnie jak w wielu krajach, a rząd komunistyczny zareagował antysemicką kampanią, by go powstrzymać – komentuje pismo. „Początkowe protesty nie miały nic wspólnego z Żydami, Izraelem i syjonizmem – czytamy – ale dwóch wybitnych studentów, którzy zostali aresztowani w jednym z pierwszych wieców, było Żydami. Antysemityzm zapewnił władzom dobry i niezawodny sposób reakcji”. Lista nazwisk głównie żydowskich „podżegaczy ruchu protestacyjnego” została przekazana mediom. Władysław Gomułka, pierwszy sekretarz KC PZPR tuż po wojnie sześciodniowej Izraela z krajami arabskimi określił syjonistów mianem „piątej kolumny” – przypomina medium.

W marcu 1968 roku, w długim przemówieniu Gomułka wyjaśnił, że istnieją trzy typy Żydów: syjoniści lojalni tylko wobec Izraela, „kosmopolici”, którzy nie są lojalni ani wobec Polski, ani Izraela, a także ci, którzy są prawdziwie lojalni wobec Polski. Twierdził, że partia odrzuciła antysemityzm rozumiany jako sprzeciw wobec Żydów tylko dlatego, że są Żydami, ale ostrzegł, że „syjoniści” będą musieli opuścić Polskę, podczas gdy „kosmopolici” będący ludźmi o podejrzanej lojalności, nie powinni zajmować żadnego stanowiska o znaczeniu ogólnonarodowym. W międzyczasie w całym kraju zorganizowano dziesiątki wieców, podczas których pojawiły się slogany: „Oczyścić partię z syjonistów” czy „Syjoniści do Izraela”. Rezolucje antysyjonistyczne przyjmowano w miejscach pracy i na spotkaniach partyjnych. W mediach tłumaczono, że za protestami studenckimi kryje się „spisek syjonistyczny”.

Tak postrzega Marzec ’68 żydowski tygodnik. Dalej dodano, że oskarżenia wobec Żydów jako „agentów międzynarodowego imperializmu” były absurdalne. Autor napisał, iż reżim potwierdził swoją władzę w obliczu ruchu protestu wzywającego do większej wolności. Łącząc zaś protesty z Żydami, rząd miał nadzieję na zminimalizowanie poparcia dla wrzenia z 1968 roku. Kampania była bowiem – czytamy dalej – rozgrywana z wykorzystaniem „tradycyjnego polskiego antysemityzmu”, który od dawna „przedstawiał Żydów jako zdradzieckich i reprezentujących ukryte zagrożenie dla narodu polskiego”. Był to, według słów polskiego historyka Dariusza Stoli, „słowny, symboliczny pogrom” (sic!!!!).

Ten „pogrom” mógł mieć wymiar symboliczny, ale jego wpływ na życie pozostałych Żydów w Polsce było ogromne – dodaje gazeta. „The Jewish Chronicle” zauważa, że „wielu żydowskich członków Partii Komunistycznej zostało wyrzuconych z kraju, a około 9 tysięcy Żydów straciło pracę i mieszkania. Kilku popełniło samobójstwo”.

Gazeta przypomniała, że liczba polskich Żydów ubiegających się o opuszczenie kraju wzrosła. Jednak nawet wtedy ci, którzy chcieli wyemigrować, musieli spełnić dwa warunki: oficjalnie ogłosić Izrael jako cel (gdziekolwiek faktycznie zamierzali jechać) i musieli zrzec się polskiego obywatelstwa. Około połowa z 30 tysięcy Żydów mieszkających w Polsce na początku 1968 roku opuściła kraj do 1971 r. Spośród nich mniej niż jedna trzecia trafiła do Izraela.

Brytyjczycy nie chcieli „komunistów i terrorystów”
W maju 1968 r. żydowskie środowiska w Wielkiej Brytanii wszczęły masowe akcje, mające pomóc w otwarciu granic dla „uchodźców ze Wschodu”. Co ciekawe, pismo wskazało, że nie wszyscy brytyjscy urzędnicy mieli ochotę ich przyjmować. Oliver Miles z Ministerstwa Spraw Zagranicznych stwierdził na przykład, że „polski antysemityzm w dużej mierze wynikał z tego, iż zaraz po wojnie było tak wielu Żydów w aparacie partyjnym”. Inny urzędnik, do którego miała zwrócić się ambasada brytyjska w Warszawie z zapytaniem o miejsce dla polskich Żydów, odpowiedział szorstko, że z rąk „terrorystów żydowskich” zginęło wielu brytyjskich żołnierzy i cywili. Byli oni „narażeni na kule i bomby żydowskich terrorystów w okresie do 1948 roku”.

Mimo niechęci, lobbing zadziałał i w styczniu 1969 r. minister spraw wewnętrznych James Callaghan zezwolił Żydom z Polski na wjazd do kraju. Nie wiadomo, ilu spośród nich się udało. Rząd chciał, by „ten akt hojności pozostał tajny”. Co ciekawe, wpływowy tygodnik zwrócił uwagę, że „polska antysyjonistyczna kampania z 1968 roku” nie była czymś wyjątkowym, czy „odosobnionym” przykładem antysemityzmu w Europie. Francuski antysyjonizm łączył tradycyjne idee dotyczące żydowskiego spisku, zdrady i nielojalności z zarzutami o izraelski „rasizm, faszyzm i kolonializm”. Taka forma antysemityzmu przetrwała do dziś.

Wszystko to napisano w artykule, który ukazał się 21 stycznia. Po wybuchu „afery z IPN” pojawiły się już inne relacje na temat Marca ’68. Niemiecki „Die Welt” wykorzystał rocznicę, by napiętnować „ksenofobię” Polaków, którzy nie chcą przyjmować imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu. Cytując „wybitnego polskiego historyka” – jak się wyrażono o Janie Grossie – wskazano, że Marzec ’68 był okazją do pozbycia się żydowskiej obecności z Polski. W 1968 r. walka o władzę w ramach partii komunistycznej między zwolennikami reform a ich przeciwnikami doprowadziła do „antysyjonistycznej” kampanii. W rzeczywistości – zdaniem „Die Welt” – była to „czystka ostatnich polskich Żydów”. Niemieckie medium zacytowało wypowiedzi m.in. rabina Michaela Schudricha, który przestrzegł przed zrównywaniem antysemickiej kampanii z 1968 r. z obecnym sporem. „Byłoby całkowitym błędem twierdzenie, że lata 1968 i 2018 to to samo, nawet jeśli słyszymy podobne głosy” – komentował.

Również agencja Bloomberg czy „Washington Post” wspominając Marzec ’68 akcentują zaniepokojenie młodych Żydów narastającym antysemityzmem. Leonid Bershidsky w artykule z 27 lutego, który ukazał się na stronie Bloomberg News, dał wyraz swemu niedowierzaniu, iż kierownictwo PiS jest antysemickie. „Martwię się jednak, że teraz nie ma już siły, by zrobić cokolwiek z demonami, które zostały przebudzone. W tej części świata trudno je będzie uśpić”. Bardziej skoncentrował się na „nieudolności dyplomatycznej” obecnej władzy, a w sprawie wydarzeń z 1968 r. przywołał oświadczenie środowiska żydowskiego, wyrażającego zaniepokojenie z powodu rosnącego lęku przed antysemickim odrodzeniem.

Cytowany przez dziennikarza Konstanty Gebert uspokajał jednak, że w Polsce nie dochodzi do jakiejkolwiek przemocy fizycznej przeciwko Żydom, ale klimat polityczny stał się bardziej wrogi i w przestrzeni publicznej oraz w sieci kipi od antysemityzmu. Z kolei władza nic z tym nie robi, bo nie chce utracić „antysemickich wyborców”.

„Washington Post” w artykule z 27 lutego pisze o zaniepokojeniu antysemityzmem i rugowaniu Żydów z kraju. Gazeta wskazuje, że w ciągu ostatnich lat udało się pobudzić i doprowadzić do reaktywowania wspólnoty żydowskiej w Polsce. Tymczasem teraz pojawiło się niebezpieczeństwo „zagrażające temu delikatnemu i z trudem osiągniętemu postępowi”. Środowiska żydowskie ​​martwią się, że ludzie mogą „ponownie zacząć ukrywać żydowskie pochodzenie lub powstrzymywać się od ich poszukiwania, jak zrobiło to wielu Żydów po 1968 roku”.

Przygotowywane są również konferencje na uczelniach w Tel Awiwie czy w Wielkiej Brytanii, z udziałem polskich dziennikarzy, uczonych, żydowskich reżyserów. Mają koncentrować się na antysyjonistycznej kampanii i przymusowej imigracji Żydów oraz zaginięciu ostatnich śladów przedwojennej obecności żydowskiej w Polsce. Widać wyraźnie, że środowisko żydowskie jest przerażone możliwością zaprzepaszczenia „dzieła” jej reaktywacji. Przypomnijmy, te próby nie powiodły się do tej pory w żadnym państwie europejskim!

Tel Awiw walczy z „próbą sprzedawania narracji, że komunizm był ludobójstwem”
21 grudnia, kiedy ONZ zagłosowała za przyjęciem rezolucji krytykującej USA za uznanie Jerozolimy jako stolicy Izraela, sześć spośród 28 państw tworzących UE wstrzymało się od głosu. Były to: Czechy, Węgry, Łotwa, Polska, Rumunia i Chorwacja (kiedyś wchodząca w skład Jugosławii), a więc byłe państwa satelickie ZSRS, chociaż nie wszystkie. Byłe kraje sowieckiej strony żelaznej kurtyny – w dodatku te, w których podczas niemieckiej okupacji dokonała się rzeź Żydów – są obecnie najbliższymi zwolennikami Tel Awiwu w UE. Izrael jest żywo zainteresowany dobrymi stosunkami dyplomatycznymi z Polską – pisze Herb Keinon w „Jerusalem Post” z 3 lutego. „Kraj został właśnie członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ na kolejne dwa lata, a rodzaj współpracy, jaki rozwinął się pomiędzy Izraelem a Grupą Wyszehradzką (Polska, Czechy, Słowacja i Węgry) ma ogromne znaczenie. To do nich i Niemiec rutynowo zwraca się Tel Awiw, gdy chce podważyć antyizraelskie rezolucje w UE, pochodzące z Irlandii, Szwecji, Hiszpanii czy Francji” – zauważa.

Przypomnijmy, że na budapesztańskim spotkaniu w lipcu ubiegłego roku premier Netanjahu nieświadomy, że był nagrywany, skrytykował UE za to, że uzależnia robienie interesów handlowych od rozwiązania kwestii palestyńskiej. – Unia Europejska jest jedynym stowarzyszeniem krajów na świecie, które warunkuje stosunki z Izraelem, mającym technologie w każdej dziedzinie, od czynników politycznych. Jedynym! Nikt tego nie robi – mówił oburzony. – To jest szalone. To naprawdę szalone – powiedział, odnosząc się do nacisków Brukseli w sprawie porozumienia z Palestyńczykami. Przypomniał, że wciąż, od 2000 roku, nie została przedłużona umowa stowarzyszeniowa między UE a jego państwem. Nalegał, by premierzy państw Grupy Wyszehradzkiej „pracowali” nad przekonaniem Brukseli do odnowienia umowy, bez uzależniania jej od postępów w procesie pokojowym. – Chiny, Rosja i Indie mają specjalne relacje z Izraelem, które nie zależą od postępu w procesie pokojowym – kontynuował Netanjahu. – Przestańcie atakować Izrael. Zacznijcie wspierać Izrael (...) Zacznijcie wspierać europejską gospodarkę, robiąc to, co robią Amerykanie, Chińczycy i Hindusi – powiedział. – Europa odcina się od Izraela, głównego źródła innowacji – ubolewał.
Ale Izrael ma również podstawowe wartości. Jedną z nich jest obowiązek zachowania pamięci o Holokauście – czytamy w „Jerusalem Post”. Kryzys z Polską w tej kwestii wciąż się rozwija i zmusza Tel Awiw do starannego zrównoważenia swoich interesów i wartości.

Efraim Zuroff, szef biura Centrum Szymona Wiesenthala w Jerozolimie, „ostatni łowca nazistów” uznał, że Netanjahu i inni premierzy tolerowali wypaczanie pamięci o Holokauście przez ostatnie 15 lat na Litwie, Łotwie, w Estonii, Chorwacji i na Ukrainie. – Faktem jest, że niektóre z tych krajów, tak jak kraje bałtyckie, są małe i one bardziej potrzebują Izraela niż Izrael potrzebuje ich – stwierdził. Jednak, jego zdaniem, „problem z Polską nie polega na tym, że jest negowany Holokaust”. – Raczej, że istnieją dwie wyraźne tendencje: próba zminimalizowania własnego udziału w nim i próba sprzedawania narracji, że komunizm był tak samo zły jak nazizm, i że komunizm jest ludobójstwem. Jeśli komunizm jest ludobójstwem, czyli, że Żydzi dopuścili się ludobójstwa, bo byli żydowscy komuniści – powiedział. Zuroff ubolewał, że Izrael nie zareagował w porę na te „wypaczenia”. Teraz ponosi poważne konsekwencje.

Były wysoki rangą dyplomata (m.in. pełnił funkcję ambasadora) Arye Mekel przekonywał, że Izrael musi działać „agresywnie” aby zmienić niekorzystne polskie ustawy. Dawny przedstawiciel swego państwa w Grecji wątpi, by Polacy mścili się, zmieniając swoje stanowisko wobec Izraela w UE lub w ONZ. Polskiemu rządowi zależy na dobrych relacjach z diasporą żydowską i dobrej opinii na Zachodzie.

Polski kierunek rozwijania relacji handlowych: Iran i Liban – dwaj najwięksi wrogowie Izraela
Już w trakcie sporu z Izraelem polski premier gościł w Libanie (12 lutego) i spotkał się tam z premierem Saadem Haririm. Rozmawiał z nim o eksploatacji gazu ze wschodniej części Morza Śródziemnego, gdzie swoje złoża ma także Izrael. W lutym Tel Awiw wraz z Amerykanami zawarł z Egiptem intratny kontrakt na eksport gazu. Premier Morawiecki spotkał się także z prezydentem Libanu, generałem Michalem Aounem, który z zadowoleniem przyjął możliwość udziału polskich firm w projektach rozwojowych i budowlanych na terenie swego kraju. Chodzi między innymi o eksplorację ropy i gazu.

Tel Awiw też chce wysyłać gaz do Europy. Spieszy się z projektem EastMed, który zakłada budowę gazociągu lub uruchomienie terminalu kondensacyjnego na potrzeby dostaw na Stary Kontynent z pól Lewiatan i Tamar. Jednocześnie Orlen i Grupa Lotos już importują ropę z Iranu. W listopadzie zeszłego roku PKN Orlen sfinalizował umowę w sprawie drugiej dostawy ropy irańskiej, która ostatecznie dotarła do Polski w połowie stycznia.

Polski rząd pomaga prawie setce rodzimych firm w wejściu na rynek irański (program Go Iran). W kwietniu zaplanowana jest kolejna wielobranżowa misja firm polskich do tego kraju. Polski biznes wiąże ogromne nadzieje z rozwijaniem relacji handlowych z Teheranem. Nasze państwa łączą dobre relacje. Persja i Imperium Osmańskie jako jedyne nigdy nie uznały rozbiorów Polski. Z kolei dla Izraela zarówno Iran, jak i Liban, gdzie współrządzi Hezbollah, to najwięksi wrogowie. W ostatnich tygodniach doszło do bezpośredniego uderzenia izraelskich sił powietrznych w bazy budowane przez Irańczyków w Syrii i do wyjątkowego zaostrzenia relacji z Libańczykami. Nie jest tajemnicą, że od grudnia ubiegłego roku działa amerykańsko-izraelska grupa robocza, przygotowująca się do wojny z Iranem. Jednocześnie coraz śmielej komentatorzy zagraniczni wspominają o przygotowywaniu się Izraela do uderzenia w Liban, gdzie schronienie znajduje niezwykle silny obecnie Hezbollah, wyposażony w przenośne bardziej precyzyjne wyrzutnie rakietowe.

W tle agresywnej nagonki na Polskę istnieją znacznie poważniejsze kwestie niż mogłoby się wydawać, i nie chodzi jedynie o kosztowne roszczenia. Tel Awiw jest zdruzgotany, że „cios” przyszedł od obecnej władzy – która tak miała sprzyjać interesom żydowskim – więc „dyscyplinuje” nieposłuszną elitę rządzącą.


Agnieszka Stelmach


Za: pch24.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz